Heeej Wam :).
Trochę długo nie pisałam, ale to dlatego, że najpierw byłam na Oazie Letniej, później ledwo parę dni przerwy i zaczęły się Światowe Dni Młodzieży, najpierw w diecezjach, a następnie oczywiście w Krakowie :).
Jak mi się podobało? Po kolei... Dni w diecezjach zaskoczyły mnie otwartością i taką fajną mentalnością ludzi przybyłych, zwłaszcza tych z innych kontynentów. Kurcze... a mówi się, że to europejska cywilizacja jest" najlepsza", akurat. Nie zawsze. W porównaniu z takimi młodymi z Ameryki, Afryki, Azji, to Europejczycy są... dość chłodni powiedziałabym. I cisi haha :D. Wiadomo, nie wszyscy, ale jednak. Tak, czy inaczej... xD. Podczas dni w diecezji miałam okazję być wolontariuszem, a więc też jeździłam z tymi młodymi to tu to tam do okolicznych miast i wsi. Miałam również okazję sprawdzić swój angielski i podszkolić go nieco, naprawdę ile się podczas tych kilku dni po angielsku nagadałam, to nie robiłam tego przez cały rok na lekcjach xD. Nawet udało mi się porozumieć haha, gorzej z niemieckim, ale coś tam sobie sukcesywnie przypominałam. Nauczyłam się też paru słówek po hiszpańsku :)). W sobotę 23 lipca pod koniec już dni w diecezjach, było czuwanie na Podpromiu w Rzeszowie... tyle ludzi co tam było z tak wielu krajów (!!) tacy rozbawieni, głośni, sympatyczni :))). Mega po prostu. Ale do było dopiero hmm... preludium przed Krakowem.
Tam też wyjechaliśmy 25 lipca po Mszy posłania, która była w Rzeszowie. Pierwszego dnia nic ciekawego się nie działo, ale już od 26 lipca na ulicach były tłumy, wszędzie głośno i radośnie. I tak też miało być :)). Haha ta jazda w tramwajach, jak w puszce i śpiewanie po drodze haha, nie sądziłam, że są one w stanie pomieścić tak wiele ludzi :D . Można było iść w miasto i porozmawiać z kimkolwiek, do wyboru, każda nacja, to fantastyczne móc poznawać tak różnorodnych ludzi:).
Ważnymi momentami były dla mnie także, a raczej przede wszystkim momenty, w których mogłam zobaczyć i posłuchać papieża Franciszka. Z bliska udało mi się go widzieć 3 razy, 2 razy w środę - jak przejeżdżał Papa Mobile oraz pod Oknem Papieskim i raz w czwartek jak jechał tramwajem:).
Z tym Oknem Papieskim to było ciekawie, bo w życiu bym się nie spodziewała, że uda mi się podejść tak blisko. Na Franciszkańskiej znalazłam się jakoś po 17stej odstałam swoje w kolejce do kontroli (zabrali mi dezodorant haha) i o 17:30 byłam już na tym placu. Ludzie siedzieli i oglądali coś na telebimie porozkładani jak na pikniku, to pomyślałam sobie, że bardzo łatwo jest się dostać między nimi do przodu. Tak też zrobiłam :D. Podeszłam jak najbliżej się dało czyli do 3 czy tam 4 rzędu, bo przody stały nieustraszone haha^^. I tak już zostałam. O 20 przyjechał papież, a około 21:15 pokazał się w oknie i wygłosił krótkie przemówienie na temat zmarłego niedawno wolontariusza. Później się pożegnał i życzył dobrej nocy:).
To było dla mnie duże przeżycie, jak i dla wszystkich wokoło. W końcu rzadko można zobaczyć i posłuchać papieża na żywo:).
Co jeszcze mnie urzekło w ŚDM? Piątkowa katecheza prowadzona przez dwóch biskupów o Bożym miłosierdziu, a najbardziej jedno pytanie; "Komu należy okazać większe miłosierdzie; oprawcy czy ofierze?" pytanie wydaje się problematyczne, jednak zaraz padła odpowiedź; "oprawcy".
A także fakt, iż biskup miłosierdzie widział po prostu w rozświetlonym niebie, na tle którego podnosił Hostię, jak się nam zwierzył.
Piątkowa Droga Krzyżowa na Błoniach, w której uczestniczyły setki tysięcy młodych również mocno do mnie trafiła, te rozważania...
Cóż jeszcze? Druga strona ŚDM-u. Tak druga. Ludzie pracy, ludzie których nie widać, którzy nie są żadnymi tam organizatorami, ani osobami z takich czy innych sztabów (ci oczywiście też są bardzo bardzo ważni). Kto więc? Np . Pracownicy z McDonaldu, którzy w godzinach szczytu tj. porze obiadowej mieli tak średnio licząc minutę na wydanie 30 zamówień. Uwijali się jak mogli, ciągle spóźnieni, lody się topiły, frytki rozsypywały a cola wylewała. W pewnym momencie jedna pracownica poślizgnęła się na tej coli i upadła jak długa. Trochę się przestraszyłam patrząc na to wszystko nie powiem, jednak ta zaraz wstała i poszła dalej pracować. Z początku mnie to zdegustowało, w sensie ona i ta reszta pracowników, którzy pomimo wylanej coli biegali nadal się na niej ślizgając, by zdążyć do wygłodniałych pielgrzymów. Przez chwile zastanawiałam się jak oni tak mogą, że taka praca jest po trochu wykorzystująca/poniżająca/niegodna/brakuje mi słowa. Zaraz jednak zreflektowałam się i ogarnął mnie podziw. Tak podziw dla tych ludzi. Taka służąca-uświęcająca praca... Uświęcająca, bo służba uświęca. Nikt na nich nie zwraca uwagi, ale to dzięki nim, możemy szybko, pożywnie, smacznie i tanio, wówczas gdy w restauracji byłoby wolno, nie zawsze smacznie i drogo. Zakładam oczywiście, że ludzie, którzy chodzą do fast-foodów uważają je za smaczne, ja niekoniecznie, w Macu kupuję zazwyczaj lody.
Tak, czy inaczej... byli oni jedną z par rąk, na których spoczął ciężar platformy. Wielkiej i ciężkiej platformy na której stał napis "ŚDM" (w przenośni oczywiście, wiecie co mam na myśli).
Albo inni ludzie - sprzątacze ulic. Teraz już nie mogli wykonywać swej pracy wczesnym rankiem, gdy nikt nie widzi. Musieli w środku dnia, tam gdzie tłumy, nieustannie, zbierając i zbierając, by Kraków nie pokazał się w telewizji broń Boże z tej brudnej strony i słusznie!
O nich też należy pamiętać. Nie mieli identyfikatorów ani plecaków, ale też uczestniczyli i to bardzo w tych właśnie Dniach.
Następnie; liczne służby porządkowe; policjanci, strażacy, ekipy ratunkowe, strażnicy miejscy. Wszyscy ci musieli wykorzystać maksimum energii i często po nocach wykonywać swój zawód. Przeszukiwać, pilnować, strzec, by wszystko to udało się w miarę bezpiecznie. Respekt dla nich!
Na Światowych Dniach Młodzieży urzekła mnie także dobra organizacja. Ogarnąć milionowy tłum to naprawdę wielkie wyzwanie.
Kraków się spisał i to jak:).
Kulminacją ŚDM-u były oczywiście dwa dni w Brzegach. Było hmm ciekawie :D. Zaczęło się już na samym początku, czyli dojście; w pierwszą stronę 8 kilometrów, a w drugą 12 i to w upale. Cóż... daliśmy radę xD. W sumie to jestem zadowolona, bo była to niejako zaprawa przed pielgrzymką, na którą mam nadzieję się wybiorę :)).
W sobotę wydarzeniem centralnym było czuwanie, na którym papież wygłosił bardzo ciekawą i jakże aktualną mowę, o "młodych kanapowych". Później był koncert, na którym można było posłuchać znanych wokalistów, pośpiewać, potańczyć, poszaleć, no wiadomo jak to na koncercie:D. I zapadła bardzo zimna noc, którą spędziłam leżąc na plecaku i pelerynie przeciwdeszczowej haha, no cóż nie chciało mi się tyle kilometrów taszczyć jeszcze śpiwora i karimaty to miałam za swoje, nie spałam w ogóle, no może z 15 minut. Ale to nic:)). W niedzielę była Msza Św. kończąca ŚDM; papież zachęcał do pozostania w tej radości, bycia odważnym i powiedział, że prawdziwe ŚDM dopiero się zaczną po powrocie do naszych miejsc zamieszkania... tj. rozdanie tego co się otrzymało od Boga swoim bliskim i dalekim.
Następnie ŚDM w Panamie, wow! Tego to się nie spodziewałam :). Podjęłam od razu decyzję, że jadę, nie wiem jak haha, ale do tego czasu coś się wymyśli. To będzie w 2019 roku, czyli będę wówczas miała 21 lat:). Jeszcze młodzież :D.
Podsumowując jestem bardzo zadowolona z uczestnictwa w Światowych Dniach Młodzieży, napełniły mnie wiarą w to, że się uda! Nieważne co... ale uda się. Jeśli świat ma taką młodzież... :D.
To tyle tak w skrócie co mam Wam na teraz do przekazania na temat ŚDM-u.
A Wy byliście? Jak nie to, czy oglądaliście relację? Co sądzicie na temat tegorocznych ŚDM jak i samej inicjatywy? Jakie wrażenia?
Czy byliście, czy nie, piszcie w komentarzach :))
Teraz lecę się pakować, bo jutro, po raptem jednym dniu odpoczynku znów wybywam, tym razem do Olsztyna, aa już nie mogę się doczekać:)).
3majcie się
Paaaa :)
*i kilka zdjęć z tych Dni*