czwartek, 12 listopada 2015

Niech twojej pasji nigdy nie przesłoni chęć zysku ani "podpowiedzi" innych.

Hej Wam :).
Naszły mnie dziś przemyślenia ... na jaki temat? Już piszę.

Ludzie, którzy robią to, co robią, bo muszą sieją straszne zniszczenie w społeczeństwie. Poczynając od uczących, którzy od początku mają wyrypane na to, co robią i utwierdzają dzieci w przekonaniu "na co to komu". To później dość wyraźnie oraz niekorzystnie odbija się na ich późniejszych losach; mają już zamknięte tak wiele drzwi! Już za późno. I to przez kogo? Przez nieodpowiedzialnego, a zarazem nieodpowiedniego człowieka na nieodpowiednim miejscu. Dlaczego? Bo tak wyszło, taka była ostateczność, rodzice kazali wybrać taki, a nie inny kierunek studiów,byle jakieś pieniądze były... I tak dalej i tak dalej. A teraz? Teraz jest to samo (na pewno znacie kogoś takiego, baardzo powszechny przykład) np. "idę na biol-chem, bo rodzice kazali, uważają, że na pewno zostanę lekarzem i będę miał dużo pieniędzy". A skąd, wcale nie zostaniesz, a już na pewno nie z takim podejściem, oby nie... Nie wyobrażam sobie być, powiedzmy wprost, krojoną przez kogoś, kto jest tym chirurgiem, bo musi, przez chore ambicje rodziców, a nie z pasji, powołania i chęci ratowania życia ludziom. Nieodpowiedni ludzie na nieodpowiednim miejscu zawsze robią tylko wiele szkody sobie i innym; społeczeństwu. Dlatego warto, a nawet trzeba kierować się swoim rozumem, znaleźć swoją niszę i trzymać się jej. Po co robić coś dla pieniędzy i być niespełnionym człowiekiem [na przykład być tzw. "wiecznym studentem" dajmy na to prawa, któremu to za cholerę nie wchodzi do głowy, nie interesuje go to, ale ma perspektywę dużej sumy pieniędzy, którą (jak zakłada) będzie zarabiał w przyszłości.] Po co to robić, jeśli można realizować się, pokazywać światu swój talent, dawać pożytek innym i sobie (jednocześnie więc być szczęśliwym i spełnionym w tym aspekcie) poprzez robienie tego, co się kocha (niekoniecznie zarabiając na tym jakieś wielkie sumy). Wiadomo... Nie każdemu się uda, zapewne będą hordy bezrobotnych, ale w każdy wybór wpisane jest ryzyko. Zawsze lepiej postawić na to, co kochamy, kształcić się w tym kierunku, bardzo się tym interesować, czerpać z tego radość i później być bezrobotnym, niż iść w kierunku "nie znoszę tego, ale będzie zarobek" np. wspomniane prawo, a i tak zostać bezrobotnym, bo np. nie uda sie tej pracy dostać, bo będą inni, lepsi (z pasją) albo "lepsi" (ze znajomościami) i tymsamym zostać sfrustrowanym człowiekiem, który wie, że zmarnował wiele cennych lat życia na robieniu czegoś co nic mu nie przyniosło.
Lepsza jest więc pierwsza możliwość, choć wynik w razie niepowodzenia jest pozornie taki sam, jakże różny jest jednak przebieg. Ryzyko jest zawsze. Ale kto nie ryzykuje, ten nie zwycięża. A kto kocha to, co robi; ten wygrywa podwójnie - dla siebie i dla innych.

Dobrze jest się Wam wygadać, ciekawa jestem Waszego stanowiska w tej sprawie; piszcie w komentarzach!:)

Dodam jeszcze kilka zdjęć z ostatnich dni, które zrobiłam telefonem, który jakby się ocknął po swojej długiej nieużyteczności ;). W większości selfie


Park u mnie w mieście ^^







Rossmannowe promocje ^^



To tyle na dziś
pozdrawiam ciepło
Paaaa :*.


sobota, 7 listopada 2015

Nowości, książki, piosenki, zdjęcia :)

Heejka! :)
Dawno nie pisałam, hmm ponad tydzień, a to dlatego, że niebardzo miałam o czym, jakoś mi się skończyły pomysły.
Co tam u mnie...
Hmm weekend zapowiadał się tak sobie, popsuły się z pozoru plany, bo na początku miałam jechać dziś do Rzeszowa na Enej, ale się okazało, że nie mam jak wrócić, ani u kogo nocować no to nie pojechałam. Szkoda, ale cóż... :). 
Za to dziś mieliśmy oazowy dzień wspólnoty, zjechały się oazy z całej okolicy i hmm fajnie było, wiadomo spotkania, tańce i te sprawy haha xd. 
I tyle małych słodkich dzieci było... :D. O nie, czy ja powoli zaczynam lubić dzieci? Lepiej późno niż wcale. Jak nie wkurzają to mogą być :)).
Później byłam u babci z kuzynką i kuzynem... i w sumie tyle, teraz przyszłam. Tak czy inaczej fajnie chociaż jeden dzień w rodzinie spędzić. Teraz niby miałam się uczyć na ten konkurs z prawa, ale... leniem być niełatwo jest :).

Aktualnie czytam książkę "Życie na pełnej petardzie" księdza Jana Kaczkowskiego. Na pewno o tej książce (była w top 5 w Empiku) i o nim słyszeliście. Jest to ksiądz zmagający się z chorobą nowotworową, który też  pomaga innym ludziom w hospicjum, robi konferencje dla osób w każdym wieku,  dużo działa i ogólnie wiele dobrego czyni dla innych. Książka jest w formie wywiadu. Na razie czytałam wybiórczo kilknanaście pytań. I co mogę powiedzieć na tą chwilę? Odważne, niektóre mocno oryginalne wypowiedzi. Podoba mi się taki punkt widzenia! Jest to człowiek otwarty na wszystkich, toteż często widzę np. w internecie pod wywiadami, że chwalą go nawet ateiści i zgadzają się z nim w wielu kwestiach. Wspaniały człowiek, oby udało mu się wygrać z chorobą i mógł żyć jak najdłużej :).
Polecam wszystkim tę książke :)).

Ostatnio wymyśliłam fajny sposób na naukę angielskiego. Zdałam sobie sprawę, że chcę poprawnie mówić i mieć bogate słownictwo, po prostu - ot tak, dla siebie. Nie powiem, że angielski jako taki w szkole też był dla mnie w tym aspekcie motywacją, bo patrząc na wszystkie przedmioty, to oceny z angielskiego mam najgosze <aczkowiek wciąż utrzymujące się w granicach słabej czwórki>. Chcę to zmienić. Ale jak się zastanowie dlaczego tak mam, to stwierdzam, że olewam ten przedmiot jak się da. Nie zabieram książki do domu, uczę się i robie zadania na szybko 5 minut przed lekcją, zapominam na kiedy mamy umieć słówka, jak pani zadaje się nauczyć ustnie wypowiedzi na jakiś tam temat, to ja sobie myślę "Aaa poimprowizuję". Ostatnio mi się to udało, improwizowałam opisując jakieś tam obrazki, a pani później "No widać, że się uczyłaś", ale nie ironicznie tylko serio, a prawda była taka, że nawet do tej książki nie zajrzałam.
Głupio mi z tym trochę nie powiem i chcę to zmienić, a przy okazji rozwinąć się w angielskiej  rozmowie, bo przyda mi się to z pewnością na wakacjach na ŚDM. Nawet już ten podręcznik do domu wzięłam haha xD. Więc już postęp jakiś jest tss^^. 
Aha miałam o tym sposobie mówić, a się rozgadałam :)). No więc znalazłam  piosenkę po angielsku, którą tak sobie znałam <bo o to chodziło>, weszłam na tekstowo.pl otworzyłam tekst po angielsku, puściłam piosenkę i patrząc na tekst zaczęłam zapamiętywać, głównie pod kątem gramatyki i czasów. To dobry sposób, bo zapamiętuje się nie tylko wzrokowo, ale też słuchowo.
Ja akurat ćwiczyłam na tej piosence,a to dlatego, że Christina śpiewa tu bardzo wyraźnie i można zrozumieć każde słowo, nawet nie patrząc się już na tekst.

https://www.youtube.com/watch?v=rtOvBOTyX00

Później jeszcze ćwiczyłam na o wiele bardziej znanej mi piosence - Somebody that I used to know. Tylko tu był problem z niektórymi potocznymi zwrotami/konstrukcjami w piosence, które w oficjalnej nauce języka mogą nieco mącić.
***

Pewnie słyszeliście o promocjach -49% w Rossmanie. W tym tygodniu były na błyszczyki, szminki, pomadki i lakiery, a w przyszłym będą na tusze, cienie i e-linery.
Planowałam kupić o wiele wiecej, ale ja jak to ja, zanim się zbiorę na zakupy to już po wszystkim :)). Kupiłam więc tylko Baby Lips brzoskwiniową, we wtorek na 15 minutowej przerwie. Z mojej szkoły do Rossmana jest niecałe dwie minuty drogi, w sumie dobrze mieć szkołę w centrum miasta :).
A wy kupiłyście sobie coś na tych promocjach, jak tak to co ? :D

Notka miała być w czwartek, więc zdjęcia będą z tegoż dnia.
A teraz... będę jeść Bakusia czekoladowego hue hue i pewnie coś czytać. Ostatnio zaniedbałam czytanie, trzeba to zmienić! :)
Poszukuję jakieś mega ciekawej książki, najlepiej z romansem w tle, ale nic fantastycznego, ma być realistyczna (ale nie takie znane typu "Zostań jeśli kochasz", bo to już czytałam, ani nie "Gwiazd naszych wina", bo tego na razie nie chcę czytać, więc wolałabym jakieś mniej popularne). Polecicie mi coś? Piszcie w komentarzach propozycje :).
***

A dzisiejsze zdjęcia (edit: z czwartku) robiła mi... moja mama! (Dzięki mamo i pozdrawiam, choć i tak wiem, że tego nie czytasz, a to dlatego, że nie znasz adresu mojego bloga hehs) :)). W sumie nigdy się o to nie pytała xD.



Hmm tak byłam dziś (w czwartek) w szkole ubrana ;>.





 niebieski sweter mamy -->
i futerkowy sweter mamy :)). -->

 Przepraszam za jakość, ale mój aparat jest beznadziejny ;)). Muszę używać starego, bo nowy zapiaszczył mi się tego roku na wakacjach w Bułgarii, jak go miałam na plaży i w sumie do teraz jest nienaprawiony xD.

To tyle na dziś,
będzie mi miło jak skomentujecie :)).

Paaaaaa! :*
*uściski*