piątek, 23 lutego 2018

101 faktów o mnie - bo mogę, a co :D

Heeej Wam!:)

Po pierwsze chciałam Wam podziękować za tyle wyświetleń poprzedniego posta, wow szczerze nie spodziewałam się, że aż tylu z Was zainteresuje temat moich studiów. Ten wpis miał najwięcej wyświetleń spośród wszystkich jakie od sierpnia 2015 roku ukazały się na tym blogu i to w tak krótkim czasie, także wow!:)

Pisanie na swój temat jak pewnie wiecie bywa wciągające, ale dziś postaram się na dłuższy czas zamknąć temat i później w kolejnych wpisach powrócę już do rozmyślań  na temat ludzi i świata oraz napiszę Wam jak dobrze zdać maturę i dostać się na studia tam, gdzie się chce - ale to dopiero za jakiś czas.

Jak zamknąć temat to z hukiem ;) - 101 faktów o mnie, lecimy

1. Moje pełne imię, to oczywiście jak widać - Aleksandra; wszyscy wołają na mnie zwyczajnie - Ola, aczkolwiek mi się to już troszeczkę znudziło. Nigdy nie miałam żadnego pseudonimu.
2. Jak już o tym mowa, to nie znoszę jak ktoś zwraca się do mnie po nazwisku
3. Mam 19 lat, ale rocznikowo niestety już 20
4. Aczkolwiek w sobie czuję się młodziej i bardzo mi to odpowiada; często jestem zwariowana, robię niekonwencjonalne rzeczy, nie zawsze przejmuję się tym, czy coś wypada, mówię spontanicznie to co myślę; lubię skakać na trampolinie i jeździć na lince i sankach ;) :P
5. Wiele osób mówi mi też, że wyglądam na młodszą (zwłaszcza jak jestem bez makijażu) - co również mi odpowiada
6. Nawiązując do makijażu, to w rozbudowanej wersji robię go rzadko; na co dzień używam tylko korektora na twarz i pod oczy, bezbarwnej pomadki i czasem serum do rzęs
7. Jak już pewnie wiecie po ostatnim wpisie - studiuję prawo i bardzo to lubię
8. Pewnie również to wiecie, że wcześniej chciałam studiować raczej dziennikarstwo
9. Mieszkam w Krakowie, aczkolwiek na weekendy prawie zawsze wracam do Gorlic
10. A to dlatego wracam, że mam tu rodzinę i chłopaka za którymi tęsknie, jak też udzielam się w piątki i soboty w oazie przy parafii
11. Na szczęście piątki mam wolne ~ goal fakt o naszym wydziale: mamy zajęcia tylko 4 dni w tygodniu
12. Jak już mowa o moim chłopaku, to jesteśmy razem od wakacji 2016 roku, a dokładniej od Światowych Dni Młodzieży
13. To mój pierwszy związek na poważnie
14. Wcześniej były tylko takie typu "chodzenie w 6 klasie" także no, wiadomo xD
15. Jestem starsza od mojego chłopaka o dokładnie 1 rok 8 miesięcy i 16 dni ;)
16. Mój znak zodiaku to Bliźnięta
17. Aczkolwiek nie wierzę w horoskopy i nie czytam ich
18. Wystrzegam się okultyzmu bo...
19. ... wierzę w Boga:)
20. i wierzę Bogu
21. Jestem wyznania rzymsko-katolickiego
22. Wiara to coś bardzo ważnego w moim życiu, staram się, żeby Bóg zawsze był na pierwszym miejscu, ale wiadomo, jak u każdego - wychodzi różnie
23. Od lutego 2010 roku, czyli już 8 lat jestem w Ruchu Światło-Życie potocznie zwanego Oazą
24. Aktualnie jestem tam animatorką i bardzo się w tym odnajduję, odkrywam, że to miejsce dla mnie:)
25. Z moją wiarą jednak nie zawsze było dobrze, jak każdy miałam w swoim życiu lepsze i gorsze okresy
26. Jestem optymistką, widzę przyszłość w kolorowych barwach, przez co często się zawodzę, bo wychodzi nie tak, jak chciałam
27. Moje 3 żywioły (tak je nazywam) to: taniec (amatorsko, ale mogę się dzięki temu wyżyć), koncerty (jako widz; również mogę się wyżyć) i występowanie na scenie (szkolne teatry, nie mam zapędów do robienia tego na poważnie)
28. Przed występami nie czułam stresu - czułam podekscytowanie i nie mogłam się wprost doczekać aż będzie ta scena VI i zacznę grać
29. Lepiej również wychodziła mi gra "na żywo" już na występie, przy publice, niż na próbach przy pustej sali
30. Ludzie mylnie oceniają mnie jako nieśmiałą, ale już powyższe fakty mogą zweryfikować to jako nieprawdę
31. Bo ja nie jestem nieśmiała tylko... i to jest moja tajemnica, aczkolwiek wiąże się to ze złymi doświadczeniami z przeszłości.
32. Kiedyś określałam siebie jako introwertyczkę, ale teraz przechylam się bardziej w stronę ekstrawertyczki, ale...
33. Mimo wszystko nie lubię grupowej dyskusji; lubię rozmawiać z jedną osobą, max z dwoma naraz; przy dyskusji np w 10 osób trudno jest mi się przebić i dojść do głosu, co chwila ktoś mi przerywa, nie lubię tego, niekomfortowo się wtedy czuję.
34. Od niedawna nie mam już problemu z publicznymi przemówieniami
35. Nie przepadam za pracą w grupie, mam do tego uraz, bo czasami było tak, że ja coś dobrze wiedziałam, a grupa źle i decydowała "większość" i aghhrrrr... Czasami oczywiście nie miałam racji. Jednak do teraz na słowa "praca w grupie" mam ochotę uciekać, gdzie pieprz rośnie
36. Co z tego wynika - wolę pracować w pojedynkę
37. Nigdy nie brałam z niczego korepetycji
38. Wahałam się, czy nie wziąć z angielskiego, ale koniec końców nic z tego nie wyszło
39. W szkole; podstawówce, gimnazjum, liceum radziłam sobie bardzo dobrze, nauka nie sprawiała mi nigdy większych problemów
40. Jeśli lubicie liczby, to powiem Wam, że z testu trzecioklasisty miałam 38/40 pkt, szóstoklasisty 37/40pkt, a punktów do liceum miałam w sumie 170 i jestem z tych wyników zadowolona, pomimo, że nie mają teraz większego znaczenia, ważne co zostało w głowie.
41. Teraz, pisząc to nigdzie tego nie sprawdzałam  - po prostu mam dobrą pamięć do takich rzeczy
42. Kończąc temat wyników w szkole, miałam 9 razy świadectwo z paskiem (czyli zawsze w podst, gim i  LO, bo w 1-3 podstawówki było zamiast tego "Wzorowy uczeń")
43. Mam dobrą pamięć również do dat, wydarzeń i ogólnie przeszłości. Pamiętam pewne zdarzenia z mojego życia z dokładnością co do daty dziennej, a prawie zawsze potrafię określić z którego roku  jest dane wspomnienie. Moje najwcześniejsze wspomnienie pochodzi z czasu gdy miałam ok 2,5 roku - mojego pradziadka jak był chory i leżał w łóżku.
44. Nie mam natomiast pamięci do imion, nazwisk i nazw
45. Pamiętam o tym co było np nad morzem w 2003 roku, ale często nie pamiętam o sprawach bieżących! Jestem mega zapominalska, jak mam pamiętać powiedzmy o 8 rzeczach na dzień, to zapewne o połowie z nich zapomnę.
46. Ustawiam więc sobie alarmy w telefonie, które mówią mi co o danej godzinie powinnam zrobić
47. Jeśli jednak chodzi o urodziny moich bliskich - raczej nigdy o nich nie zapominam
48. Mówiąc o urodzinach, to... w moją 18-nastkę nie piłam alkoholu, chociaż miałam przyjęcie
49. I uwaga - sama tego chciałam. Decyzję podjęłam prawie rok wcześniej:)
50. Obecnie nie jestem już całkowitą abstynentką, aczkolwiek piję bardzo rzadko i w małych ilościach - jeszcze nigdy nie byłam "pod wpływem alkoholu".

51. Kocham, kocham, wprost kocham podróże małe i duże :)
52. Moje motto w tym zakresie to: "Nie da się zwiedzić całego świata, ale... można przynajmniej próbować :D"
53. Moją przyszłość w dużej mierze łączę z egzotycznymi podróżami po wszystkich kontynentach (no, może z wyjątkiem Antarktydy ;) )
54. Póki co nie miałam zbyt często możliwości podróżować np. z rodziną, jak coś to zbierałam pieniądze i jeździłam na obozy zagraniczne, ale jak będę miała pracę i sama na siebie zarabiała to co innego :D. Póki co byłam w (nie licząc przejazdem): Słowacji, na Węgrzech, w Bułgarii, Chorwacji, Hiszpanii, Francji, Anglii
55. Najpiękniejsze zagraniczne miasto według mnie to Paryż, a najcudowniejsze widoki, jeśli chodzi o krajobraz, ujrzałam w Chorwacji
56. Według mnie najfajniejszy profit z bycia pełnoletnim, to możliwość głosowania w wyborach (z niecierpliwością czekam, aż w końcu będę mogła to uczynić :D)
57. Jestem porywcza i szybko się denerwuję
58. Mam sto pomysłów na minutę i niektórzy muszą część z nich hamować ;)
59. Dobrze wychodzi mi pisanie; aktualnie mam trochę zastój z pisaniem wierszy, czy opowiadań, aczkolwiek staram się moimi zdolnościami służyć innym, chociażby w parafii przez napisanie np rozważań różańcowych, rozważań do drogi krzyżowej, komentarza do Mszy etc ;); także tutaj na blogu, poprzez zamieszczanie moich przemyśleń. Lubię też wymyślać nowe zabawy czy tańce.
60. Uwielbiam owoce, trudno mi zrozumieć, jak ktoś ich nie lubi; smakują mi praktycznie wszystkie oprócz tych gorzkich

61.  Oddzieliłam, bo teraz czas na dziwne fakty. Pierwszy: gdy miałam 8 lat trafiłam dosłownie przypadkowo na galę Wrestlingu, jednakże w połowie zrobiło mi się niedobrze i wróciliśmy z tatą do domu
62. Gdy miałam 3 lata i byłam z tatą na meczu w Kobylance, w pewnej chwili gdy tata się zagadał uciekłam mu i wbiegłam na boisko. Pamiętam, że aż piszczałam z uciechy, udało mi się dobiec prawie do bramki. Sędzia zdenerwowany zagwizdał na mnie, a tata - równie rozbawiony jak ja, dopiero po chwili mnie dogonił xD.
63. W czasach wczesnej podstawówki lubiłam sobie robić fikołki na gałęzi orzecha, na wysokości 3 piętra - dzięki Bogu nigdy nie spadłam! (bo raczej nie pisałabym teraz tych słów) , głupie dziecko xD.
64. Gdy byłyśmy wraz z koleżanką w 1 gimnazjum, idziemy sobie jak gdyby nigdy nic w biały dzień, aż tu nagle zaczyna gonić nas jakiś pijany pan, na szczęście zdążyłyśmy uciec do sklepu, ale to było straszne.
65. Nie wiem, czy to dziwny fakt, ale w dzieciństwie uwielbiałam się huśtać na gałęziach wierzby płaczącej
66. Urodziłam się z czarnymi włosami, w wieku 2 i 3 lat miałam kręcone jasno blond włosy, później od 4 do ok 11 roku życia miałam ciemne blond  i proste, później zaczęły mi się lekko falować, następnie coraz silniej i obecnie mam brązowe, mocno falowane włosy z jaśniejszymi refleksami wszystko naturalnie ;)
67. Gdy miałam 6 lat uciekłam z domu ... tzn wyszłam bez pytania na plac zabaw, jak nikogo nie było w domu, ale po godzinie wróciłam z powrotem, niestety rodzice mnie nakryli xd
68. Pewnego razu w nocy z Niepołomic do Gorlic wracałam z 7 przesiadkami
69. 3 lata temu pojechałam do Olsztyna na zlot fanów Enej, z czego osoby z którymi miałam być w pokoju znałam tylko z internetu <ale wszystko wyszło ok ;)>
70. Gdy byłamw Chorwacji wdrapałam się  na górę składającą się wyłącznie z różnego rodzaju osypujących się kamieni, na którą jako tako nie było wyznaczonego wejścia, więc wzdłuż stoku, tylko po to by zobaczyć pełne morze (bo zatrzymaliśmy się nad zatoką). Ale było warto, bo widok był nieziemski, . Gdy jednak schodziłam wiał tak silny wiatr, że musiałam schodzić na kucająco, a te osypujące się kamienie były dość przerażające, ale przeżyłam xd. Koniec dziwnych faktów xD.






71. W podstawówce, gimnazjum i liceum nie znosiłam wf-u
72. A to dlatego, że opierał się głównie na sportach zespołowych z piłką w roli głównej, do czego nie mam zbytnio talentu i chęci
73. Na studiach natomiast polubiłam wf, bo mam gimnastykę korekcyjną
74. Mam skoliozę i jeszcze jakąś jedną wadę kręgosłupa
75. Nigdy nie byłam jako pacjent w szpitalu, ani nie miałam nic złamanego
76. W 1 gimnazjum byłam uczestnikiem wypadku na kuligu, jednakże na siniakach, guzach i zadrapaniach się skończyło na szczęście, chociaż ranę na nodze mam do dzisiaj.
77. Do dzisiaj jednak został mi uraz do kuligów i do koni, nie wiem czy kiedykolwiek jeszcze odważę się jechać na kulig, czy usiąść na konia.
78. W 2 klasie podstawówki otrzymałam wyzwanie, by zrobić 50 fikołków na trzepaku pod rząd - podjęłam je, jednakże mniej więcej w połowie patrzę na dłonie i... z jednej oderwał mi się kawałek skóry, po całości spodu dłoni. Pamiętam, że było to około tydzień przed moją Pierwszą Komunią Świętą.
79. Gdy jestem chora lubię oglądać bajki z dzieciństwa
80. Nie zliczę ile widziałam polskich piosenkarzy, piosenkarek, zespołów
81. Zagranicznych jednakże nie widziałam prawie w ogóle
82. Na największej ilości koncertów byłam w 2014, 2015 i 2016 roku
83. Najbliżej na koncercie byłam u mnie w Gorlicach, a najdalej w Olsztynie
84. Najwięcej razy byłam na koncercie zespołu Enej - 21 razy
85. Miejscowości, w których byłam na ich koncertach, to chronologicznie: Biecz, Osiek Jasielski, Kraków, Zawiercie, Krosno, Ryglice, Bobowa, Warszawa, Olsztyn, Kraków, Niepołomice, Brzesko, Nowa Słupia, Krynica Zdrój, Kraków, Krynica Zdrój, Kraków, Łososina Dolna, Olsztyn, Łańcut, Kraków
86. Jak widać najwięcej razy widziałam ich w Krakowie:)
87. Bardzo lubię również zespół Luxtorpeda i dotychczas na ich koncertach byłam 4 razy; w Siemianowicach Śląskich, Krynicy Zdroju, Krakowie i Częstochowie, a w planach mam kolejny jak na razie jeden na wiosnę:).
88. Nie oglądam w ogóle seriali, czym dziwię często damskie grono
89. Jedyne co oglądam w telewizji to skoki narciarskie, których od wielu lat jestem fanką
90. Oglądam zaledwie kilku youtuberów i raczej nie tych powszechnie znanych
91. Nie lubię filmików tzw. "fejmów youtubowych", uważam to za niską kulturę; z ogólnie znanych kanałów oglądam tylko Historię Bez Cenzury, aczkolwiek nie regularnie
92. Uwielbiam czytać książki i nie rozumiem ludzi, którzy nie czytają - uważam, że każdy może znaleźć coś dla siebie, tematykę, która ją/go zainteresuje :).
93. Ostatnio jednakże rzadziej po nie sięgam, trudno mi znajdować czas, ale chcę to zmienić
94. Moje ulubione kosmetyki do makijażu do palety cieni, póki co mam tylko 4, aczkolwiek w przyszłości chciałabym mieć ich pokaźną kolekcję:)
95. Jak mówiłam rzadko się maluję, ale jeśli już to lubię poeksperymentować z makijażem. Nie sugeruję się raczej bezpośrednio tutorialami z YT, lubię sama eksperymentować, dobierać kolory, robić coś "na wyczucie" i tym samym wymyślać sama nowe makijaże. Dla mnie robienie makijażu, to sztuka, a nie rzemiosło. Gdy nie mam czasu - nie robię go. Lubię usiąść sobie przed lustrem i tak posiedzieć dłuższą chwilę, nakładając powoli różne kosmetyki i eksperymentować.
96. Od kilku lat mam taką samą długość włosów, ale niedługo być może się to zmieni
97. Czasami chcę zrobić więcej niż jestem w stanie - np próbując komuś doradzać, pomagać, trudno mi uznać swoją bezsilność i zostawić kogoś samemu sobie
98. Moje zwierzątko domowe, to żółw Eliza, który ma obecnie prawie 14 lat
99. Moje ulubione zwierzęta to zdecydowanie psy
100. Zasadniczo nie wzruszają mnie filmy ani książki, z kilkoma małymi wyjątkami.
101. Wyznaję" filozofię"- "zjeść ciastko i równocześnie mieć ciastko";) . Kiedyś wracałam z Lednicy z obcą grupą, inną niż przyjechałam, oczywiście na spontana, bo nazajutrz rano musiałam być w Warszawie na spotkaniu. Nie mogłam jednakże zrezygnować ani z Lednicy, ani z Wawy, chociaż praktycznie nakładały się na siebie;). Wysadzili mnie gdzieś na obwodnicy o 4:30 nad ranem, na szczęście z drugą dziewczyną, która pomogła mi dotrzeć do centrum xD.


Tam tam taam, to by było na tyle:). Mogliście mnie trochę lepiej poznać. Dajcie znać, czy któreś fakty mamy wspólne, aczkolwiek starałam się wybrać raczej te indywidualne. Mam nadzieję, że nie było to nudne. Możecie również na własną rękę wypisać takie fakty o sobie, gdzieś na kartce. Co to daje? Można dostrzec swoją wyjątkowość i niepowtarzalność, bo każdy z nas taki jest:). W czasach "jednolitych mas mózgowych"jak to żartobliwie określam, to ważne, by mimo wszystko starać się zachować swoją indywidualność i pamiętać o niej.

Trzymajcie się!
Paaaa:)




środa, 21 lutego 2018

Jak to właściwie jest na studiach prawniczych? - moje wrażenia po pierwszym semestrze


O tymże kierunku krąży wiele mitów. Tak się akurat składa, że będę je w stanie choć po części rozwiać lub potwierdzić (bowiem jestem dopiero na pierwszym roku)... bo tak się zdarzyło, że studiuję prawo. Tak więc zacznijmy od początku.

Czy od zawsze chciałam studiować prawo?

Cóż, w liceum wahałam się z początku pomiędzy różnymi humanistycznymi kierunkami studiów (z racji typu zdolności, zainteresowań). W pierwszej klasie byłam zdecydowanie za dziennikarstwem, najbardziej się w tym miejscu widziałam, byłam nawet na dziennikarskich warsztatach z lokalnego portalu internetowego, było ciekawie, nie powiem. Dużo też wtedy pisałam wierszy, opowiadań, wszystkiego.  Jednakże po pewnym czasie moje zainteresowania pobiegły w nieco innym kierunku, a mianowicie - w stronę polityki. Przez co, a raczej przez kogo zainteresowałam się polityką? Będę szczera. Cóż w owym czasie, tj. w 2015 roku śledziłam uważnie poczynania Janusza Korwin- Mikkego. Czytałam regularnie fanpage'a, wyszukiwałam kiedy i w jakiej telewizji się pojawi, oglądałam w internecie, czytałam jego bloga, wywiady z nim itp, itd. Przez to więc, że zainteresowałam się jego poglądami, poszłam dalej, zaintrygowała mnie ideologia liberalizmu, choć podchodziłam do niej - i dalej podchodzę z pewnym dystansem. Jeśli już zaczęłam śledzić poczynania tegoż polityka, zaczęłam też i innych, inne partie, poznawałam odmienne poglądy. Temat mnie zaciekawił, zaczęłam częściej czytać wiadomości z kraju i ze świata. Co ze studiami? W tamtym momencie byłam chyba najbliżej politologii.

W takim razie co z tym prawem?

Motywy prawnicze przewijały się u mnie przez całe liceum; zapisałam się bowiem na zajęcia dodatkowe o wdzięcznej nazwie "Elementy prawa". Najbardziej podobało mi się w nich, to, że były różnorakie wyjścia; na policję, do sądu, czy wyjazdy do więzień. To było coś nowego, dotąd nieznanego, interesującego, ale jakoś nie przekonało mnie do tego kierunku. Brałam również udział w konkursach prawniczych, gdzie mogłam przyjrzeć się sprawie z bliższa. Materiały były po części ciekawe, ale trochę i nużące - dali nam bowiem do przeczytania m.in. jakiś fragment Kodeksu Cywilnego, bodajże trochę prawa spadkowego. Dało się przeczytać, ale... jak do tego podejść nie mając fundamentów? Nie bez przyczyny Prawo Cywilne na studiach można wziąć od drugiego roku. Tak, czy inaczej konkursy te były motywujące, bo pomagały chociażby w samym przygotowaniu się do matury z WOS-u.

Dlaczego więc zdecydowałam, że chcę studiować prawo?

Może z początku nie zabrzmi to zbyt przekonująco, ale ... stwierdziłam, że jest to po prostu najciekawszy kierunek z wszystkich dostępnych. Taka trochę selekcja. Na pewno wiedziałam, że to będzie Kraków, na pewno wiedziałam, że to będzie UJ - tylko tam chciałam. No i złożyłam; na dziennikarstwo, na politologię i na prawo. Stwierdziłam, że jeśli mnie przyjmą na prawo - no to pójdę, a jak nie to nie. Wtedy podchodziłam do sprawy z dystansem (wytrwajcie do końca notki, to zobaczycie jak to się zmieniło :D ), nie miałam jakiegoś mega parcia. W tamtym momencie posłuchałam - o zgrozo! - świata i zaczęło mi się wydawać, że prawo może być nudne. Jakże się wtedy myliłam - ale o tym za chwilę.
Dostałam się na wszystkie z tych trzech kierunków. To na prawo - zdecydowałam. Miałam wtedy podejście "jak mi się nie spodoba, to po roku przerzucę się na dziennikarstwo, a jak spodoba, to zostanę".
Taka ciekawostka, a zarazem obalenie pierwszego mitu: na dziennikarstwo na UJ był wyższy próg punktowy niż na prawo (na dziennikarstwo bodajże 81 pkt, a na prawo 76 pkt) - jaki mit to obala? Ano taki, że "na dziennikarstwo idą nieuki albo ludzie co nigdzie indziej się nie dostali" - ehe, na pewno... Nie słuchajcie takich plotek, zarówno na jeden jak i na drugi kierunek raczej dostać jest się trudniej niż łatwiej. ALE- przecież dla chcącego nic trudnego, pamiętajcie o tym ;).

No i teraz najistotniejsze w temacie - jak oceniam te studia po półroczu, jakie widzę plusy, a jakie minusy, co mi się podoba, a co nie?

Na dzień dzisiejszy jestem bardzo, bardzo, baardzo zadowolona z decyzji jaką podjęłam. Poszłam na prawo trochę "w ciemno", zaryzykowałam i opłaciło się. Te studia nie są takie, jak większość je sobie wyobraża. Ileż to razy słyszę od ludzi "aa wy to na tym prawie trudno macie, no wiesz zakuwanie tych kodeksów, pamięciówa" - każdy mówi  prawie, że to samo. A - uwaga- to nie jest prawda. Ponoć dobry prawnik, podczas pracy posiłkuje się tekstem danej ustawy, a nie cytuje z pamięci. Na naszym kierunku stawiamy nacisk przede wszystkim za zrozumienie, wyczucie tematu, a nie na bezmyślne uczenie się czegoś na pamięć. Weźmy przykład pierwszy lepszy z samego początku studiów - paremie łacińskie; co z tego, że nauczysz się ich na pamięć, jak nie będziesz rozumiał/a ich sensu, jeśli nie będziesz potrafił dopasować ich do jakiegoś realnego problemu prawnego. Na kartkówkę styknie, ale do dalszej drogi prawniczej - to troszkę za mało.

Spróbuję uporządkować jakoś mój wywód:

* Atmosfera na uczelni - hmm... swoista ;D. 600 osób na roku sprawia, że trudno jest poznać nawet 1/10 studentów, a co dopiero dobrze poznać. Plus, a zarazem minus (zależy jak na to spojrzeć) jest taki, że jesteś w sumie anonimowy. Minusem są właśnie więzi międzystudenckie, trudno jest z początku nawiązać głębszą relację, jeśli na każdych ćwiczeniach jesteś z kimś innym w grupie, a grupy te są bądź co bądź często 40 osobowe, czyli większe niż jedna klasa w szkole. Aczkolwiek da się - dla chcącego... ;) Jeśli chodzi o sale wykładowe, to nie są to jakieś stare, archaiczne lochy, tylko nowe sale, urządzane kilka lat temu (kolejny mit). Ale powiem Wam, że krzesła nie są zbyt wygodne, no i mało miejsca na nogi ;)))) xD.

*Dojazd - nie dojeżdżam, bo mieszkam w centrum i miejsca wykładów/ćwiczeń też są w centrum. Do jednego miejsca mam 5 minut, do drugiego też, a do trzeciego 7 minut pieszo. To bardzo komfortowa sytuacja, zwłaszcza jeśli są przerwy pomiędzy wykładami, dłuższe bądź krótsze. Dojeżdżam tylko na WF - wprawdzie mogłabym tam też chodzić na nogach, ale zajęłoby mi to około 25 minut i po prostu mi się nie chce ;). Na dworzec to różnie, jak było ciepło to chodziłam, 20 minut i jestem, a jak zimno to też dojeżdżam.

*Towarzystwo - jeeej tu obalę kolejny mit. Studenci prawa to w większości absolutnie nie są sztywniacy. Nie chodzą w garniturach, ani pulowerkach. Nie są spięci. Będę generalizować, wybaczcie, ale trzeba się o coś zahaczyć. Jacy więc są? Pewni siebie i ambitni - to chyba najbardziej w nich lubię. Gdy zadajesz się z osobą ambitniejszą i bardziej pewną siebie niż Ty, to automatycznie podciągasz się w górę. To zgodnie z zasadą, którą lubię powtarzać - "poziom należy równać do góry, nigdy w dół". Są też swoiści, wyróżniający się, mają nietuzinkowe osobowości. "W końcu!"  - rzec mogę. W końcu nie ta jednolita masa mózgowa, jaką to obserwuje się w szkołach. Nie mówię, że tam nie było oryginałów - byli, ale większość z nich bała się "ujawnić". Tutaj ludzie o odmiennym sposobie bycia są na porządku dziennym. Mało co jest w stanie studenta prawa zdziwić. W końcu mogę być sobą bez konsekwencji uznania za "dziwną looool".  Na studiach (prawie) nikogo nie dziwi, nie mierzi,  jaki masz styl ubioru, wygląd, poglądy, czy sposób bycia... Student jest o wiele bardziej otwarty i nastawiony na dialog, wymianę myśli, niźli taki gimnazjalista, czy licealista. W końcu też ambicja jest w cenie. W liceum i gimnazjum osoby wyróżniające się na tle nauki budziły raczej zdziwienie "że jej się chce tak uczyć..." . Tutaj to coś normalnego, że adept stara się jak może i chce osiągać jak najlepsze wyniki. Nie zauważyłam jednak na razie jakiejś rywalizacji. Studenci prawa są raczej pomocni; dzielą się skryptami, materiałami, notatkami z wykładów etc.  Są także wyluzowani - można z nimi pośmiać, pożartować, pogadać o wszystkim i o niczym; oraz otwarci na nowe znajomości :).

* Co najbardziej lubię w studentach prawa, to właśnie ta pewność siebie i... cóż niech to nie zabrzmi źle, ale aspirant na prawnika, to taki trochę mały cwaniaczek - w pozytywnym sensie oczywiście :D. Ponadto ceni swoją wartość, wie do czego dąży, chce zdobywać świat i stawia sobie wysoko poprzeczkę - bardzo lubię takie cechy w człowieku. Ja bym jeszcze do tego dodała jeszcze głęboki fundament pokory, bo jedno drugiego nie wyklucza, no ale piszę o przeciętnym studencie prawa, a nie o idealnym xD. Ja też idealna nie jestem, nikt nie jest.
Nie wiem, do jakiego aspektu to dołożyć, ale nasi profesorowie i doktorzy to również pozytywne osoby - już od samego słuchania ich, człowiek robi się mądrzejszy; elokwencja i te sprawy;). Pasja od nich aż bije, widać, że lubią to, co robią. (Po nauczycielach w szkole rzadziej). W większości potrafią także nawiązać dobry kontakt ze studentem, tak naturalnie, takimi jakimi są.

* Nauka - tam tam taaam. Tu poleci wiele obalonych mitów.
Co mogę powiedzieć ze swojej strony, to bardzo się w tematyce studiów odnajduję. W większości interesuje mnie to, czego się uczę, co jest również znacznym ułatwieniem. Ponadto mogę "mimochodem" poprawić różne umiejętności, jak na przykład pisanie - co mi się niewątpliwie przyda. Mam okazję dowiedzieć się dużo o świecie, o polityce, o tym co było, o tym co jest, różne niuanse. Zdobyć wiedzę z pozoru odległych od prawa dziedzin. Spojrzeć krytycznie na świat, na ludzkie poglądy. Żeby nie było tak sucho, to powiem Wam o tych przedmiotach które najbardziej mi się podobały/podobają i dlaczego. Cóż, z tych przedmiotów, które miałam tylko w pierwszym semestrze, zdecydowanie najbardziej polubiłam "Historię doktryn politycznych i prawnych", zwaną potocznie "Doktrynami". Mogłam poznać, ocenić i porównać poglądy różnych myślicieli na przestrzeni wieków, zobaczyć co ich różni, a co dzieli, od kogo czerpali. Mogłam prześledzić jak rozwijały się doktryny liberalne, konserwatywne, socjalistyczne, komunistyczne, anarchistyczne itd. Jednocześnie też podszkoliłam się z historii, uporządkowałam sobie w głowie pewne wydarzenia, bez zaprzątania umysłu szczegółowymi datami. "W doktrynach ważne jest rozumienie, a nie suche fakty" - mogliśmy usłyszeć na początku wykładów. Miałam okazję wybrać sobie swoich ulubionych myślicieli i zainspirować się nimi, dowiedzieć się  jak oni widzieli dane zagadnienie i sformułować sobie własny, prywatny osąd. Zobaczyć plusy i minusy wielu popularnych "pomysłów polityków", bo jak wiemy historia kołem się toczy. Itp. itd
Z przedmiotów, które mam nadal moje ulubione to Prawo rzymskie i Prawo konstytucyjne. W tym semestrze będę mieć też dwa nowe, więc zobaczymy jak to będzie wyglądało.
Dlaczego prawo rzymskie? Cóż, to z pewnością pewien fundament pod prawo cywilne, aczkolwiek nie utylitaryzm jest u mnie na pierwszym miejscu. Po prostu mnie to ciekawi i intryguje - sprawy sądowe sprzed dwóch tysięcy lat, weź tu rozwiąż studencie, weź się naucz studencie. Intryguje mnie również to, że można poznać inną po części kulturę, zobaczyć jak ludzie wtedy myśleli, jakie mieli priorytety, sposób na życie, z jakimi sprawami przychodzili do sądu, tudzież przed pretora i zobaczyć podobieństwo do tych dzisiejszych. Można się też podszkolić w łacinie - jest ona na każdym kroku, więc chcąc nie chcąc coś zapamiętujemy. Nie musimy oczywiście czytać książek po łacinie, jak to niektórzy myślą;). Nie chcę się rozpisywać, po prostu- w starożytnym Rzymie prawo obywatelskie było według mnie nad wyraz ciekawe, nic dziwnego, że wiele systemów prawnych w dzisiejszym świecie z niego czerpie. Tego się nie da opowiedzieć, to trzeba poznać - o to, to!
Prawo konstytucyjne - lubię, lubię, choć ponoć najtrudniejsze na pierwszym roku. Z  zaciekawieniem czytam o strukturze i pracy sejmu, o kompetencjach obu izb, o postaci Prezydenta RP, co może, a czego nie, o TK, o procesie ustawodawczym, o inicjatywie itp itd - wszystko jak najbardziej na czasie. Cóż, ta tematyka znajduje się w kręgu moich zainteresowań i uczenie się tego sprawia mi najczęściej przyjemność, również przez to, że jest takie intrygujące i życiowe.

*WF - jest obowiązkowy na pierwszym roku, ale to zupełnie inna bajka, niż w szkole. Tutaj wybierasz sobie przed początkiem roku, co chcesz - WF ogólny, fitness, siłownię, basen, a może gimnastykę korekcyjną. Do wyboru do koloru;). Ja wybrałam gimnastykę korekcyjną, a to dlatego, że mam problemy z kręgosłupem i co mogę powiedzieć... dobrze wybrałam:). Zajęcia sprawiają mi przyjemność, a przede wszystkim w jakiś sposób pomagają, nie są zbytnio wyczerpujące, jest miła atmosfera i trwają tylko 45 minut (a taki np. WF ogólny trwa 90 minut), są raz w tygodniu:). Polega to ogólnie na tym, że ćwiczymy na matach przy muzyce; czasem z piłką, czy z gumą, a czasem bez atrybutów. Niekiedy po bolą mięśnie, ale niezbyt długo:). Zazwyczaj ta gimnastyka korekcyjna po prostu poprawia mi humor i z chęcią na nią chodzę ^^. Co warto zaznaczyć to to, że w ciągu semestru można opuścić tylko jedne zajęcia, a tak to trzeba odrabiać, albo przyjść zawczasu w inny dzień, jak np w dzień WFu coś wypadnie. Ja do ostatnich zajęć miałam stuprocentową frekwencję - wykorzystałam ten "jeden raz" właśnie na ostatnich, bo miałam w tym czasie ustny egzamin z Doktryn.
W przyszłym roku już nie będzie WF-u, tylko angielski i jakiś przedmiot po angielsku- trochę się tego boję, ale cóż, dam jakoś radę.

*Jest też duża swoboda - to od Ciebie zależy jak ją wykorzystasz. Wykłady są nieobowiązkowe, a ćwiczenia obowiązkowe - jeśli chcesz mieć z nich zaliczenie. Ja optuję raczej za chodzeniem na jedno i drugie i tego się trzymam:). Raczej nie opuszczam wykładów, z kilkoma wyjątkami podyktowanymi takimi, a nie innymi okolicznościami.
Swobodę mają również wykładowcy/ćwiczeniowcy; nikt ich nie rozlicza z tego czy się spóźnili czy nie, na ogół jednak są punktualni, czy z tego co robią; albo też; przykładowo; jest jakieś wyjście, gościu mówi Wam, że macie być tam, a tam, na takiej, a takiej ulicy. Trzeba się jednak zorientować, że o umówionej godzinie wejście od tej ulicy jest już zamknięte i w efekcie trzeba wejść do budynku od innej ulicy. Nikogo nie obchodzi czy dotarłeś na owe zajęcia w plenerze, czy nie;). W szkole natomiast to było tak: "Ojej ich nie ma, idź po nich! Zgubili się... trzeba czekać..." Ach strasznie mnie to wkurzało. Kolejny raz mogę powtórzyć, że dla chcącego nic trudnego.

Jakie więc minusy studiów prawniczych wd mnie?

O zbyt dużej liczbie osób już pisałam, choć można to traktować jako plus i minus. Może zabrzmi to dziwnie, ale dla mnie minusem jest mała ilość kolokwiów w moich grupach. Pomyślicie sobie "cooooo?" Ale już tłumaczę: mam ogólnie problem z uczeniem się na bieżąco, nie mogę się zmobilizować. I przez to, że tak mało jest tych kolokwiów, to później przed egzaminem "aaaa mam tyle do nadrobienia". Jak na pierwsze półrocze było to niegroźnie-  materiału stosunkowo mało, tak przy przedmiotach całorocznych robi się poważniej. Chodzę na prawie wszystkie wykłady i wszystkie ćwiczenia, aczkolwiek nie mam jakoś motywacji, by czytać i na bieżąco uczyć się, co było w danym tygodniu. Na obecną chwilę jest taki jeden przedmiot, z którego mam wiele do nadrobienia, bo wykłady były cóż... niezbyt porywające, a na ćwiczeniach robiliśmy zupełnie coś innego, < a z kolokwiami licho ;)>, niemniej jednak bardziej intrygującego. Z innego zaś, do ćwiczeń się w miarę przygotowywałam, ale notatek z wykładów nie przyswajałam regularnie, chyba nawet z dwóch ostatnich wykładów nie mam ich za wiele...hmm, trzeba to zmienić.
Tak więc dlatego znajduję taki minus:). Ale to również minus we mnie - że trudno mi z motywacją, a jak już się zmotywuję i przysiądę do nauki - to z koncentracją. Na prawdę6 trudno jest mi nie odlatywać myślami, nawet jeśli czytam coś, co mnie interesuje. To dziwne, ale nie wiem co mam z tym zrobić, coś muszę. Najlepiej mi się uczy w godzinach przedpołudniowych od 9 do 12- to wiem;).  Niestety wtedy są wykłady, więc chodzę na nie, ale teraz będę miała w środę na popołudnie, więc postaram się to wykorzystać.

Kolejnym minusem, a może i plusem, (słynne "to zależy"), jest fakt, iż raczej nie ma przekładania czegokolwiek. W szkole był taki margines bezpieczeństwa "a może przełoży, a nuż się uda". Tutaj raczej tego nie ma. Jest kolokwium zaplanowane na ten dzień i w ten konkretny dzień się odbywa, nikogo nie obchodzi fakt, że masz w tym tygodniu jeszcze 3 inne rzeczy (jeśli to ostatni tydzień to np przedterminy egzaminów, a kolokwium i tak musi być wtedy). I znowu słynne "student uczy się przez cały rok". Właściwie tą konsekwencję w planowaniu czegokolwiek mogę określić raczej jako plus.

Tego, czy jest trudno, czy nie, nie traktuję jako plus albo minus. To zależy od człowieka. Jak Cię to interesuje, starasz się i przykładasz - poradzisz sobie. Ważna jest sumienność i obowiązkowość. Z tego co mówią starsi studenci - pierwszy rok jest stosunkowo łatwy, później to się dopiero zacznie. Nie mi to oceniać. Są to niewątpliwie ambitne studia, ale i pasjonujące zarazem:)

Jeszcze słówko o egzaminach - z Doktryn miałam ustny, umówienie się na konkretny dzień, parę pytań od pani profesor i wsjo. Dużo osób skorzystało z tej możliwości. Z WDP-u (wstęp do prawoznawstwa) i z Archeologii prawniczej miałam pisemny. Z WDP-u wielokrotnego wyboru, kodowany, a z Archeo jednokrotnego i niekodowany.
Jednakże w sesji letniej będą raczej egzaminy bardziej wymagające; oczywiście będzie część zamknięta, ale główny ciężar będzie przerzucony na tą otwartą. Tylko jeden bodajże egzamin będę mieć taki jak teraz miałam- test i jeden będę mogła zdawać ustnie (jeśli z kolosa dostanę wysoką ocenę). W sesji zimowej miałam 3 egzaminy, a w letniej będę mieć 5. W całyn roku mam 9 przedmiotów (no bo z WF-u nie ma przecież egzaminu;)).Przedmioty, poza obowiązkowymi możemy sobie sami dobrać, byleby nie nakładały się na siebie.
Egzaminy nie były jakoś mega trudne - najważniejsze to wiedzieć jak i z czego się przygotowywać, na co kłaść szczególny nacisk. Ale uczniowie ze starszych roczników oczywiście służą pomocą (tzn. mówią z czego najwięcej się uczyć) i to nie ironia :D. Czasami jednak z roku na rok zmienia się np. całkowicie egzamin (np. materia nie ze skryptu, tylko w całości z wykładów) i te porady są wtedy nieprzydatne. Podsumowując: można słuchać porad starszych kolegów, ale trzeba podchodzić do tego z krytycyzmem.


Aaa to chyba tyle jak na dziś, bo mega się rozpisałam, pisałam tą notkę ponad 2 godziny, razem z nieco pobieżną korektą, także wybaczcie, jeśli wkradły się jakieś błędy, czy niestylistyczne sformułowania; a i tak nie powiedziałam wszystkiego co bym chciała. Jeśli macie jakieś pytania, to piszcie w komentarzach:). Dajcie też znać, czy chcecie notkę; "Jak dostać się na wymarzone studia, jak dobrze zdać maturę", czy coś w tym stylu.

Trzymajcie się!
Paaaaa:)
















poniedziałek, 5 lutego 2018

"Normalność" stojąca w kontrze do odmienności i wymarzonej przyszłości




Za Twoją dzisiejszą "normalność" kiedyś zapłacisz frustracją i żalem do samej/samego siebie. O czym mowa? O podporządkowywaniu się dyktatowi większości, o dążeniu do przeciętności, o chęci bycia za wszelką cenę "takim jak wszyscy", czyli nie wyróżniającym się z tłumu.

Zawsze chciałaś nosić nietypowe stroje. Może trochę przestarzałe, może inspirowane modą z innego kontynentu, może po prostu totalnie szalone, ale... Co powiedzą w szkole? I męczysz się w "modnych ciuchach", gdzie pół miasta chodzi w tym samym. Żal Ci było ścinać włosy, czy uważasz, że wyglądasz głupio w tej grzywce, no ale skoro taka moda... Stop,stop. Nie będziesz się w tym dobrze czuła - to nie Ty. Nawet jak wydasz krocie na to "co noszą wszyscy", to nie będzie pasowało do Twojej osobowości. Dobrze czujemy się tylko w naszym własnym, niekoniecznie modnym akurat stylu. Ja lubię nosić na przykład bluzki/sukienki z koronkowymi rękawami, niezależnie od tego, czy są akurat "na topie". Nie podobają mi się chokery - w życiu nie miałam żadnego na szyi. Kabaretki? Not mine. Bluzy ortalionowe? Nieee. No i te śmieszne klapki... w życiu :P ! Chybabym się załamała, gdybym miała chodzić tylko w tym co modne. Nie neguję wszystkiego - niektóre trendy jak np. żywe kolory, welur, ubieranie warstwami, czy krótsze bluzy mi się podobają. W 2017 roku szalałam na punkcie welurowych koszulek na ramiączkach ubieranych na bluzki z długim rękawem. I nadal - pomimo, że wyszło to już z mody, lubię się tak ubierać. Nie ścięłam włosów półtora roku temu, gdy tyle osób to robiło. Nie miałam wtedy na to ochoty. Może zetnę w tym roku, bo... bo bo bo tak ;).

Nie uczysz się... no to znaczy uczysz się tak trochę, byleby tylko nie zostać określonym "kujonem", no i "dysmózgiem" też nie wypada. To tak na 3, idealnie. Cóż z tego, że gdybyś się przyłożył mógłbyś dostawać spokojnie piątki. Idźmy dalej... no cóż testy nie poszły, idę tam gdzie mnie przyjmą. Później - jakie to beznadziejne, to nie dla mnie! Gdybym się uczył... Matura? Czy ja to zdam... Może i zdałeś, idziesz na byle jakie studia "bo rodzina kazała", płacisz za nie w dodatku. I kończysz na kasie w osiedlowym spożywczaku, wówczas gdy mogłeś być inżynierem. Gdybyś tylko poświęcił trochę więcej czasu na szlifowanie swoich zdolności... gdybyś w ogóle nie dał sobie wmówić "po co to" i że ich nie posiadasz. Gdybyś nie starał się być za wszelką cenę niewyróżniającym się...

Ale po co gdybać? Chyba nie chcesz mieć zmarnowanej przyszłości. No właśnie. A przyszłość zaczyna się właśnie TERAZ. Pewnie już dużo razy to słyszałeś/aś, w różnych programach, gazetach, czy profilach coraz popularniejszych ostatnio trenerów personalnych. Przeczytałeś, poszedłeś/aś dalej, wsjo.
Zobrazuj sobie w głowie szalę. Po jednej stronie postaw ewentualny "sprzeciw społeczeństwa" na Twoją nagłą ambicję, a po drugiej "moja przyszłość" i pomyśl - jeśli będą na Ciebie krzywo patrzeć, bo się wyróżniasz, wychylasz poza szereg- co z tego? Potrwa to jakiś czas, a później się przyzwyczają, za parę lat prawdopodobnie stracisz z nimi kontakt. A Twoja przyszłość? To dziesiątki lat! Tak więc widzisz sam - w co warto inwestować. Za cenę chwilowego bycia "lubianym", "akceptowanym" chcesz zmarnować swoją przyszłość? Zasługujesz na wiele, tylko w to uwierz. Nie musisz mieć tak nudnego życia jak większość. Wystarczy praca połączona - wykorzystywanie i szlifowanie swoich talentów, zdolności. Oni nie mają wiary w siebie, coś im się nie udało lub najczęściej nie chce im się - i w odwecie chcą ściągnąć innych do owej szaro-burej przeciętności. Nie daj się złapać.




czwartek, 28 grudnia 2017

Poświąteczne rozmyślania - jak "wygrać" święta? Jak nie stracić zapału i nie dać ulotnić się "magii świąt"?

Ha, haaa napiszę tu byle co, żeby na spoilerze na facebooku w poście nie było widać czym się część właściwa wpisu zaczyna XDDD. Parę taktycznych kropek .    .   ... ... .. .. . . 

Hej kolęda, kolęda… „No i co z tego?” – chciałoby się powiedzieć. Jakie to ma przełożenie na Twoje życie?

A ja wciąż próbuję zebrać możliwie jak największy katalog powodów, dla których odrzuca się istotę świąt Bożego Narodzenia. Rutyna? Brak refleksji? Skupienie się na otoczce? Niewiara? Niechęć do rozbierania na części pierwsze swojego wnętrza? Brak świadomości? Niechęć do zmian? Brak odwagi do przeciwstawienia się otoczeniu?

Niektórzy nie sprowadzili jeszcze wszystkiego do "Gwiazdki" (względnie święta zimy) prezentów i choinkowych ozdób. Ludzie lubią Boże Narodzenie,  śpiewanie kolęd, skupiając się przy tym na tych słowach, które mówią o Malusieńkim w żłóbku,  o stajence, pasterzach, trzech królach, czy gwieździe betlejemskiej. Te o chwale, potędze, odkupieniu, wyrwaniu z niewoli pomijają, nie znają przecież wszystkich zwrotek.

Lubią Boże Narodzenie, bo tam jest ( jeszcze) mały Jezus – niewinny, bezbronny, pozornie neutralny… Choć już samo Jego urodzenie w ubogiej stajence było zerwaniem konwenansów. Natomiast Wielkanoc – to już dorosły, bezkompromisowy Jezus – znak sprzeciwu; radykalny i konkretny, dający jasne słowa i pokazujący jedyną drogę do prawdy i życia. To dla nich niewygodne, chcą to przemilczeć, ominąć, zamknąć oczy przed prawdą Jego nauk, prawdą z krzyża i prawdą Zmartwychwstałego. Dlatego, wydaje mi się, Wielkanoc nie jest aż tak komercyjna. Za mało „neutralnych treści”, za mało słodyczy.  Zrobili co najwyżej jakieś święto wiosny z czekoladowymi jajkami, króliczkami, kurami (już nawet nie barankami!) i młodą trawą.

Lepiej skupić się na czymś małym,  słodkim i bezpiecznym. Czy aby na pewno? Tradycyjo ach tradycjyco! Co masz z tego, że najesz się w święta? Co najwyżej parę kilo więcej. Jakie to będzie miało znaczenie za 5 lat?  Żadne. Co masz z tego, że dostałeś/aś wymarzonego MacBooka? Dobry sprzęt do pracy, ale… jakie to będzie miało znaczenie za 5 lat? Żadne, bo wyjdzie nowszy model.

Jeśli wykorzystałeś ten czas, by szczerze porozmawiać z rodziną w atmosferze wzajemnej życzliwości – ciesz się. Jeśli dowiedziałeś się czegoś nowego o członkach Twojej rodziny – to bardzo dobrze. Jeśli sprawiłeś, że na czyjejś twarzy pojawił się uśmiech – o to chodzi. Jeśli to nie będzie na zasadzie „święta, święta i po świętach”, ale przełoży się na kolejne rodzinne spotkania i relacje w ogóle –wygrałeś te święta.

Ale czy można wygrać święta polegając wyłącznie na sobie i swoich siłach; swoim samozaparciu i chęci do czynienia dobra? Duch wprawdzie ochoczy, ale… wiadomo jak to bywa. Parę niepowodzeń, niemiłych słów i już cała nasza chęć ucieka.  I po świętach stajemy się znów tymi samymi, zamkniętymi ludźmi. Na czym więc polegać? Na Kim więc polegać? Wydaje mi się, że większość z nas zna doskonale odpowiedź na to pytanie, sęk w tym tylko – czy dopuszcza ową odpowiedź do swojej świadomości, czy też nie.

Z własnego doświadczenia mogę powiedzieć Wam, że gdy polegałam tylko na swoich siłach nie zachodziłam za daleko. Chęć mijała tak szybko jak się pojawiła. Jednak, gdy oddałam to Bogu, powiedziałam „nie radzę sobie, daj mi siłę, bym mogła być miła i otwarta na moich bliskich, daj mi przebaczenie i zrozumienie dla nich” wtedy naprawdę dawałam radę. Pytanie tylko, czy chcesz prosić. Nic wbrew Tobie się nie stanie, jak się zaprzesz – Twoja decyzja. Ale gdy pozwolisz – nie będziesz już musiał nosić tego sam.

W czasach samowystarczalnych ludzi jest wielki nacisk na „do it yourself” i nie chodzi mi bynajmniej o rękodzieła. Odrzuca się wszelką pomoc, bo przyjęcie pomocy, to niby dowód słabości. Później topi się smutki w alkoholu, puszcza z dymem, usypia w błogim oderwaniu.  I następnego dnia wstaje się, zakłada maskę uśmiechu i idzie dalej grać „samowystarczalną, nowoczesną kobietę/mężczyznę wierzącą/ego tylko w siebie i swoje możliwości”. Ale zaraz… jaka samowystarczalność? Używki i wszelkiego rodzaju inne uzależnienia, to też pomoc z zewnątrz. Zrób to, a raczej - przełknij to. Przełknij swoją pychę.  Nic nie stracisz, zyskasz wiele.

W dalszym ciągu możesz wygrać te święta, chociaż jest już parę dni po nich. Pytanie tylko – czy kontynuujesz? Kontynuujesz bycie dobrym? Sam szybko się wypalisz. Z Nim zaczną dziać się cuda; niemożliwe stanie się możliwe („Myślałam, że nigdy tego nie będę w stanie robić! A jednak…”).

Nie wracaj do „szarej codzienności”, nie przerywaj magii dobroci. Życie jest za krótkie, by tracić je na odcienie szarości. Skoro można pokolorować dobrem i niezwykłością każdy dzień – so why not?

czwartek, 21 grudnia 2017

I think I want to be an extrovert. I think I want to be an introvert. I think I want to be.

Hoho tytuły po angielsku
się zaczęło


Heeeej Wam!:)

Dzisiaj porozmawiamy sobie trochę o typach osobowości. Ekstrawertyk, czy introwertyk? Ostatnio tych drugich jakby przybyło, albo częściej się ujawniają. Może to dlatego, że introwertyk powie prędzej o swoich problemach przeżyciach np na grupie, niż w rzeczywistości, a ekstrawertyk wręcz przeciwnie, choć pewnie są od tego wyjątki. Więc to nie znaczy, że któryś jest ich więcej. Podejrzewam, że tych i tych jest mniej więcej po równo.

Kim ja jestem? Jeszcze parę lat temu powiedziałabym, że na pewno introwertykiem. Dziś - właściwie z dnia na dzień coraz bliżej mi jest do tego drugiego typu - ekstrawertyka. Sądziłam, że to niemożliwe, sądziłam, że to determinuje nas na całe życie. Jak widać jednak - ze mną jest inaczej. I całe szczęście - mam teraz o wiele większe spectrum możliwości. Z introwertyczki zostawiłam to co najlepsze, a raczej to, co mi odpowiada, a od ekstrawertyków wzięłam te cechy dzięki którym zdobywają świat. No może nie od razu, ale... przyswoiłam te cechy, które pozwalają mi się stać bardziej otwartą na drugiego człowieka, być w końcu sobą i nie bać się mówić tego co myślę, nie bać się jawnie iść pod prąd, nie tylko w zaciszu swego pokoju, ale i w środowisku, a przynajmniej do tego dążę i staram się.

Nie będę Wam pisać, czym cechują się te dwa typy, bo to pewnie doskonale wiecie albo możecie łatwo sprawdzić. Powiem Wam, które cechy z tych typowych ja posiadam i może dzięki temu łatwiej przechylicie się w którąś stronę? Czasami cechy introwertyka i ekstrawertyka łączą się w zaskakujący sposób.
Na pierwszy ogień pójdzie ten popularniejszy ostatnio typ:

INTROWERTYK

- lubię posiedzieć w ciszy i rozmyślać
- nie lubię pracy grupowej, wolę działać sama
- lubię pracować w ciszy i odosobnieniu
- wolę poważne, absorbujące, intelektualne rozmowy, niż takie o błahych sprawach
- wolno nawiązuje głębsze relacje typu przyjaźń
- czasami mam problemy rozmawiać w kilkuosobowym gronie, jak słabo je znam
- zdarza mi się być dobrym słuchaczem, ale... (patrz niżej)

EKSTRAWERTYK

- lubię poznawać nowe osoby
- dobrze się czuję na imprezach
- lubię być w centrum uwagi np. gdy o czymś opowiadam
- przepadam za występowaniem na scenie (np. kiedyś w szkolnym teatrze), bądź czytaniem czegoś publicznie, mogę też bez problemu publicznie przemawiać (np. wygłosić moją opinię na jakiś temat)
- zazwyczaj rozpiera mnie energia i mam sto pomysłów na minutę
- mówię szybko i głośno
- czasami działam impulsywnie, nie przemyślę, tylko robię
- nie jestem domatorką - kocham podróżować, poznawać nowe miejsca i sytuacje
- mam potrzebę pochwały i docenienia, gdy coś dobrze zrobię
- zdarza mi się też być kiepskim słuchaczem (patrz wyżej)


Jak widać, tak jak mówiłam; cechy ekstrawertyka przeważają - i bardzo się z tego cieszę. Może kiedyś po prostu wmawiałam sobie, że jestem introwertykiem, a tak naprawdę było inaczej? Może po prostu bałam się pokazać prawdziwą siebie. W każdym razie cieszę się, że to się wyklarowało, bo teraz jestem o wiele szczęśliwsza, niż kiedyś oraz mam więcej znajomych:) .

Tak, czy inaczej oba te typy są na swój sposób wyjątkowe i wspaniałe oraz tak samo potrzebne w społeczeństwie. Czy jesteś introwertykiem, czy ekstrawertykiem - to nie ma znaczenia; bądź po prostu dobrym człowiekiem. I spróbuj, tak jak ja dać sobie czas i popatrzeć na swój rozwój; czy na pewno jestem tym typem, którym zawsze myślałam/em, że jestem? A może coś mi przeszkadza być prawdziwą sobą? Zobacz, co naprawdę Ci pasuje, w jakich sytuacjach się widzisz.
Zarówno introwertycy jak i ekstrawertycy mają wiele do zaoferowania światu, musimy się tylko nawzajem zrozumieć; że inaczej patrzymy na pewne sprawy.
_______________________________________________________

A Ty jakim typem jesteś? Bliżej Ci do introwertyka, czy ekstrawertyka i dlaczego? A może pół na pół? Piszcie w komentarzach :))

Życzę Wam wszystkim wspaniałych, radosnych oraz dobrze i sensowne przeżytych świąt Bożego Narodzenia, pełnych przebaczenia i wzajemnej życzliwośći. Niech Jezus rodzi się w Waszych sercach każdego dnia roku.

Trzymajcie się
Paaaa!:)))









niedziela, 17 grudnia 2017

Coraz bliżej święta...


W ludziach tkwi nieposkromione pragnienie otaczania się rzeczami. Osobiście wolę otaczać się ludźmi. Albo raczej... chcę woleć, to jest moje dążenie, bo nie zawsze wychodzi. Mam w głowie myśl "rzeczy szczęścia nie dają" i idę za tym, pomimo pewnych obaw i lęków - bo przecież tyle razy ludzie okazali się zawodni. Mimo wszystko wolę otaczać się nimi. Chociaż nawet oni nie zapełnią w moim życiu tej pustki, tej pustki, którą może wypełnić tylko Bóg, bo tylko z nim możemy mieć relację absolutną.

A może w niektórych tkwi raczej pragnienie zagłuszenia pragnienia otaczania się ludźmi?

Refleksje, refleksje...
Czasami obchodzimy naokoło. Pozwolę tu sobie przytoczyć mój wiersz sprzed kilku lat.

Szukam Cię już tyle lat
proste słowa znaczą wszystko
lecz czegoś wciąż mi brak 
czegoś co jest tak blisko
Przechodzę wciąż koło świecy
raz za razem zerkam
Zapalić się nie da?
Zbyt trudno?
Za ciężko?
Zwlekam

Kiedyś byłam w tym miejscu. Dziś wstępując na chwilę do Kościoła Mariackiego postanowiłam pomodlić się przed Najświętszym Sakramentem. Wchodzę do kościoła, a w środku bardzo dużo ludzi -  część zwiedza, część przyszła w innym zamiarze. Myślę sobie "kaplica adoracji jest taka mała, chyba się nie zmieszczę". Idę w stronę tejże kaplicy i patrzę; a tam zaledwie kilka osób,  modlących się przed Monstrancją z Hostią. Pierwsza myśl - "Gdzie Ci ludzie?"
No nic, modlę się. Po chwili zerkam, przechodzą ludzie z aparatami, niektórzy idą po prostu dalej, jeden pan zagląda zdając się myśleć "Hmm czy jest tu coś zabytkowego do sfotografowania?" Patrzy się w stronę kaplicy, nachylił się przez wejście, zobaczył Nśw. Sakrament, odwraca szybko wzrok, odchylił się, odwrócił, poszedł dalej.

Dlaczego obchodzimy naokoło? Bierzemy otoczkę, a odrzucamy esencję. Gdy spojrzymy w oczy Jezusowi ukrytemu w białej hostii wyjdzie wszystko na jaw - to jacy jesteśmy, kim jesteśmy, co w sobie mamy, co ze sobą przynosimy. Spadnie światło na nasze czyny. Staniemy w prawdzie.
Boimy się tego. Dziś mówię nie, nie chcę, nie chcę się bać "kocham więc nie muszę się bać, zabierz mój strach". "Wierzę, zaradź niedowiarstwu memu".

To nie święto zimy. To nie renifery, bałwany, mikołaje i śnieg. "Nie czuję świąt, nie ma śniegu" - ehe skądś to znamy. W Betlejem też nie było śniegu.

Banery na drogach... Ding dong idą święta czas pomyśleć o prezentach - a tak naprawdę ? Czas pomyśleć o zrobieniu porządku we własnym sercu, uporządkowaniu własnej duszy.
Idą święta, czas pomyśleć... i tu urwałabym. 

Ludzie traktują prezenty jako substytut miłości, zamiennik. To nie tak, to powinien być tylko dodatek - "Kocham cię, więc pomyślę, co by ci się mogło spodobać i dam ci to", jako dodatek do mojej miłości, a nie coś w zamian. Bo jeśli "zamiast mojej postawy dam ci prezent i dobra już, odczep się, zrobiłem/am swoje", to... Milczenie. Przecież nikt tego nie chce, nawet jeśli to byłby najdroższy prezent.


Znalazłam Cię po tylu latach
proste słowa powiedziały wszystko
i już niczego nie jest mi brak
bo jesteś przy mnie blisko
Mam przy sobie świecę
w jej blasku się ogrzewam
Zapalona i płonie 
Jest słodko
ambitnie
Nie zwlekam

Teraz zmieniły się słowa tego wiersza. Wygląda on jak powyżej.

Coraz bliżej święta... Każdy z czytających to oraz ja, ma coś jeszcze do zrobienia. Nie mycie podłóg, nie zamiatanie, nie pieczenie, nie gotowanie, nie pakowanie prezentów. Nic z tych rzeczy. To później. Najpierw, czyli teraz jest czas na coś innego. Niech każdy sobie odpowie na co, wedle swojej aktualnej sytuacji. Teraz i jutro i zawsze, każdego dnia roku jest czas na Kogoś. On egzystuje w wiecznym "teraz". Teraz jest czas na nowe życie; to Nowe Życie z Betlejem rodzi się codziennie.












środa, 1 listopada 2017

5 czynności, które umilą Twój dzień

Hej Wam!:)

Wracam po małej przerwie spowodowanej studiami. Wróciłam na dłuższy czas do domu (mamy wolne w sumie 5 dni), więc postanowiłam coś tu napisać.


5 czynności, które umilą Twój dzień

Na zewnątrz szaro i deszczowo, ranki są ciemne, a popołudnia... też ciemne. Jest zimno i wietrznie. I jak tu znaleźć pozytywy nadchodzącego dnia? Nic Ci się nie chce, sądzisz, że będzie to kolejny, rutynowy dzień. Niekoniecznie musi tak być. Mam dla Ciebie 5 czynności, które pozytywnie wpłyną na Twój dzień i polepszą Ci tym samym  humor. Zacznijmy więc od...

1) Poranne ćwiczenia przy ulubionych piosenkach

"Co w tym fajnego?!" - spyta zapewne część z Was. Rano, gdy jesteśmy jeszcze zaspani, nic nas tak dobrze nie rozbudzi i rozrusza jak krótkie ćwiczenia. Ponadto, podczas aktywności fizycznej wydzielają się w naszym organizmie hormony szczęścia, a nasz stres zmniejsza się, stajemy się bardziej wyluzowani. Bardzo dobrze wejść w takim stanie w nasz dzień i wszystkie obowiązki, które nas w nim czekają. Włącz na telefonie jakiś motywujący kawałek (np. ja dziś ćwiczyłam przy Imagine Dragons - Thunder) i... poddaj się swojej kreatywności. Ćwicz na leżąco, na siedząco i na stojąco. Porozciągaj różne partie ciała, a następnie polepszaj ogólną kondycję swoich mięśni.
 Postaw raczej na te lżejsze ćwiczenia, nie chodzi o to byś na początek dnia się zmęczyła/zmęczył, tylko rozbudził/a swój organizm do efektywnego działania. Ulubione piosenki podziałają motywująco i umilą całość ćwiczeń.

2) Wyglądaj nieco inaczej niż na co dzień

Nowe uczesanie, czy inny niż zwykle kolor pomadki. Może bardziej elegancki lub bardziej sportowy strój niż nosisz na co dzień?  Kolor cieni z innej gamy kolorystycznej, kreska lub tym razem bez kresek. Może coś co niewiele osób nosi? Załóż ubrania i dodatki, których już dawno nie miałaś na sobie, a wciąż Ci się podobają. Nie chodzi o to byś czuła się nie swojo, ale byś odkryła, że w czymś nowym wyglądasz zaskakująco inaczej i zaskakująco dobrze. Czasami można popaść w rutynę, nawet jeśli chodzi o nasz wygląd, przez co sami sobie wydajemy się pospolici, co jest oczywistą nieprawdą, bo każdy jest na swój sposób wyjątkowy.

3) Zauważaj w innych dobro! Powiedz 10 szczerych komplementów

Nie chodzi tu o sztuczne uwagi dla atencji i po to, by ktoś nas polubił. Miej oczy szeroko otwarte. Podziękuj mamie za zrobienie Ci śniadania, doceń jej starania (tak, podziękowanie komuś to również swego rodzaju komplement), wyraź uznanie dla zdolności matematycznych koleżanki; porozmawiaj z kimś o jego zainteresowaniach np. graniu na jakimś instrumencie, doceń trud tego kogoś w szlifowaniu talentu; jeśli spodoba Ci się czyjś outfit to nie omieszkaj mu/jej o tym powiedzieć, jednakże nie mów "świetna bluzka", bo przecież nie chwalisz produktu jako takiego, tylko gust właściciela; powiedz lepiej "świetne dobrałaś tą bluzkę" albo "bardzo Ci w niej do twarzy". Mówiąc innym miłe rzeczy i widząc ich uśmiech i fakt, że może poprawiliśmy tym komuś humor, sami również stajemy się szczęśliwsi.

4) Pokazuj ludziom, którymi się otaczasz, że naprawdę ich lubisz 

Nie chodzi o puste podlizywanie się - to raczej objaw egoizmu. Odstaw na bok swój zły humor, czy niepowodzenie sprzed godziny.  Jasne, można się wyżalić, ale nie warto tego przeciągać w nieskończoność i roztaczać tym samym złą atmosferę. Uśmiechaj się do nich i słuchaj z zainteresowaniem co do Ciebie mówią, staraj się ich wysłuchać i zrozumieć, dopytuj, bierz aktywny udział w dyskusji.  Jakże mało w dzisiejszym szumnym świecie jest ludzi, którzy naprawdę potrafią słuchać. Bądź w tej mniejszości. Gdy zobaczysz, że Ci ludzie faktycznie chcą z Tobą przebywać, od razu poczujesz się lepiej. Nie czekaj na propozycję, tylko sama przejmij inicjatywę. Zaproponuj np. kilku Twoim koleżankom wspólne wyjście na kawę i ciasto, kręgle, do kina lub do galerii. A jeśli finanse chwilowo na to nie pozwalają to po prostu przejście się np. do parku po szkole. Jeśli masz nadmiar czasu - poświęć go swoim przyjaciołom.

5) Poświęć godzinę na doskonalenie się w swojej pasji

Śpiewasz? Śpiewaj. Tańczysz? Tańcz. Chociażby w domu. Umiesz rysować? Narysuj coś. Piszesz opowiadania? Napisz krótki epizod. Lubisz hand-made? Zrób coś ładnego dla i podaruj komuś. Biegasz/ ćwiczysz? Do it. Pamiętaj; realizowanie się w naszych pasjach nigdy nie jest stratą czasu, jednakże trzeba również pamiętać o naszych obowiązkach, które są na pierwszym miejscu.  Mimo wszystko, gdy robimy to, do czego mamy smykałkę, czujemy się wyjątkowi, a gdy jeszcze dzielimy się naszą pasją z innymi - czujemy się potrzebni i tym samym szczęśliwsi.



źr obrazków: www.weheartit.com


_____________________________________________________

To tyle na dzisiaj,
piszcie jakie Wy macie sposoby na umilenie sobie dnia
Miłego i sensownego listopada Wam życzę 
Paaaaa!:)