środa, 31 sierpnia 2016

Restrictions are only in your mind baby

Witam wszytkich :).

Przychodzę do Was w tym ostatnim dniu wakacji, wspaniałych wakacji. Wypełnione były od początku do końca niezwykłymi wydarzeniami, które wiązały się z pięknymi osobami i pięknymi miejscami. Rok temu pisałam, że tamte wakacje były moimi najlepszymi... Cóż, te mocno konkurencyjne. Najbardziej cieszę się z tego, że prawie wszystkie z moich planów na te wakacje się powiodły czyli; Anglia, Oaza, ŚDM, Olsztyn i Chorwacja. Wszystko to udało się. Jedyny plan, który się nie ziścił to pielgrzymka ze względu na brak wystarczajacego czasu pomiędzy jednym, a drugim wyjazdem.

Przejdźmy jednak do myśli przewodniej tegoż wpisu; "Ograniczenia są tylko w twoim umyśle kochanie". Mogłabym to przyrównać do tych, wspomnianych już wakacji,  jednakże chciałabym w moich rozmyślaniach sięgnąć głębiej. Bo ograniczenia finansowe pokonać jest wcale nie tak trudno, jeżeli obierze się dobrą strategię. O wiele "gorzej" jest nie z zewnętrznymi blokadami, ale tymi wewnętrznymi. Ograniczeniami, które wypływają bezpośrednio z nas. Przekonanie, że czegoś na daną chwilę, ba, nigdy nie jesteśmy w stanie pokonać i zmienić. Przekonanie,że ciągle jesteśmy i będziemy tacy sami. Wizje przyszłości przepuszczane przez nasze wąskie wyobrażenia. Głupim jest oczekiwać innych rezultatów, jeżeli próbujemy wciąż w ten sam sposób. Najgorsze co możesz zrobić to przejmować się i myśleć wciąż o próbach z przeszłości, które się nie powiodły. Koniec, przeszłości nie ma , teraz możesz zrobić to inaczej, lepiej i zdobyć to, czego zawsze pragnąłeś, ale jednocześnie byłeś przekonany, że nigdy tego nie dostąpisz, a przynajmniej nieprędko. Ograniczyłeś się do byle jakiej wizji, byle jakich warunków, byle jakoś przetrwać od jednego do drugiego. Zapomniałeś, że pomiędzy też należy żyć. Zasługujesz na więcej, więc czemu by po to "więcej" nie sięgnąć? Ograniczenia są tylko w twoim umyśle; ludzie, których spotykasz  może wcale nie są tacy źli, może to ty masz do nich złe podejście.
Próbuj i nie zniechęcaj się niepowodzeniami. Daj sobie czystą kartkę i twórz od nowa, tak jak ci się podoba. Nie przejmuj się, że ludzie wciąż będą widzieć twój stary rysunek, twoje stare bazgroły na starej kartce. Z czasem przyzwyczają się do nowej, a nawet zapomną o starej i będzie jakby tylko jedna. Ty też o niej zapomnij, nie rozpamiętuj starej, nie przejmuj się innymi i twórz swoje arcydzieło jak ci się podoba. Sięgaj po to, po co nigdy nie sięgałeś. Nie byle jak, ale na sto procent. Ograniczenia umysłu nie pozwalają się  rozwijać. Niejako trzymają nas w miejscu. A kto stoi w miejscu ten się cofa. Pokaż się taki, jaki jesteś, raczej nie wygrasz pod innym nazwiskiem, a nawet jeśli uda ci się oszukać, to nie otrzymasz spodziewanej nagrody, bo będzie ona dedykowana, podpisana na twoje prawdziwe dane. Po co więc tracić czas. Nie mów "nie dam rady", powiedz lepiej "to wyzwanie, nowe wyzwanie, które podejmuję".
Bo... restrictions are only in your mind baby ;).

I jakieś zdjęcia, których tu jeszcze nie było;).











wtorek, 23 sierpnia 2016

To my korzystamy z chwili, czy to chwila korzysta z nas?

Heeej ;).

Jak pewnie zauważyliście ostatnio dodaję posty dość często, coby nadrobić moją lipcową nieobecność.
Dziś... jak w tytule. Naszły mnie przemyślenia o tym jakże opisanym, wszechobecnym, popularnym ostatnio temacie "korzystania z chwili".
Jak to często u mnie bywa - przewrotnie. Zadaję pytanie; czy to my korzystamy z chwili, czy owa chwila korzysta z nas?

Pochopnie, nieprzemyślanie, pod wpływem emocji lub jak to woli "chwili". Każdemu z nas na pewno nie raz zdarzyło się już tak działać. W tej chwili było to "idealne" rozwiązanie. Miałeś/aś taką decyzję w swoim życiu, która wydawała się najlepszym możliwym rozwiązaniem, a okazała się najgorszym? Na pewno. Przed popełnieniem jej wszystko wydaje się takie kolorowe. Gdzieś na horyzoncie malują się konsekwencje, lecz zostają szybko zbagatelizowane. W trakcie jest świetnie. Minutę po zaczyna do człowieka dochodzić smutna prawda, a jej skutki są nam już doskonale znane. Więc ileż można? 
To nie kwestia pecha bądź farta. To kwestia zawężonej perspektywy, zasłoniętej wręcz. Zasłoniętej przed zbyt wyrośnięte "ja" . Zazwyczaj, gdy podejmujemy decyzję szybko i pochopnie, to wiążemy z nią następującą nadzieję "to dla mnie, to będzie dla mnie dobre, to dla mojego szczęście, ja tego potrzebuję teraz teraz teraz". Pomijamy zazwyczaj wszystko i wszystkich wokoło. Czasem nawet pomijamy prawdziwych siebie, bo strach, niepewność bądź przesadna pewność, egoizm, frustracja, chęć odwetu etc zasłaniają nam właśnie to, co rzeczywiście byłoby dla nas korzystne patrząc z perspektywy szerszej.
Ta przereklamowana chwila... wmawiają nam, by korzystać z niej wszędzie i o każdej porze, popierając swoją tezę sloganami "życie jest takie krótkie", "nie będziesz szczęśliwy planując", nie będziesz szczęśliwy MYŚLĄC... , a my często łykamy to jak przysłowiowe pelikany, nie zastanawiając się nawet, jaki procent tych nawoływań, "wzniosłych" idei YOLO, rzekomo motywującego gadania ma się jako tako do rzeczywistości.
Mimo wszystko ja wyznaję zasadę "na spontanie", jednakże to nie zwalnia z myślenia. Można przeżywać wszystko jak się da, być otwartym na nowe propozycje i zmiany planów, porwać się zabawie, robić niekonwencjonalne rzeczy - to jest świetne. Czasami bywa różnie, aczkolwiek takie dziwne sytuacje bardzo uczą życia. Należy umieć rozróżnić sytuacje, które można podjąć na spontanie, a które nie. Jednakże, gdy przychodzi stanąć przed wyborem, ważną decyzją, zmianą relacji z kimś, pójścia w tę lub w inną stronę, wiążącym zobowiązaniem... wtedy ta "chwila" przepełniona emocjami może okazać się czymś, co zepchnie nas z tego piętra twojej egzsystencji, na którym jesteś w danej chwili. Możesz wrócić znów do parteru, możesz do piwnicy, w której światła dochodzi przecież bardzo mało, a schody są często zniszczone i daleko bardziej niewygodne w użytku, niż te pomiędzy piętrami. 
I wtedy ta "wspinaczka" zaczyna się od początku. Ale niekoniecznie z tego miejsca, z którego byśmy chcieli. Znajdujemy się w nowej sytuacji, często, a raczej prawie zawsze nie takiej jaką sobie wyobrażaliśmy. "Do nowego trzeba się przyzwyczaić" - mówimy. I brniemy w to dalej. Przecież tak chcieliśmy i w końcu się udało. Trzeba było działać szybko, coby nie przepadło, coby ktoś inny nam tego nie odebrał, coby nie zmienić decyzji...
Zaczyna pojawiać się niepokój. Przez jakiś czas przeplata się z ulotnym szczęściem. Kolory się mieszają. Później powstaje już niezytentyfikowana papka. To jak po zmieszaniu wielu kolorów plasteliny wychodzi taki szarawy. Niezbyt ładny, przeciętny. 
Zaczynamy sobie uzmysławiać, że to nie może być szczęście, że to jakaś tania podróba z fabryki w Wietnamie.
Ale sytuacja jest już zbyt rozwinięta, ogarnia nas ze wszystkich stron. I wtedy zaczynamy MYŚLEĆ jak z tego wybrnąć. Myśleć. Długo. I to często okazuje się dla nas zbawienne. Wychodzimy z tej chorej sytuacji.
Mija jakiś czas.
Naczytamy się o korzystaniu z chwili.
Jesteśmy ostrożni, to przecież głupoty.
Znów czegoś bardzo chcemy, chociaż sami nie wiemy po co.
To jest takie wszechobecne, wszyscy wokół też tego chcą...
lub to mają...
lub to będzie dla nas takie... nobilitujące
chwila
jest super
idę w to!!
I tak w kółko. Niby można... ale po co marnować sobie zdrowie, czas, wiarę w ludzi... jak można przemyśleć, poczekać na dogodny moment, wejść w coś z całą świadomością i czerpać z tego daleko większe szczęście, na różnych płaszczyznach i przez długi czas?
To wydaje się trudne. Bo to jest trudne. Łatwe łupy nie są zazwyczaj wartościowe. Na trudzie jednak można zbudować mocne fundamenty i czerpać z tego latami. Domy na piasku są okay do pierwszego mocniejszego powiewu. Lepiej nie dać się zdmuchnąć. Tylko stać mocno na długo budowanym fundamencie.
Nie dać się wykorzystać przewrotnej chwili, która w całym swym zakłamaniu wmawia ci, że to ty korzystasz z niej.
Nie myśl o szczęściu jak o czymś ulotnym i chwilowym, myśl o nim jak o czymś normalnym, wpisanym w życie, czymś na co zasługujesz. I rozmyślaj jak by tu odkryć, które to będzie to prawdziwe. Na to potrzeba czasu i świeżego umysłu. Ale warto, serio ;).



wciąż mam w pamięci widoki tego lata:)

To tyle na dziś,
miło spędzajcie te pozostałe dni wakacji
nie dajcie się wykorzystać chwili, która chce was zepchnąć
ale to Wy ją spychajcie tam gdzie chcecie i myślcie, co naprawdę przymnoży Wam szczęścia i zadowolenia z życia.

Pozdrawiam serdecznie! :*
Paaaaa :).

sobota, 20 sierpnia 2016

O podróżowaniu słów kilka :). Miejsca, które mnie zachwyciły w 2016 roku.

Cześć Wszystkim :).

Dzisiaj chcę poruszyć temat, który jest właściwie jedną z moich pasji, a mianowicie: podróżowanie. Tak, uwielbiam to robić, uwielbiam poznawać nowe miejsca, nowych ludzi i nowe zwyczaje. Uwielbiam także podziwiać różnorodną przyrodę. Póki co oczywiście skala tego jest na miarę moich możliwości, jednakże w przyszłości pragnę tą skalę powiększać i powiększać.

W tym wpisie chcę pokazać Wam i krótko opisać kilka miejsc, które udało mi się odwiedzić w 2016 roku, takie, które w szczególny sposób mi się spodobały. Zaczynamy :).

1. Rzeszów - plaża nad Wisłokiem 

Miałam okazję być tam w maju na sesji zdjęciowej. To miejsce zachwyciło mnie swoim spokojem, tym, że czuć było po prostu taki luz. Jest to zdecydowanie miejsce do aktywnego wypoczynku, ponieważ równolegle z rzeką biegnie ścieżka rowerowa, ścieżka do biegania, do jeżdżenia na rolkach.. a na niej pełno osób od dzieci do emerytów, osób, które dbają o swoje zdrowie i dobrą kondycję. Ponadto oczywiście woda - cóż jest lepszego jak ciepły wieczór nad wodą. Od dziecka lubiłam wszystko co z wodą związane, zawsze synonimem udanych wakacji był dla mnie wypoczynek nad wodą, jakąkolwiek; rzeka, jezioro, morze, a w razie braku wymienionych - basen. I udało się takowe miejsce znaleźć również w Rzeszowie - Rzeszowie, który zawsze uważałam za miasto brzydkie i nieciekawe. Kojarzył mi się niezbyt dobrze, nie sądziłam, że znajdują się w nim tak urokliwe miejsca jak właśnie ta plaża. Drewniane molo, różnokolorowe łódki, wokół pływające łabędzie i kaczki. Idealne miejsce dla odpoczynek dla miejscowych po dniu pracy lub szkoły. A we wakacje - dobre miejsce na kąpiel lub opalanie.
Daję zdjęcie, coby nie być gołosłowną;

2. Warszawa - Park Łazienkowski

I to jeszcze początkiem maja, gdy kwitły tam różowo-fioletowo-białe tulipany <3. Ogólnie całość tegoż obiektu zauroczyła mnie swoim pięknem. Różnorodne pałacyki, amfiteatr, piękne fontanny, bogata roślinność i pawie chodzące sobie tam, gdzie chcą.  To miejsce zarówno dla ciekawych turystów, chcących odpocząć po całodniowym zwiedzaniu, jak i dla zakochanych. To także moje ulubione miejsce w naszej stolicy. Bardzo miło spędziłam tam czas i jestem pewna, że powrócę do Łazienek jeszcze nie raz.




3. Poznań - rynek

W czerwcu miałam okazje być po raz pierwszy w Poznaniu. Z całego tego miasta najbardziej spodobał mi się rynek i te charakterystyczne wielokolorowe domki. Koziołki także zrobiły swoje i dodały uroku temu miejscu. Godzina 12,a tam tysiące ludzi stoi tylko po to by zobaczyć trącające się koziołki, osobliwe nie powiem :) . Rynek w Poznaniu to zdecydowanie miejsce, które warto odwiedzić :D.


4. Londyn - całość

Próbowałam przez chwilę zastanawiać się nad jednym konkretnym miejscem w tymże mieście, ale stwierdziłam, że nie sposób wybrać tylko jedno. Londyn zachwycił mnie w całości:). Nie będę się powtarzać, ponieważ kilka postów temu opisałam dokładnie tę wizytę. Dodam tylko,że Londyn ma w sobie wciąż wiele tajemnic i przy następnej mojej wizycie w tymże miejscu zobaczę coś nowego, coś innego i tak to jest bardzo ekscytujące:). Zdecydowanie miejsce, które warto odwiedzić.


5. Bolestraszyce k.Przemyśla - ogród botaniczny

Miejsce przepiękne i zarazem miejsce, z którego nie mam ani jednego zdjęcia. Dlaczego? Nie miałam ze sobą wówczas telefonu;). Zdjęcia "profesjonalne" były owszem robione, jednakże nie zostały jeszcze zamieszczone na naszej grupie na fb. Cóż, muszę posłużyć się zdjęciem z internetu.
Tak, czy inaczej miejsce magiczne, pełne różnorodnych roślin i zwierząt, stawów i ławeczek skrytych w winorośli. Ma ono swój niepowtarzalny klimat. Zdecydowanie warte odwiedzenia :).


6. Kraków - nad Wisłą

Wahałam się pomiędzy Wisłą, a rynkiem, oba miejsca piękne, nastrojowe i warte odwiedzenia. Opiszę jednak miejsce, w którym miałam okazje być wielokrotnie w swoim życiu, jednakże za każdym razem jednakowo mnie zachwyca. Miejsce, w którym lubią przesiadywać zarówno mieszkańcy Krakowa jak i przyjezdni. Miejsce do wyboru, jak kto woli, ławka lub trawa. Do tego widok na Wawel, ewentualnie do tego Smoka Wawelskiego. I Wisła - spokojna Wisła, jedna z "wizytówek" Polski, naszego kraju. To zdecydowanie miejsce w którym każdy powinien zagościć chociaż raz :).

7. Olsztyn - jezioro Kortowskie

W Olsztynie już po raz drugi byłam w sierpniu. Jednakże pierwszy raz byłam nad jeziorem Kortowskim. W końcu było mi dane poczuć klimat prawdziwej Warmii. To miejsce zauroczyło mnie piękną przybrzeżną przyrodą, czaplami, łabędziami i całą resztą. I oczywiście ciepłą wodą <3. Piaszczyste plaże, klimatyczne molo, tak zdecydowanie lubię to :D.






8. Chorwacja - Pag, jaskinia wodna, jeziora Plitwickie

I pod koniec mojego tegorocznego zestawienia nie może się znaleźć nic innego jak właśnie Chorwacja. Malownicza wyspa Pag, ogółem mówiąc też krajobraz Chorwacji, czyli góry występujące obok morza, jaskinia wodna niedaleko wyspy Metanja i już nieco dalej jeziora Plitwickie. Te widoki <3. Czyściutka woda, kolorowe ryby w niej pływające, dużo muszelek, woda idealnie lazurowa. No i jeziora Plitwickie również zachwycające  kolorem, wodospadami nieopodal, fauną i florą. 
Piękne miejsca :).











__________________

To by było na tyle :). Tych miejsc, które mnie zachwyciły było oczywiście o wiele, wiele więcej jednakże chciałam, żeby to zestawienie było nie nie wiadomo jak długie.
Tak teraz patrzę i wspólnym mianownikiem dla większości z tych miejsc byłaby woda. Cóż już mówiłam, że takie klimaty lubię najbardziej :). Bo zwiedzanie miast niestety często mnie nudzi, ale piękno przyrody- nigdy.

Podsumowując to kocham podróżować, dlatego... bo życie jest tak krótkie, a miejsc do odwiedzenia tak dużo. Chciałabym odwiedzać wciąż nowe i nowe rejony. Jeśli chodzi o Polskę, to marzy mi się odwiedzić Puszczę Białowieską, a jeśli chodzi o świat to Madagaskar, jednakże to eskapada, którą mogę umieścić tak... hm 5 lat do przodu. Póki co finanse na to nie pozwalają haha ;).

A Wy lubicie podróżować? Jakie miejsce z tych, które odwiedziliście było Waszym ulubionym, a jakie chcielibyście jeszcze zobaczyć? Piszcie :D.

Ja już się z Wami żegnam
Paaaa!:)

czwartek, 18 sierpnia 2016

Czy jesteś tym o czym mówisz?

Heeeej Wam!:)

Dzisiaj pragnę poruszyć temat sporów o wartości/przekonania. Nie mówię "gusty", bo nie chodzi mi o sprawy błahe, przeciwnie; o sprawy duchowe, światopoglądowe... Duchowe, jednak rozumiane szeroko, nie zawężane do konkretnej religii, pojmowanie przez różnych ludzi w różny sposób. Każdy z nas ma swoją hierarchię wartości, jednakże one u poszczególnych osób są odmienne, to jasne. Jeden stawia wyżej to, drugi co innego. To samo z przekonaniem czy wiarą. Jeden wierzy w energię dobrą, czy złą, drugi w osobowego Boga, a trzeci w przypadek. Spotykamy ludzi z każdej tej "kategorii" jeśli mogę to tak ująć na co dzień. I nierzadko nawiązują się między nami spory, słowne sprzeczki o wartości, istotę... przekonywania, stawianie na swoim etc... Najczęściej jednak rezultat takiej "dyskusji" jest znikomy, bo strony nadal obstają przy swoim, a mogły się tylko popsuć ich wzajemne relacje. Co robić zatem, nie przekonywać, nie ukazywać swoich wartości? Ukazywać, przekonywać. Ale słowa nie są jedyną drogą, są powiedziałabym jedną z wielu i raczej jedną z tych mniej skutecznych. No bo jaki normalny człowiek wierzy samym suchym słowom, zwłaszcza gdy one kłócą się, wręcz zaprzeczają jego wewnętrznemu głosowi, jego prawdzie, która ugruntowała się w nim przez lata. Człowiek ma to do siebie, że gdy jego idee są atakowane, to on automatycznie, nawet gdy  ma chwilowe wątpliwości, to będzie zaciekle bronił tego, co przez większość czasu uważa za słuszne. Tak więc jeśli jeśli nie słowa to co?

Kiedyś słyszałam, że na końcu... że na tym prawdziwym końcu wybroni się tylko miłość i to co się w niej zawiera. Tak więc wszystko, co wówczas zostanie będzie prawdą, bo w miłości nie może znajdować się fałsz. Co będzie prawdziwe przetrwa i wtedy tak naprawdę zobaczymy w całości co było czarne, a co białe. Teraz możemy tylko przypuszczać, przeczuwać i odczuwać, bo dobro szeroko promieniuje i iść tam gdzie wyczuwamy słuszność, oby ku dobru. Oby to, co mamy za dobro faktycznie nim było, oby nasze teraźniejsze odczucia co do niego były klarowne, niczym niezmącone.
 Jeżeli na końcu wszystkiego, jakkolwiek by tego "wszystko" nie rozumieć, zostanie tylko miłość, to znaczy, że każdy nasz dobry czyn nie uleci gdzieś w próżnię, tylko będzie z nami wciąż.

Jak to się ma jednak do dyskusji? Po kolei. Tak więc po co atakować się nawzajem słowami i wytykać sobie.. "zaorać rozmowę", zagiąć kogoś... Argumenty będą szły za argumentami i nie będzie im końca. Głosisz jakąś wartość, przekonanie? Wykonuj to. Chcesz kogoś przekonać, że Bóg istnieje? To zadaj sobie pytanie; czy po Twoim zachowaniu widać nie tyle, że wierzysz w Boga, jak to, że wierzysz Bogu? Co to znaczy? Ano to, czy widać po Tobie, że jesteś SZCZĘŚLIWY? Ale nie tak na chwilę i nie na pokaz.  Nie chodzi tu o wymuszony uśmiech. Wiadomo, że każdy ma trudne chwile w których jest przybity, ale są to chwile, a nie większość czasu. Czy masz w sobie wewnętrzny POKÓJ, który jest znakiem obecności Boga w Tobie? Czy masz w sobie życie i to życie w obfitości? "Po owocach ich poznacie". No i w końcu czy rozdajesz innym te dary nie tracąc ich w żadnym stopniu (szczęście, pokój, chęć do życia...), które otrzymałeś od Boga? Jeśli nie... to kto Ci uwierzy, że Twój Bóg istnieje? Jeśli chodzisz smutny, zły... nie masz w sobie tej miłości, tego żaru od Boga, nie masz chęci do życia. Powiesz, że to trudne, że jesteś zniechęcony, że Ci się nie chce próbować... okay to zrozumiałe, każdy jest w innej sytuacji. Więc nawróć się najpierw Ty, a później próbuj nawracać innych. Gdy już przylgniesz do Boga, tak, że naturalnym stanie się ukazywanie tegoż przylgnięcia własnym życiem, wtedy będziesz miał innym do zaoferowania znacznie więcej niż tylko zwykłe słowa, dowody i "zagięcia". Będziesz miał w sobie tę miłość, tą radość, której wielu Ci będzie wówczas zazdrościć. I będą się po cichu zastanawiać "dlaczego on taki wesoły, jaki jest powód jego radości?"

Ten mechanizm można było zauważyć chociażby podczas ŚDM. Widząc tą głośną, rozśpiewaną młodzież z całego świata na ulicach, w tramwajach, wielu zastanawiało się "co ich tak cieszy?" Cóż jeśli ktoś ma szczęście, jakiekolwiek, to zazwyczaj mówi o tym, chce się z kimś owym szczęściem podzielić.
Analogicznie, jeśli ktoś ma miłość to chce się nią dzielić. Bo jeśli tylko miłość pozostanie...to zróbmy jej jak najwięcej. Niezależnie od tego w co kto wierzy. Jeśli Twoje przekonania są prawdą, to nie bój się, bo zostaną. Jeśli to co robisz jest dobre, to owoce Twoich czynów będą dobre i będą trwać. Jednak dopóki, to w gmatwaninie i chaosie świata teraźniejszego... po prostu kochaj, najmocniej jak potrafisz, okazuj innym, chociażby przez najprostsze czyny, uśmiech, pragnienie dobra dla drugiej osoby, niezależnie od tego w co wierzy. Ja jako katoliczka oczywiście chciałabym, żeby wszyscy też tacy byli, ale, że aktualnie tak nie jest, to chcę, jak mi się wydaje, po prostu dobra, której źródłem jest miłość. Dla Was wszystkich. I tej miłości Wam życzę, nie poddawajcie się w walce o nią.

To co jest najbardziej wartościowe przychodzi najtrudniej. Miłość nie jest łatwa. Ale jest chyba jedynym wspólnym mianownikiem dla różnych przekonań. Bo każdy ma w sobie jej pragnienie. Więc walczmy o nią, by przejawiała się w naszych czynach, choć to czasem bardzo trudne. Nie musi, a raczej nie powinna być przereklamowana, taka jak się ją głosi w mediach, filmach... miłość to zwykły uśmiech, zrezygnowanie z czegoś dla drugiej osoby, podanie ręki na zgodę, ciche kibicowanie by komuś się w czymś powiodło, nawet jeśli za tą osobą nie przepadamy, wsparcie w trudnej chwili, przywrócenie do pionu, ciepłe słowo, obecność...

Walki o taką miłość Wam życzę z całego serca. A prawda... ta prawda, o którą się toczą tak zażarte dyskusje... jeśli będzie ją naprawdę to przetrwa. Póki co kochajmy.

***

Post "ozdabiam" kilkoma zdjęciami z mojego niedawnego pobytu w Chorwacji:).

Miłej reszty wakacji!
Trzymajcie się!
Paaaaaa! <3









PS: Niedawno minął rok tego bloga. Jestem szczerze zaskoczona, bo zazwyczaj blogi miałam krócej... Pozytywnie zaskoczona :D. Dziękuję za dotychczasowe 18 tysięcy wejść i prawie 100 obserwacji. Dzięki Wam mam motywację do pisania tego bloga. Oby Was było tu jak najwięcej :).

poniedziałek, 1 sierpnia 2016

Światowe Dni Młodzieży! :)

Heeej Wam :).

Trochę długo nie pisałam, ale to dlatego, że najpierw byłam na Oazie Letniej, później ledwo parę dni przerwy i zaczęły się Światowe Dni Młodzieży, najpierw w diecezjach, a następnie oczywiście w Krakowie :).

Jak mi się podobało? Po kolei... Dni w diecezjach zaskoczyły mnie otwartością i taką fajną mentalnością ludzi przybyłych, zwłaszcza tych z innych kontynentów. Kurcze... a mówi się, że to europejska cywilizacja jest" najlepsza", akurat. Nie zawsze. W porównaniu z takimi młodymi z Ameryki, Afryki, Azji, to Europejczycy są... dość chłodni powiedziałabym. I cisi haha :D. Wiadomo, nie wszyscy, ale jednak. Tak, czy inaczej... xD. Podczas dni w diecezji miałam okazję być wolontariuszem, a więc też jeździłam z tymi młodymi to tu to tam do okolicznych miast i wsi. Miałam również okazję sprawdzić swój angielski i podszkolić go nieco, naprawdę ile się podczas tych kilku dni po angielsku nagadałam, to nie robiłam tego przez cały rok na lekcjach xD. Nawet udało mi się porozumieć haha, gorzej z niemieckim, ale coś tam sobie sukcesywnie przypominałam. Nauczyłam się też paru słówek po hiszpańsku :)). W sobotę 23 lipca pod koniec już dni w diecezjach, było czuwanie na Podpromiu w Rzeszowie... tyle ludzi co tam było z tak wielu krajów (!!) tacy rozbawieni, głośni, sympatyczni :))). Mega po prostu. Ale do było dopiero hmm... preludium przed Krakowem.
Tam też wyjechaliśmy 25 lipca po Mszy posłania, która była w Rzeszowie. Pierwszego dnia nic ciekawego się nie działo, ale już od 26 lipca na ulicach były tłumy, wszędzie głośno i radośnie. I tak też miało być :)). Haha ta jazda w tramwajach, jak w puszce i śpiewanie po drodze haha, nie sądziłam, że są one w stanie pomieścić tak wiele ludzi :D . Można było iść w miasto i porozmawiać z kimkolwiek, do wyboru, każda nacja, to fantastyczne móc poznawać tak różnorodnych ludzi:).
Ważnymi momentami były dla mnie także, a raczej przede wszystkim momenty, w których mogłam zobaczyć i posłuchać papieża Franciszka. Z bliska udało mi się go widzieć 3 razy, 2 razy w środę - jak przejeżdżał Papa Mobile oraz pod Oknem Papieskim i raz w czwartek jak jechał tramwajem:).
Z tym Oknem Papieskim to było ciekawie, bo w życiu bym się nie spodziewała, że uda mi się podejść tak blisko. Na Franciszkańskiej znalazłam się jakoś po 17stej odstałam swoje w kolejce do kontroli (zabrali mi dezodorant haha) i o 17:30 byłam już na tym placu. Ludzie siedzieli i oglądali coś na telebimie porozkładani jak na pikniku, to pomyślałam sobie, że bardzo łatwo jest się dostać między nimi do przodu. Tak też zrobiłam :D. Podeszłam jak najbliżej się dało czyli do 3 czy tam 4 rzędu, bo przody stały nieustraszone haha^^. I tak już zostałam. O 20 przyjechał papież, a około 21:15 pokazał się w oknie i wygłosił krótkie przemówienie na temat zmarłego niedawno wolontariusza. Później się pożegnał i życzył dobrej nocy:).
To było dla mnie duże przeżycie, jak i dla wszystkich wokoło. W końcu rzadko można zobaczyć i posłuchać papieża na żywo:).

Co jeszcze mnie urzekło w ŚDM? Piątkowa katecheza prowadzona przez  dwóch biskupów o Bożym miłosierdziu, a najbardziej jedno pytanie; "Komu należy okazać większe miłosierdzie; oprawcy czy ofierze?" pytanie wydaje się problematyczne, jednak zaraz padła odpowiedź; "oprawcy".
A także fakt, iż biskup miłosierdzie widział po prostu w rozświetlonym niebie, na tle którego podnosił Hostię, jak się nam zwierzył.
Piątkowa Droga Krzyżowa na Błoniach, w której uczestniczyły setki tysięcy młodych również mocno do mnie trafiła, te rozważania...
Cóż jeszcze? Druga strona ŚDM-u. Tak druga. Ludzie pracy, ludzie których nie widać, którzy nie są żadnymi tam organizatorami, ani osobami z takich czy innych sztabów (ci oczywiście też są bardzo bardzo ważni). Kto więc? Np . Pracownicy z McDonaldu, którzy w godzinach szczytu tj. porze obiadowej mieli tak średnio licząc minutę na wydanie 30 zamówień. Uwijali się jak mogli, ciągle spóźnieni, lody się topiły, frytki rozsypywały a cola wylewała. W pewnym momencie jedna pracownica poślizgnęła się na tej coli i upadła jak długa. Trochę się przestraszyłam patrząc na to wszystko nie powiem, jednak ta zaraz wstała i poszła dalej pracować. Z początku mnie to zdegustowało, w sensie ona i ta reszta pracowników, którzy pomimo wylanej coli biegali nadal się na niej ślizgając, by zdążyć do wygłodniałych pielgrzymów. Przez chwile zastanawiałam się jak oni tak mogą, że taka praca jest po trochu wykorzystująca/poniżająca/niegodna/brakuje mi słowa. Zaraz jednak zreflektowałam się i ogarnął mnie podziw. Tak podziw dla tych ludzi. Taka służąca-uświęcająca praca... Uświęcająca, bo służba uświęca. Nikt na nich nie zwraca uwagi, ale to dzięki nim, możemy szybko, pożywnie, smacznie i tanio, wówczas gdy w restauracji byłoby wolno, nie zawsze smacznie i drogo. Zakładam oczywiście, że ludzie, którzy chodzą do fast-foodów uważają je za smaczne, ja niekoniecznie, w Macu kupuję zazwyczaj lody.
Tak, czy inaczej... byli oni jedną z par rąk, na których spoczął ciężar platformy. Wielkiej i ciężkiej platformy na której stał napis "ŚDM" (w przenośni oczywiście, wiecie co mam na myśli).
Albo inni ludzie - sprzątacze ulic. Teraz już nie mogli wykonywać swej pracy wczesnym rankiem, gdy nikt nie widzi. Musieli w środku dnia, tam gdzie tłumy, nieustannie, zbierając i zbierając, by Kraków nie pokazał się w telewizji broń Boże z tej brudnej strony i słusznie!
O nich też należy pamiętać. Nie mieli identyfikatorów ani plecaków, ale też uczestniczyli i to bardzo w tych właśnie Dniach.
Następnie; liczne służby porządkowe; policjanci, strażacy, ekipy ratunkowe, strażnicy miejscy. Wszyscy ci musieli wykorzystać maksimum energii i często po nocach wykonywać swój zawód. Przeszukiwać, pilnować, strzec, by wszystko to udało się w miarę bezpiecznie. Respekt dla nich!

Na Światowych Dniach Młodzieży urzekła mnie także dobra organizacja. Ogarnąć milionowy tłum to naprawdę wielkie wyzwanie.
Kraków się spisał i to jak:).

Kulminacją ŚDM-u były oczywiście dwa dni w Brzegach. Było hmm ciekawie :D. Zaczęło się już na samym początku, czyli dojście; w pierwszą stronę 8 kilometrów, a w drugą 12 i to w upale. Cóż... daliśmy radę xD. W sumie to jestem zadowolona, bo była to niejako zaprawa przed pielgrzymką, na którą mam nadzieję się wybiorę :)).
W sobotę wydarzeniem centralnym było czuwanie, na którym papież wygłosił bardzo ciekawą i jakże aktualną mowę, o "młodych kanapowych". Później był koncert, na którym można było posłuchać znanych wokalistów, pośpiewać, potańczyć, poszaleć, no wiadomo jak to na koncercie:D. I zapadła bardzo zimna noc, którą spędziłam leżąc na plecaku i pelerynie przeciwdeszczowej haha, no cóż nie chciało mi się tyle kilometrów taszczyć jeszcze śpiwora i karimaty to miałam za swoje, nie spałam w ogóle, no może z 15 minut. Ale to nic:)). W niedzielę była Msza Św. kończąca ŚDM; papież zachęcał do pozostania w tej radości, bycia odważnym i powiedział, że prawdziwe ŚDM dopiero się zaczną po powrocie do naszych miejsc zamieszkania... tj. rozdanie tego co się otrzymało od Boga swoim bliskim i dalekim. 
Następnie ŚDM w Panamie, wow! Tego to się nie spodziewałam :). Podjęłam od razu decyzję, że jadę, nie wiem jak haha, ale do tego czasu coś się wymyśli. To będzie w 2019 roku, czyli będę wówczas miała 21 lat:). Jeszcze młodzież :D.

Podsumowując jestem bardzo zadowolona z uczestnictwa w Światowych Dniach Młodzieży, napełniły mnie wiarą w to, że się uda! Nieważne co... ale uda się. Jeśli świat ma taką młodzież... :D.

To tyle tak w skrócie co mam Wam na teraz do przekazania na temat ŚDM-u.
A Wy byliście? Jak nie to, czy oglądaliście relację? Co sądzicie na temat tegorocznych ŚDM jak i samej inicjatywy? Jakie wrażenia?
Czy byliście, czy nie, piszcie w komentarzach :))

Teraz lecę się pakować, bo jutro, po raptem jednym dniu odpoczynku znów wybywam, tym razem do Olsztyna, aa już nie mogę się doczekać:)).
3majcie się
Paaaa :)
*i kilka zdjęć z tych Dni*