wtorek, 10 lipca 2018

15 FAKTÓW O... STUDIOWANIU :D


Heeej wszystkim!:)

Dziś robimy sobie małą przerwę od cyklu 20 things, bo tym razem chcę opowiedzieć Wam troszkę z przymrużeniem oka, a troszkę na serio o studiowaniu. Tak, tak są wakacje - ale to nie przeszkadza, by spojrzeć nieco z perspektywy na miniony rok akademicki. Dlatego przygotowałam dla Was 15 faktów o studiowaniu.
Zaczynajmy!:)

1. Ludzie w procesie edukacji zasadniczo dzielą się na kilka typów: ci, dla których  pogląd "nieważne oceny, byle zdać" zaczyna się już w gimnazjum - tych jest stosunkowo najmniej, kolejni - pogląd ten obierają w liceum - tych jest już znacznie więcej i ostatnia grupa "byle zdaje" dopiero na studiach. Oczywiście jest też pewna grupa mieszcząca się w granicach błędu statystycznego, która i na studiach pragnie mieć same 5 i udaje im się to (pozdrawiam A ;*). Ale zasadniczo studenci zdając trudny przedmiot cieszą się z trójki i ja do nich należę (a jeszcze rok temu coś takiego przyprawiło by mnie o oburzenie). No cóż - studia zmieniają ludzi XD

2. A tak naprawdę to zmieniają się priorytety, bo jak w liceum mogliśmy poświęcić trochę czasu na naukę, nie trzeba było rezygnować z przyjemności - można było się pouczyć, a później pojechać do Warszawy, iść na koncert, iść na imprezę, na zakupy... a później wrócić i znów się trochę pouczyć i dostać 5. Na studiach - jest tego tyle, że gdyby chcieć mieć same piątki, to trzeba by siedzieć całymi dniami, a przecież... (patrz punkt 3)

3. Na studiach jest jeszcze tyyyyle innych zajęć oprócz nauki - oczywiście poznawanie nowych osób, chodzenie z nimi w różne miejsca, imprezowanie, chodzenie do teatru, na konferencje naukowe, na spotkania ze sławnymi osobami; pisarzami, prawnikami (ehe), aktorami... Uczestniczenie w różnorakich kołach zainteresowań, już pomijając czas, który zabiera przygotowanie sobie obiadu, czy wyjście gdzieś zjeść, większość też długo dojeżdża. Tak więc widzicie - nauka nie może nam pochłaniać całego dnia...

4. ... a jeszcze na wykłady i ćwiczenia iść trzeba :D. Ja osobiście raczej regularnie chodziłam na wykłady, a ćwiczeń, to już prawie w ogóle nie opuszczałam. Ale nie wszyscy są tak pilni ;). To zależy w sumie od uczelni, bo na niektórych wykłady są obowiązkowe - u nas nie. Ćwiczenia, jak się już zapisze, to są formalnie obowiązkowe, aczkolwiek to od ćwiczeniowca zależy, czy sprawdza obecność, czy też nie.

5. Ludzie na studiach są jednak bardziej zaangażowani. W szkole, gdyby jakiś nauczyciel nie sprawdzał obecności - większość nie przychodziłaby na tą lekcje. Na studiach jest jednak inaczej. To od sposobu, w jaki prowadzone są zajęcia zależy, czy przychodzi na nie tłumy studentów, czy też nie. Niektóre wykłady/ćwiczenia, pomimo braku sprawdzania obecności zawsze miały pełne sale. Charyzmatyczny prowadzący robi swoje.

6. No... z początku roku frekwencja była również na najważniejszym przedmiocie pierwszego roku, pomimo iż wykłady były średnio dynamiczne ;)), aczkolwiek po jakimś czasie i tutaj nie było wyjątków od reguły i przychodziło coraz mniej osób.

7. Na studiach znajdziesz ludzi, którzy są zaangażowani, tak jak Ty! Dlaczego? Jeśli nie są na danym kierunku z przypadku, to zapewne mają zainteresowania podobne do Twoich i również poświęcają im dużo uwagi. To już nie szkoła, gdzie ponadprzeciętna aktywność spotyka się z krzywymi spojrzeniami, na studiach taka postawa jest bardzo pożądana. Nie tylko przez ludzi zza drugiej strony biurka, ale i przez Twoich współtowarzyszy ;). Ja osobiście byłam aktywna na... właściwie wszystkich ćwiczeniach jakie miałam i oprócz tego, że jestem kojarzona przez moich ćwiczeniowców, co jak wiadomo zawsze się przydaje, to i kilka razy usłyszałam od koleżanek/kolegów "Wow, super, że się tak udzielasz". A w szkole byłoby zapewne "Kujon!"

8. To jest chyba oczywistość, straszą Was tym w liceum (i we wszystkich poprzednich szkołach "Aaa zobaczycie w 4-6 nikt się Wami nie będzie interesował", "Aaa zobaczycie w gimnazjum to już będą Was traktować jak dorosłych", "Aaa w liceum to nikt za Wami nie będzie biegał") - obiecanki cacanki. Ale na studiach... ta obietnica w końcu się spełnia.
Nikt o Ciebie nie zadba, musisz sam zadbać o swoje załatwienia, formalności, egzaminy. Nikt Ci nic nie powie, po prostu spotkają Cię konsekwencje Twojej niesubordynacji.
Ze studiów wylatuje się po cichu. Zawiało grozą... XD

9. Możesz w końcu wyjąć kijek z tyłka i być po prostu sobą. W liceum już, już pojawiają się jakieś przejawy indywidualizmu i nie jest on tak tępiony jak w gimnazjum, aczkolwiek jednolita masa mózgowa w jakimś tam stopniu dalej zostaje utrzymana.
Na studiach większość osób ma wyrypane na to jak się ubierasz, jakiego jesteś wyznania, rasy, jaki masz kolor włosów, ile zarabiasz, czy jesteś z takiej rodziny czy innej - who cares. Powiem coś żartobliwego, szczerego, wprost, wbrew uznanemu w szkolnych czasach "co wypada powiedzieć psiapsi, co fejmowi, co niefejmowi, co fajnemu chłopakowi, a co niefajnemu" - w szkole by było "patrz jaka idiotka", a tutaj spotyka się to z miłym przyjęciem, ewentualnie przebiciem tejże wypowiedzi. Przez to jaki jesteś naprawdę zdobywasz sobie znajomych, po pewnym czasie i przyjaciół. Najważniejsza to otwartość, pozytywne podejście do świata i działanie w zgodzie z sobą, a nie oczekiwaniami innych. Niektórych będziesz irytować, niektórych bawić, niektórych odrzucać, niektórych inspirować, ktoś Cię polubi, a ktoś nie - i takie jest życie. Ale raczej nie musisz się obawiać o obgadanie za plecami, bo jak już mówiłam - who cares. Nawet jeśli obsmarują Ci plecy - to nikt do tego większej wagi nie przyłoży, więc i Ty nie musisz.

10. Nie musisz się krępować tego (a raczej innych to nie krępuje), że jakaś dziedzina naukowa Cię na maksa fascynuje. W szkole, to było raczej źle odbierane, wszystko byleby przeciętnie, takie osoby, były uważane za trochę dziwne i traktowane pobłażliwym uśmieszkiem.
Wykazywanie się na lekcjach ponadprogramowymi wiadomościami - cóż zazwyczaj ludzie woleli siedzieć cicho, byleby nie wychylić się ponad bezpieczną platformę uznanego zachowania.
Na studiach - "Wooooo Ty to jesteś ;)!" "Pozytywna osoba!"
I tak ma być - kto ma zdobywać świat jak nie osoby z pasją? Prawda jest taka, że ludzie zaangażowani na maksa w to, co robią zdobywają świat, a szarzyzna patrzy i narzeka - "E, udało im się".

11. Stracisz dużo pieniędzy. No oczywiście! Dojazdy, jedzenie... i tu kończy się budżet przeciętnego studenta. Ale i przecież na miasto iść trzeba, niekoniecznie od razu na imprezę, można też do teatru, czy gdziekolwiek, więc... można zjeść taniej! Można iść na piechotę! Kreatywność studenta nie zna granic ;). 
Jak wykombinować żeby miało jak najwięcej kalorii za jak najmniejszą cenę, tak by starczyło na jak najdłuższy czas, najlepiej na te wszystkie 3 wykłady pod rząd, ponieważ...

12. ... na sali wykładowej zasadniczo się nie powinno jeść ani pić (no oczywiście), aczkolwiek mi nie zawsze się ta sztuka udawała, ponieważ, gdy w poniedziałki miałam do wyboru wstać o 7 lub o 7:25, to wybierałam tę drugą opcję, szłam do Lewiatana (to nie jest lokowanie produktu!:P) i kupowałam sobie warzywno-mięsną sałatkę i to było moje śniadanie. Więc na początku wykładu jeszcze sobie coś podjadałam. Ah... "Otwórz mi to, a ja zakaszlę, żeby nie było słychać" ... klasyk. Lub też te wszechobecne pykania otwieranej puszki, tudzież butelki z colą... ( to u mnie, u innych niestety energetyki, zgroza :P ).

14. Na studiach będziesz jarać się tym, że jest 5 rano i ludzie wokół Ciebie wychodzą ze swych mieszka i domów, by iść do pracy, a Ty wracasz właśnie od znajomych, idziesz na tramwaj i w perspektywie masz upragniony sen w ciepłym łóżeczku, a później obiad na śniadanie. Personally love it. Zwłaszcza, jeżeli tak jak ja masz wolne piątki.

15. Zdobędziesz masę, masę najróżniejszych wspomnień, zrobisz wiele nieplanowanych, spontanicznych rzeczy, sprawdzisz swoją zaradność i kreatywność. No i przede wszystkim - w końcu zaczniesz żyć w mniejszym lub większym stopniu na własną rękę - co jest jak najbardziej naturalnym i pożądanym etapem w życiu każdego człowieka.
Studia są po prostu krokiem naprzód, krokiem w dorosłość, w rozwój. I to jest dobre, nie bój się tego :).
_________________________________________________________________


To już tyle na dziś,
mam nadzieję, że zachęciłam Was do studiowania
nie bójcie się, będzie super, jeśli dobrze to wszystko rozeznacie
Paaaaa!:)





sobota, 7 lipca 2018

20 things part 2




Heeej Wam J !
Dziś druga część moich życiowych „pro tipów”. Wróciłam z gór cała i zdrowa (no, może z lekkimi zakwasami), więc można znów coś tu na blogu podziałać. Ok, zaczynajmy.


6. Wykorzystuj szanse
Nie omijaj okazji, które serwuje Ci życie. Może to być szansa na nauczenie się czegoś nowego, pojechanie gdzieś, poznanie nowych osób, pójście na jakiś event itp.  Czasami od małych rzeczy, zwykłej decyzji, „przypadku” rozpoczynają się kolosalne zmiany w naszym życiu, myślę, że wiecie to po sobie. Tak więc nie narzekaj, że w Twoim życiu wszystko jest zawsze takie same, tylko wykorzystuj szanse, które dostajesz od losu. Najtrudniejszy pierwszy krok J. Podam przykład z mojego życia, jak z pozoru mała decyzja zapoczątkowała szereg znaczących zdarzeń. W marcu 2015 roku miałam okazję pojechać na spotkanie dla wolontariuszy na ŚDM. Wtedy wcale nie miałam jakiś ambicji by tym wolontariuszem zostać, no ale ksiądz mnie zapisał więc  mówię "okay", pojechałam. Na tym spotkaniu dowiedziałam się, że będzie organizowany wyjazd na Lednicę z pewnej parafii, od kilku miesięcy miałam w planach tam jechać, nie wiedziałam tylko jak, więc zaraz za kilka dni się zapisałam. Ta Lednica była przełomowym zdarzeniem  dla mnie, jeśli chodzi o moją wiarę, można by powiedzieć, że wtedy tam „opamiętałam się”, zaufałam w końcu Bogu i pozwoliłam Mu dotrzeć do mnie. Od tego czasu moja wiara idzie do przodu, już nie stoję w miejscu tak jak przed tym wydarzeniem. A jeśli chodzi o ŚDM, który był rok później –  dzięki temu, że byłam wolontariuszem (bo na samo ŚDM jako uczestnik i tak pewnie bym pojechała) miałam okazję spędzić dużo czasu z moim teraźniejszym chłopakiem na wyjazdach i zakochałam się tam w nim.  Widzicie więc, że szereg tych zdarzeń był bardzo znaczący, a wszystko to przez jedną decyzję – by pojechać na spotkanie i zostać wolontariuszem J.

7. Dziel się swoją pasją
Nie zostawiaj tego co potrafisz tylko dla siebie. Dostałeś dar pięknego głosu po to, byś mógł on zachwycać innych, dostałeś umiejętności plastyczne po to, by ludzie mogli podziwiać, kontemplować, rozmyślać nad Twoimi dziełami lub po to by po prostu obdarować kogoś Twoim rysunkiem/obrazem/rzeźbą itd. Tak jest z każdym talentem. Po to masz dar empatii – by pomagać tym innym. Masz nieprzeciętne poczucie humoru – rozweselaj osoby smutne. Każdy ma coś, co po prostu mu dobrze wychodzi, czy jest to talent bardziej czy mniej spektakularny. Ja na przykład lubię pisać (co za zaskoczenie!), ale nie robię tego tylko dla siebie (jak widać!). Czasami dam komuś wiersz z jakiejś okazji, czasami napiszę dla kogoś jakiś tekst, czy bajkę. Napisałam też rozważania różańcowe, czy na drogę krzyżową i zostały one odczytane podczas  tych nabożeństw w mojej parafii. To bardzo miłe uczucie, że ktoś może słuchać i rozważać  moje rozmyślania, że mogę się nimi dzielić nie tylko w internecie, ale i w realu. W tym roku będę na wakacjach przez jakiś czas opiekować się dziećmi, jak starczy mi czasu to mam w planie napisać im wcześniej kilka krótkich bajek, a co, może się im spodobają ;).

8. Nie musisz być w związku
Po prostu, a wiek to nie wstyd.  Jesteś w liceum i nie miałaś jeszcze nigdy chłopaka? A może już na studiach? Co z tego! To wcale źle o Tobie nie świadczy, a w niektórych przypadkach może nawet świadczyć i dobrze - nie zaangażowałaś się w relację z pierwszym lepszym. Nie bierz byle kogo, byleby tylko nie być sama. Ta intencja „muszę kogoś mieć za wszelką cenę” później negatywnie odbija się na związku. Poczekaj na kogoś, z kim naprawdę będziesz mogła zbudować wartościową relację. A tymczasem – doceniaj zalety bycia nie-związkowcem !:) Masz więcej czasu dla siebie i dla swoich przyjaciół, Twój portfel jest cięższy (wiadomo – związek wiąże się z wydatkami takimi czy innymi,  bo któż z nas na pierwszą randkę nie kupuje czegoś nowego? ;) ), nie cierpisz z powodu kłótni i nieporozumień w związku, nie masz problemów z zazdrością o drugą połówkę,  możesz po prostu pomyśleć o swoich priorytetach, poukładać w sobie pewne sprawy i w ten sposób przygotować się do ewentualnego związku.  Ja w pierwszym prawdziwym związku zaczęłam być jak miałam 18 lat i uważam, że to wcale nie było za późno, wcześniej raczej nie byłabym na tyle dojrzała, by zacząć taką relację. I wtedy  też nie byłam „wystarczająco”, ale cóż znaczy wystarczająco.  W pełni gotowym na związek nigdy się nie będzie, trzeba niektóre rzeczy kształtować „w trakcie”. Cieszę się, że nie mam za sobą jakiś tam „gimnazjalnych związków”, bo pewnie dużo głupot bym narobiła, a zranienia zostałyby do teraz. Lepiej zacząć z kimś związek na poważnie, gdy się nieco dojrzeje i poukłada sobie pewne sprawy.  Niepowodzenia zawsze będą, ale i tak ze związkiem nie ma się co spieszyć. Według mnie takie bezcelowe „chodzenie” dla samego chodzenia jest bez sensu, dla mnie domeną poważnego związku jest bliższa bądź dalsza perspektywa zawarcia małżeństwa. Bo o to przecież chodzi – o wybór i decyzję J.

9. Nie narzekaj, lecz doceniaj                 
Wiesz ile dziennie zdarza Ci się dobrego? A wiesz ile z tego pomijasz zbyt zaabsorbowany narzekaniem? Dobrym patentem na to jest prosty zwyczaj. Codziennie wieczorem przed pójściem spać pomyśl o minionym dniu, co dobrego się w nim przydarzyło. Chodzi o małe rzeczy, bo to z nich najczęściej składa się nasza codzienność; ktoś powiedział Ci miłe słowo, zjadłeś ulubioną potrawę, byłaś z koleżanką na zakupach, dostałeś dobrą ocenę, widziałeś piękny zachód słońca,  przechadzałaś się po kwiecistej łące, bawiłeś się z psem, miałeś wartościową rozmowę z kolegą/koleżanką itp. Itd. Zapisz te rzeczy na kartce, codziennie kilka. I wrzucaj zapisane karteczki do specjalnej folii,  słoika, czy teczki. Gdy będziesz mieć zły dzień i będziesz sądzić, że wszystko jest bez sensu – sięgnij do tych zapisków i przekonaj się, że w Twoim życiu zdarza się jednak na co dzień dużo dobrego. Nie narzekaj na pogodę, sąsiadów, rodzinę, znajomych, powolny komputer, zacięty telefon, przegrany mecz, złą ocenę, nauczycieli, stanie w kolejce… Zadaj sobie pytanie „po co?”; przecież to i tak nic nie zmieni, a tylko wyślesz w swoją stronę i w stronę innych negatywne emocje. Nie narzekaj, że pada deszcz- doceń przyjemne stukanie kropel o parapet, gdy leżysz wieczorem w ciepłym łóżku. Nie narzekaj, że dostałeś złą ocenę – niech Cię to zmotywuje do większego zaangażowania w naukę danego przedmiotu. Nie narzekaj, że stoisz w kolejce- wykorzystaj ten czas na zaplanowanie dalszej części dnia, napisanie smsa do kogoś (by później nie robić tego w towarzystwie), czy na modlitwę (wydaje nam się, że nie mamy na to  wystarczająco czasu, a ile czasu marnujemy stojąc w różnorakich kolejkach? No właśnie ;) ). Odkąd staram się wyelimować ze swojego życia narzekanie, a ze złych zdarzeń staram się wyłuskać dobre – jestem po prostu szczęśliwsza. Gdy zajęcia mam przełożone z popołudnia na rano – nie narzekam na wczesne wstawanie, ale doceniam, że po południu będę miała wolny czas. Gdy nagle zrobi się zimno – nie narzekam, ale doceniam ulgę po upałach. Gdy ktoś odwoła spotkanie – wymyślam plan B, tak by nie zmarnować uzyskanego czasu.  Oczywiście czasami się zapominam i narzekam, ale później zazwyczaj reflektuję się i stwierdzam – nie warto.

10. Rozmawiaj dużo z członkami Twojej rodziny, nie masz pojęcia ile ciekawych rzeczy możesz się dowiedzieć
Nie kończ na standardowej wymianie grzeczności, pytań  o szkołę, czy o przyziemne sprawy. Spytaj swoją babcię o to jak było na wojnie, jak poznała dziadka, jak w jej czasach wyglądały lekcje/studia, o wspomnienia z tzw „życia studenckiego”, o poszukiwanie pracy, o to jak radzili sobie ludzie „za komuny” (co jak co, ale wtedy trzeba było się nieźle namachać, wykazać kreatywność by zdobyć określone produkty, czy nawet wyjechać za granicę).  Ile nowego się dowiesz! Babcie nie żyją wiecznie, więc wykorzystaj na maxa spędzony z nią czas. Nie dość, że sprawisz jej przyjemność swoim zainteresowaniem, to jeszcze dowiesz się czegoś wartościowego.  To samo z naszymi dziadkami, ciotkami, wujkami, kuzynami, rodzeństwem, czy wreszcie rodzicami. Myślisz, że ich znasz i wiesz o nich wszystko? Mylisz się ;). No bo czy oni wiedzą wszystko o Tobie? No właśnie. Ja osobiście bardzo lubię rozmawiać ze starszymi członkami mojej rodziny, lubię dowiadywać się o tym jak żyło się ludziom w mojej miejscowości w czasie wojny, czy za komuny, lubię słuchać opowieści o pierwszych randkach mojej babci, czy o ich wyjazdach na kemping, ciekawi mnie co było wtedy w sklepach, jak wyglądała szkoła, co robiono w wolnym czasie itp. Itd. Ludzie się nie zmieniają, zmieniają się tylko gadżety, którymi się posługują. Opowieści z minionych czasów pokazują jednak, że można żyć inaczej i mieć czas na to, na co współcześni ludzie go nie znajdują.


To tyle na dziś,
Piszcie, co sądzicie na ten temat
Sensownie spędzonych wakacji Wam życzę
Paaaa!:)

poniedziałek, 2 lipca 2018

20 rzeczy, których nauczyłam się w życiu, part 1

Hej wszystkim!

uważaj sobie młoda damo

Niedawno były moje 20 już (!!!) urodziny, więc dzisiaj postanowiłam podzielić się z Wami pierwszą częścią 20 lekcji które dało mi życie. Ale zanim to... Dlaczego mnie tak długo nie było? Wszystko to spowodowane było moimi studiami i nadchodzącą sesją, uwierzcie mi - maj i czerwiec na studiach to jest masakra jeśli chodzi o naukę. Na szczęście - zdałam wszystkie egzaminy w pierwszym terminie, tak więc moje wysiłki odniosły efekt. Oczywiście na studiach, tak jak i w szkole - liczy się całoroczna praca, więc to nie jest tak, że uczyłam się tylko przez te dwa końcowe miesiące, bo wtedy poszłoby mi zdecydowanie gorzej.
A tak - mam w perspektywie 3 - miesięczne wakacje i mogę się nimi cieszyć. Póki co pogoda nie dopisuje, ale staram się wynajdywać plusy np. mogę po prostu wyluzować i porobić rzeczy, na które już od dawna nie miałam czasu, jak choćby - poczytać lifestylowe gazety, pooglądać ciekaww na youtube, pograć w Simsy, czy w końcu - napisać notkę na tym blogu.
Ale już jutro jadę do Zakopanego, także na pewno nudzić się nie będę. Pogoda ma się poprawić, może się coś opalę podczas górskich wędrówek?;)

Ale dość już o tym, przejdźmy do meritum sprawy (punkty w losowej kolejności)


1. Nie oceniaj ludzi po wyglądzie lub po początkowym zachowaniu

Zdarzało mi się w ciągu tych 20 lat oceniać (często bezwiednie) ludzi po wyglądzie lub po tzw. "pierwszym wrażeniu"... I w większości przypadków, jak już lepiej poznałam daną osobę, to było takie "Wow! Myliłam się", myliłam się, bo ta osoba wcale nie jest taka cicha i skromna na jaką wygląda, a ta prymuska wcale nie jest taka sztywna. Tamta dziewczyna nie jest niemiła, ona po prostu się wstydzi poznawać nowe osoby. Ten  chłopak nie jest jakiś nieżyciowy, on jest po prostu pogubiony etc etc. 
Owszem po wyglądzie (zwłaszcza połączonym z danym zachowaniem) można wiele wywnioskować, choć i to bywa mylące - na przykład dziewczyna, która się nie maluje - może to być jej sposób na wyrażenie siebie, swoisty protest; może po prostu nie chce jej się malować; może nie dba o siebie, może ma niskie poczucie własnej wartości, a może wręcz przeciwnie - akceptuje siebie taką jaka jest, ma prawidłowe mniemanie o sobie i uważa, że jest piękna i bez makijażu. Nie oceniaj jej. 

Czasami z kolei, ktoś z początku wydał mi się niemiły, trzymający na dystans etc, ale to mogło wynikać również z tego, że to ja sprawiałam wrażenie osoby, która stwarza dystans. Innym razem ktoś wydał mi się osobą z wypisanym na twarzy "mam to gdzieś", a on po prostu bał się zabrać głos w dyskusji. Takich sytuacji można by mnożyć. Nie oceniaj.

2. Nie obgaduj. To obróci się przeciw Tobie szybciej niż się spodziewasz.

Z tym wiąże się tzw. "Story time", może kiedyś Wam opowiem, zmieniając dane osób i miejsc, tak by nikt się nie domyślił o co chodzi, bo... Miałam kiedyś taką sytuację, która wyleczyła mnie z obgadywania. Wiązało się to z tym, że wraz z grupą innych osób obgadywałam/byłam niemiła dla X, a za jakiś czas te osoby zaczęły mnie obgadywać / dogryzać mi. I kto mi pomógł w tej sytuacji, kto podał mi pomocną dłoń? Osoba X!!! Która to nie w pełni wiedziała o tej całej sytuacji, znała tylko "wierzchołek góry lodowej". Zatkało mnie. Zrobiło mi się potwornie głupio i nagle stałam się malutka jak ziarenko piasku. Powiedziałam osobie X o całej sytuacji, przeprosiłam za złośliwości z mojej strony, za to, że  coś mi odbiło i zachowywałam się jak idiotka. I pogodziłyśmy się. Ta sytuacja potwierdza również moją inną tezę - zło najlepiej zwyciężać dobrem. Pewne zło we mnie wykorzeniło, wypleniło się przez to dobro, które okazała mi ta osoba. Gdyby zrobiła aferę, obróciła się  - to pewnie to zdarzenie  nie zmieniłoby mnie aż w takim stopniu. 
Innym razem miałam taką sytuację --> wkurzała mnie pewna cecha osoby Y, cecha niezależna od niej. Nikomu o tym nie mówiłam. Raz tylko pośrednio się z tym zdradziłam, ale nie zostało to jakoś bardzo wychwycone. Tak, czy inaczej za jakiś czas, gdy widziałam się z osobą Y ona pochwaliła mnie... za tą samą cechę u mnie! I tym razem mnie zatkało. W życiu bym się nie spodziewała, że doceni to we mnie. Zawsze raczej wydawało mi się, że ludzie sądzą zdeczka inaczej. Może to przez swoją własną niską samoocenę denerwowało mnie "to" u innych? 
I wtedy zło zostało zwyciężone potężnym ładunkiem dobra rzuconym w moją stronę. Przy czym oczywiście znowu zrobiło mi się potwornie głupio. Takie doświadczenia są bardzo cenne!

3. Przebaczaj. Nawet, gdy ktoś Cię nie przeprosił. Ile razy Ty uraziłeś kogoś świadomie lub nie i nie przeprosiłeś?

Notka o wybaczaniu już była, więc nie chcę się powtarzać, napiszę tylko, że warto. Po prostu warto. Nawet, jeśli nie mamy już z tą osobą kontaktu. Nie musimy oczywiście jej tego pisać na facebook'u "wiesz wybaczam Ci to co zrobiłeś mi w 2010 roku" (ta osoba zapewne już tego nie pamięta), chodzi o proces wewnętrzny, a raczej efekt tego procesu jakim jest wybaczenie. Po prostu - wybaczam tej osobie to, co mi zrobiła, nie czuję już do niej żalu, mam komfort wewnętrzny, uciekają wszystkie złe emocje, pamiętam o tym, ale nie wzbudza to we mnie dreszczów złości, to doświadczenie staje mi się obojętne. O wiele lepiej się wówczas żyje.
Ja staram się na bieżąco wybaczać osobom, które mnie np. hejtowały w przeszłości; raz, że dzieci nie do końca są świadome tego co mówią, dwa, że tak jak już kiedyś pisałam - agresor bardziej nienawidzi siebie niż innych, a trzy - po co niszczyć sobie fajną przeszłość jakimiś męczącymi wspomnieniami. Zwłaszcza, że były to osoby, które słabo mnie znały - nawet jeśli widywały mnie codziennie, to niewiele o mnie wiedziały. Ich hejty, często spowodowane masowym myśleniem, niepodparte na prawdzie nie robią już na mnie większego wrażenia.
Co innego jeśli chodzi o rodzinę i najbliższych. Wiadomo, że im trudniej wybaczyć. Staram się jednak podejść do tego w ten sposób, że myślę o tym ile razy ja im zawiniłam - byłam niemiła, pyskowałam, ignorowałam - i oni mi wybaczyli. Często rodzina rani nas nieświadomie i vice versa. Nawet jeśli to bardzo zaniżyło poczucie naszej własnej wartości, to warto pomyśleć o tym, że nie mieli tego na celu, że zrobili w nas tą "wyrwę"nieświadomie. Więc jak najbardziej obdarzmy ich wybaczeniem, bo jak wiadomo - najczęściej - w najgorszych sytuacjach, to rodzina pierwsza przychodzi z pomocą. Znajomi przeminą, ale rodzina z nami jest ciągle, warto zatem oczyszczać relacje z naszymi bliskimi.

4. Radosny człowiek zjednuje sobie więcej ludzi

Po prostu! Gdy jesteś autentycznie radosny i uśmiechasz się - ludzie lubią z Tobą rozmawiać, przebywać, budować relacje. Świat wokoło jest już wystarczająco smutny. Za dużo jest smętnych ludzi, obrazów wokoło - czy to w realu, czy w internecie. Męczy nas to. Gdy widzimy iskierkę radości - lgniemy do niej. Radość się mnoży, gdy się ją dzieli - just do it! Świat staje się piękniejszy gdy widzimy pozytywy tego, co nas otacza, co nam się przydarza. Kiedyś, w okresie dojrzewania byłam często sad girl, a przynajmniej za taką siebie uważałam, dziwiłam się, gdy ktoś mi mówił "Ty jesteś taka uśmiechnięta", miałam ochotę mu powiedzieć "Że co? Ja? Ty chyba ślepy jesteś, to pozory". Słyszałam też również przeciwne opinie - "Powinnaś się częściej uśmiechać",wtedy myślałam "Uśmiecham się jak mam ochotę, nie męczcie mnie, nie będę sztuczna." Byłam smutna i pisałam depresyjne wiersze. To jednak już przeszłość. Teraz - ludzie mówią mi, że zarażam pozytywną energią - i widzę to, faktycznie tak jest. I bardzo się z tego cieszę. Jestem autentyczna, nie udaję szczęścia, a przy tym ludzie chcą ze mną przebywać, rozmawiać, poznawać mnie lepiej. A przy tym wszystkim jestem sobą. Niech to trwa. Oczywiście to wszystko, ta autentyczna radość,wiąże się z przemianą wewnętrzną, duchową, której to sobie i Wam życzę (bo przecież to proces trwający całe nasze życie). Warto do niej dążyć!

5.  Nie oglądaj się na innych. Gdy nie chcą współpracować - sam spełniaj swoje marzenia.


Ileż bym w życiu straciła, gdybym oglądała się na innych! W tym sensie, że np. chciałam gdzieś jechać, ale nie miałam z kim - jechałam sama i poznawałam ludzi na miejscu. Koncerty, obozy, rekolekcje... wiele razy miałam tak, że nie znałam nikogo, ale bardzo chciałam gdzieś być, coś przeżyć, doświadczyć czegoś nowego - zdobywałam się na odwagę i robiłam to. Świetnie się bawiłam, a przy okazji poznałam mnóstwo nowych osób. Nie rozumiem ludzi, którzy nie jadą/nie idą gdzieś, bo "koleżanka nie idzie", uważam, że takie osoby wiele w życiu tracą. Gdy chcę coś zrobić - robię to i nie uzależniam swojego "być lub nie być" od decyzji, kaprysów innej osoby. 
Wiele razy było też tak, że ludzie zawiedli i musiałam liczyć tylko na siebie - trudno, znajdowałam plan B, a przy okazji zdobywałam nowe doświadczenia i uczyłam się kreatywności, czy przede wszystkim zaradności. Nie rezygnuj z marzeń, tylko dla tego, że ktoś zawiódł!

____________________________

To już tyle na dziś. Nie spodziewałam się, że tyle mi zejdzie z tą notką, także podzielę ten wpis na kilka części. 
Zatem do następnego i piszcie w komentarzach, czego ważnego Was nauczyło życie.
Trzymajcie się
Paaaaa!:)