piątek, 16 sierpnia 2019

To co ludzie uważają za wady Krakowa, to tak naprawdę jego zalety?! *z przymróżeniem oka*






Ludzie, wymieniając wady zamieszkiwania w Krakowie najczęściej wymieniają; smog --> szkodliwe dla zdrowia powietrze, korki, spóźniona komunikacja miejska, zatłoczona komunikacja miejska, przereklamowane uczelnie, po których nie ma się pracy, to, że trudniej znaleźć pracę po studiach, niż w Warszawie, niebezpieczne dzielnice i niebezpieczne planty, czy niska nowoczesność niektórych części miasta.

Dziś pokażę Wam, że jeżeli spojrzy się na ten temat z nieco innej strony, to właściwie można stwierdzić, że te rzekome wady, to tak na prawdę spore zalety naszego kochanego Krakowa.

1) Szkodliwy dla zdrowia i nieprzyjemny smog

Śmierdzi, dusi, obniża widoczność z Kopców, a do tego jeszcze szkodzi zdrowiu. Beznadziejna sprawa? Czy aby na pewno? A czy bez tego odważyłbyś się promować w swojej ojczyźnie modę uliczną Japonii? No, już nie udawaj, że byłbyś taki do przodu, gdyby Cię smog nie przymusił. Dał Ci przynajmniej jakieś alibi: "A weź stary, te maski są beznadziejne, ale cóż nie chcę złapać raka czy jakiego innego...". Racja, racja. Dobrze, że chociaż design mają coraz to lepszy. Maska z Gwiezdnych Wojen... Maska z Hello Kitty... Co tam smog! Kawaii!

2) Korki, spóźniona i zatłoczona komunikacja miejska

Ja wiem, że pieszo przeszedłbyś szybciej te trzy przystanki. Ja wiem, że linia numer 173 miała już dawno przyjechać. Ja wiem, że jak w końcu do niego wsiądziesz, to czujesz się jak ogórek w słoiku (Okazja! Możesz potrenować grę aktorską - na egzaminie wstępnym do PWST pewien znany aktor miał go udawać, nie zdał, bo jest z Warszawy) . Rozumiem, że nie masz jak dostać się do automatu z biletami (bo na przystanku nie było lub nie działał lub kazał Ci wrzucić dokładnie 1,70zł, Twoje dobre chęci miał gdzieś i 2 zł już bezczelnie wypluł). Ale... Masz w końcu pare...naście minut tylko dla siebie. Tyle możliwości! Możesz dokończyć rozdział w książce (trzymając ją ponad swoją głową, gimnastyka gratis!), możesz zadzwonić do dawno niewidzianej cioci z Ameryki (przy okazji udowodnisz jej, że jednak jesteś duszą towarzystwa i masz przy sobie stale mnóstwo znajomych *no wiesz GWAR* i Ci znajomi mają nawet niekiedy dzieci! I... Emeryci... Eee...)
Możesz w końcu nauczyć się na kolokwium... Na które się spóźnisz, ale, hej, jesteś na studiach. Możesz też zabookować sobie bilety do Londynu! A, nie, patrz poprzednie zdanie.

3) Przereklamowane uczelnie po których niewiele potrafisz, a pracę jest trudniej znaleźć, niż w Warszawie

Ileż razy ja to słyszałam, Ty pewnie też. Na podstawy tegoż tekstu załóżmy, że jest to prawda. Niewiele potrafisz? Twoje miejsce zajmie siła robocza z zagranicznych uczelni. Mało miejsc pracy? Zostanie dla najlepszych. Albo najtańszych. Tak czy siak zza granicy.
Ale nie martw się, to działa w dwie strony! Polskę już znasz, objechałeś ją wzdłuż i wszerz. Teraz czas na zmiany, bo... Znajdziesz pracę za granicą! Super, no nie? Gorąca, subtropikalna Holandia (no dobra, mrzonki! Ale za parę lat, kto wie...) albo arktyczna Norwegia(tam chyba jeszcze pada śnieg, prawda?), można się rozmarzyć. Cała paleta różnych klimatów i kultur stoi przed Tobą otworem.
Nic, tylko wielbić Kraków za tak wspaniałe możliwości międzynarodowego rozwoju! A, że nie w Twoim sektorze... Cóż, trzeba być elastycznym; "flexible" mówi Ci to coś? A przebranżowienie? Trzeba iść z duchem czasu sympatyczny krakowski studencie.

4) Niebezpieczne dzielnice i niebezpieczne planty

Prokocim, Nowa Huta, czy Swoszowice zachęcają, kuszą i nęcą. To wynajem pokoju za 700zł z wszystkim, to dobry dojazd, to przyjazna lokalizacja, widok na autostradę...
A, że czasami można się nasłuchać wiązanki przez otwarte okno (balkonów tam nie ma, ale to dobrze, trudniej jest przycelować butelką w głowę w oknie, niżeli w całego Ciebie na balkonie) albo dostać ożeźwiający masaż twarzy... Cóż, student XXI wieku powinien być otwarty na inne, lokalne kultury, zwyczaje i poziom komunikacji. No nie bądź już taki wsiok. W Bieszczadach też kradną.
A 700 zł z wszystkim, to gdzie indziej znajdziesz? No chyba nie chcesz znowu w weekend użyć słynnego tekstu: "To co panowie dzisiaj zrzutka?". Weźże pokaż klasę i za zaoszczędzone na mieszkaniu na Prokocimiu 300zł zabierz kolegów do teatru. Na premierę. Obojętnie czego. Korzystaj z dobrodziejstw taniego mieszkalnictwa. A śliwka pod okiem to od dziś fanaberia wizualna, pamiętaj. Nowobogaccy mają różne fanaberie.

Jeżeli zaś o planty chodzi... A po co się zazwyczaj chodzi na planty? Pobiegać. No właśnie.

5) Niska nowoczesność niektórych części miasta.

Narzekasz, że dworzec brzydszy niż we Wrocławiu, czy Katowicach. A co Ty na dworcu chcesz biwak rozbijać? Dworzec może nie jest zbyt nowoczesny, ale niedziałające ruchome schody to idealna okazja, by sprawić radość jakiemuś niepewnemu siebie samcowi beta. Robi się to tak "Ehkm przepraszam, proszę pana... (nieistotne w którą stronę to mówisz, no chyba, że nie chcesz na chybił-trafił, to ok poczekaj na jakiegoś "w Twoim typie", ale wiesz autobus...) mam ciężką walizkę, mógłby..." Nie dokończysz, bo on będzie już na górze, cały uradowany i oczekujący na jakiś chociażby small-talk. Na wszelki wypadek udaj, że Twój autobus jest za dokładnie 37 sekund.
Gdy nie ma natomiast nowoczesnych sieci dróg, to nie ma i remontów. Ciesz się. Nie chcesz się znowu przesiadać 3 razy na trasie, na której jeszcze pół roku temu jeździł jeden tramwaj prawda? Chwal Kraków za jego tradycjonalizm. No hej, remontów jest zaledwie kilka. Bagateli jeszcze nie rozkopali... prawda?!

Zapożyczcie więc to spojrzenie na rzeczywistość, a Wasze życie w mieście królów Polski stanie się o wiele radośniejsze.


_____
*;)!






środa, 14 sierpnia 2019

Jak nie zmarnować wolnego czasu w wakacje? 7 propozycji

Heeeej Wam:)

Wakacje już trwają i trwają, a u mnie główne wyjazdy, że tak powiem, dopiero będą mieć miejsce.
Postanowiłam, wiec, że póki mam jeszcze luźniej, to w końcu coś tu napiszę, bo nie chcę tak całkiem porzucać tego bloga. Dawno nie zamieszczałam, zasięgi spadły, ale trudno. Nie mogą być zawsze takie same :P.

Dziś przychodzę do Was z postem o tym, jak nie zmarnować wolnego, wakacyjnego czasu. Mam na myśli taki czas, podczas którego nigdzie nie wyjeżdżamy, jesteśmy po prostu w naszej miejscowości.
Nie myślcie już o szkole, jeszcze ponad 2 tygodnie wakacji;).
Zaczynamy:

1) Naucz się podstaw nowego, intrygującego języka

Nie musi być to język, którego nauczają w szkole, możesz  przecież zaszaleć. Japoński, chiński, a może norweski? W internecie jest wiele poradników, lekcji (np. Na YT), nie musisz od razu kupować podręcznika. Nigdy nie wiesz, co Ci się w życiu przyda. W ostateczności zawsze możesz pochwalić się swoimi umiejętnościami przed znajomymi;
). Dodatkowo poćwiczysz zapamiętywanie, rozruszasz nieco swój mózg i będziesz mieć poczucie dobrze wykorzystanego czasu.

2) Zacznij grać! 

Gitara, ukulele, a może keyboard? Poucz się gry na jakimś instrumencie; zacznij od podstaw, od jakiś prostych piosenek, a może wkrótce nauczyć się grać swoją ulubioną? Tu również internet przychodzi nam z pomocą. Jeśli nie chcesz kupować instrumentu, może ktoś będzie miał Ci go pożyczyć? Spróbuj:).

3) Opisz w zeszycie swoje dotychczasowe wyjazdy.

 Nie chcesz żeby lato 2019 rozpłynęło się we mgle Twojego umysłu? Teraz póki pamiętasz wszystko na świeżo, zrób zapiski z Twoich odbytych już tego lata podróży oraz innych przygód, czy zabawnych historii, które Ci się przydarzyły. Będzie co wspominać w czasie roku szkolnego;).

4) Odnów stare znajomości. 

Teraz jest na to doskonały czas. Napisz do koleżanki z poprzedniej szkoły/z poprzedniego miejsca zamieszkania albo po prostu do kogoś z kim urwał Ci się kontakt i zaproponuj spotkanie. Może Wasza przyjaźń albo chociaż znajomość rozkwitnie na nowo? Kto wie, warto zaryzykować.

5) Odkryj na nowo swoją okolicę. 

Myślisz, że dobrze znasz swoje rodzinne tereny? Poszperaj w internecie i poszukaj interesujących miejsc, do których możesz dotrzeć "z buta". Góry, jeziora, przełęcze, zabytki, cmentarze wojenne, ładne budowle, czy po prostu miejsca na piknik, poszukaj, a zdziwisz się. Możesz też iść bez rozeznania, gdzie Cię oczy poniosą, a może znajdziesz coś pięknego i wartościowego, o czym nawet internet nie wie?;)

6) Wsłuchaj się w siebie.

Czego pragniesz? O czym marzysz? Jaki/jaka naprawdę jesteś? Czego Ci brakuje? Co chciałbyś/chciałabyś w sobie zmienić? Za co jesteś wdzięczny/a? Usiądź w ciszy, oderwij się od wszystkiego co w jakiś sposób Cię zagłusza. Powróć do prawdziwego siebie. Zanim świat zdąży Ci wmówić co masz myśleć, odkryj co tak naprawdę Ty myślisz.

7) Pomagaj innym.

 Nie masz się czym zająć? Na pewno w domu jest coś do zrobienia. Posprzątać, ugotować, skosić trawnik, wyprowadzić psa. Nie czekaj aż zrobią to domownicy, lecz wyręcz ich. Zapewne będą Ci wdzięczni, a Ty, oprócz radości która wypływa z pomocy, będziesz mieć poczucie dobrze wykorzystanego czasu:).

Mam nadzieję, że choć trochę Wam pomogłam, zmotywowałam do wyjścia z zastoju, nicnierobienia i do dobrego wykorzystania wolnego czasu. Piszcie w komentarzach jakie Wy macie pomysły na kreatywne wykorzystanie wakacyjnych dni.

Trzymajcie się,
Udanej reszty wakacji Wam życzę,
Paaaaa:)!

piątek, 7 czerwca 2019

Otwórz oczy. Zauważ jej Głębię!

Uśmiechnij się - jak często to słyszysz. Denerwuje Cię, gdy nie idą za tym czyny, gdy jest to tylko pusty slogan. A Ty wcale nie masz ochoty się uśmiechać, bo czujesz się samotny. Czujesz się nierozumiany. Nie lubisz być zbywany prostymi słówkami, oklepanymi zwrotami. Chcesz zainteresowania, chcesz, żeby ktoś ze swoją Głębią pobył obok Twojej Głębi. Wysłuchał, nie oceniając. Albo po prostu powiedział "Jestem przy Tobie" i pomilczał wespół.

Też byłam w tym miejscu. Ludzie widzieli we mnie radosną osobę. Bo tę chcieli widzieć. W innych zaś kręgach widzieli po prostu "dziwną". Nie zwracali uwagi na to, że znacznie częściej bywałam po prostu smutna. Ignorowali to. Zbywali półsłówkami. Nie traktowali serio mojej melancholii. Przez wiele, wiele lat byłam pozostawiona sama sobie. Na oko widać było, że coś jest ze mną nie tak, w różnych sytuacjach się to przejawiało. Ale najczęściej (poza pewnymi nielicznymi wyjątkami) spotykałam się z obojętnością. Nikt nie chciał pobyć obok mojej Głębi. Nie oceniam. Może ze strachu, może z niewiedzy, może z ignorancji. To nie istotne.
Bałam się poprosić o pomoc. Bez sensu. Ty się nie bój.

To już za mną. Wyszłam na prostą. Jestem autentycznie szczęśliwą, radosną,  pełną życia osobą. Jestem prawdziwą sobą. Czyli tą, którą zawsze chciałam być. Siedziała ona we mnie, ale coś blokowało, nie mogła wydostać się na zewnątrz. Tylko w pewnych sytuacjach dawała o sobie znać. Na co dzień się ukrywała.

Ale na tym nie mogę poprzestać. Muszę pamiętać o osobach, które są jeszcze na tym wcześniejszym etapie. Muszę wytężyć wzrok i być czujną, by nie przegapić. Samotność jest cicha i niepozorna, tak łatwo, poprzez bycie zajętym własnymi sprawami, rozmową, czymkolwiek, nie zauważyć, przeoczyć... Jeśli zapychamy naszą własną Głębię, tylko tym co wygodne, co komfortowe, w czym się dobrze czujemy i nie chcemy za nic tego przerwać, lgniemy do tego, to... możemy przeoczyć niemy krzyk Głębi, która jest tuż obok nas, cicha, przez nikogo niezauważana. Przyzywająca innej Głębi, ale częstokroć nie zdająca sobie z tego nawet sprawy.
Wytęż wzrok i słuch, nie bądź obojętny. Ty masz grono swoich osób, ona nie ma, podejdź, zagadaj, pobądź.

Nie zawsze umiałam nazwać to, co we mnie siedzi po imieniu. Przyzwyczajenie, rutyna robiły swoje. Czasami wypierałam z głowy fakt, że coś jest nie tak, że to życie nie powinno tak wyglądać, że osoby wokół mnie nie powinny mnie tak traktować. To chyba naturalne, że człowiek za wszelką cenę ucieka od tego, co go boli.
Jednakże czekałam, próbowałam, zdobywałam się na odwagę, wychodziłam do ludzi, którzy częstokroć zawodzili moje zaufanie. Starałam się ze wszystkich sił żyć normalnie. Szukałam tej normalności w różnych miejscach.
Wciąż jednak był we mnie jeden postulat "Zwróć na mnie uwagę, zainteresuj się, pomóż, zaakceptuj mnie" (no dobra, to szereg postulatów).

Parę razy nawet spróbowałam nieśmiało poszukać pomocy, ale niewiele z tego wynikło. "Jakie Ty możesz mieć problemy w swoim wieku? Nie, to tak nie wygląda, to co mówisz to wygląda tak..." - mniej więcej.

Wyszłam, wyszłam z tego. Ale cholera, to nie znaczy, że każdy musi przejść taki długi i mozolny proces jak ja. Mógłby on być niesamowicie skrócony, gdyby ludzie - dorośli i nie dorośli , bliscy i dalsi, zauważyli choć jeden z wielu bardzo czytelnych i niepokojących znaków i nie zignorowali. Nie zignorowali, a nawet więcej - wyszli ze swojej strefy komfortu, z myśli "to nie moja sprawa" i wyciągnęli rękę.
Bo wyobraźcie sobie, że to bezbronne dziecko czasami jest tak pokiereszowane, pełne strachu, zrażone, że samo pierwsze nie wyśle jasnego komunikatu "to już przekracza pewne granice".
O jakim okresie w moim życiu mówię? Podstawówka, gimnazjum, początek liceum. Spory okres czasu.

Było grono rodzinne, była szkoła, były różnorakie koła zainteresowań, wspólnoty. Gdzieś tam wszędzie były osoby dorosłe, które rzekomo były "przygotowane" do tego co robią. Ignorancja. A jeśli nie ignorancja, to podejście bez wrażliwości w stylu "e, masz problem, zrób coś z tym!" niemiłym tonem. Tyle to ja wiedziałam, że mam. Ale sama nie potrafiłam nic z tym zrobić.

Do czego dążę? Do tego by jak najmniej osób spotkało to, co mnie spotkało. Czyli brak odzewu.

 Bez szczegółów - bo pewne szczegóły zachowuję się tylko dla siebie. Nie zamierzam się żalić, nie zamierzam narzekać na przeszłość. Wszystkie doświadczenia, zarówno te dobre jak i te złe nas kształtują, a właściwie przepracowane dodają siły. Budują niezniszczalność. A jeżeli jeszcze, tak jak w moim przypadku, wchodzi w to wiara, relacja z Bogiem, to już w ogóle; jest to pewnik niezniszczalności. Wiem, że nie umrę na wieki, bo mam życie w Nim. Wiem, że moje życie ma sens. Ponadto mogę i chcę już tu na ziemi budować dobro; trwały, nieprzemijający kapitał. (Czy słowo wierzę wyklucza słowo wiem? Zależy jak na to patrzeć. Nikt jednak nie zabroni mi używać terminologii takiej jakiej chcę. Boską logikę niekoniecznie i nie zawsze da się umiejscowić gdzieś ludzkim uniwersum.)

Ale jeżeli Ty albo ktoś z Twojego otoczenia jest jeszcze na etapie "Niech ktoś się mną zainteresuje, jest źle! Ale prawdziwą mną!" to nie ignoruj tego. Szukaj pomocy tam, gdzie wiesz, że ją dostaniesz. Jeśli nie jest to rodzina, czy przyjaciele, poszukaj wśród zaufanych osób dorosłch lub spróbuj jakiegoś telefonu zaufania, czy idź do psychologa. A jeżeli jest to ktoś z Twojego otoczenia, to wiedz, że jego Głębia przyzywa drugiej Głębi. Osoby, która zasieje dobro, która zauważy, porozmawia, bez niechcianego wypytywania, ale z szczerą intencją pomocy. Z całą delikatnością i z postawieniem się na miejscu osoby samotnej. Czego byś chciał/a w takiej sytuacji? To też zrób drugiemu.

Na prawdę nie trzeba przechodzić tego tak długo i mozolnie jak ja. Przyspiesz sobie lub komuś ten czas. Ja na przykład byłam bardzo poddatna na gesty dobroci i zainteresowania w moją stronę. Gdyby było ich więcej, na pewno miałabym większą siłę i moje życie byłoby o wiele bardziej znośne. Proces przebiegłby szybciej.

No to tyle,
ten post kieruję również do siebie
Ola wytęż wzrok
i Ty też wytęż

Pewnie zastanawialiście się, dlaczego tak często używam w tym wpisie słowa "głębia" i to z dużej litery. Cóż, moją inspiracją była pewna pieśń. Odnosi się ona co prawda do Głębi, którą jest Bóg, ale przecież Bóg jest Miłością i ta Miłość przejawia się w każdym z nas, jeśli pozwolimy Jej na to (nawet nieświadomie). Osoba samotna przyzywa całą sobą miłości, chociaż czasem nie zdaje sobie z tego sprawy, neguje to, blokuje w sobie. Czasami trudno takiej osobie dostrzec wprost Miłość Boga, ale już łatwiej byłoby jej zauważyć miłość płynącą ze mnie, z Ciebie. To tak jak z prądem. Używając go nie widzisz elektrowni, ale widzisz gniazdko. Nie musisz sobie zdawać sprawy z istnienia elektrowni, żeby zauważyć fakt, iż z danego gniazdka płynie prąd i by umożliwił Ci on chociażby naładowanie czegoś.
Dopiero po pewnym czasie myślisz o tym, że właściwie jest ta elektrownia, to jej sprawka. Czasami i gniazdka nie zdają sobie sprawy z istnienia elektrowni;).

Przykład troszku nieidealny, ale myślę, że wiecie o co mi chodzi. A oto ta pieśń, która była moją inspiracją:

Głębia przyzywa głębię hukiem wodospadów
Głębia przyzywa głębię hukiem wodospadów
Kiedyż więc przyjdę i ujrzę oblicze Boże? 
Ujrzę oblicze Boże

Kiedyś więc przyjdę i ujrzę oblicze Boże?
Ujrzę oblicze Boże 
Dusza moja pragnie Boga, Boga żywego 

Dusza moja pragnie Boga, Boga żywego


To już tyle na dzisiaj, mam nadzieję, że cieszycie się z mojego małego powrotu na bloga.
Trzymajcie się
Paaaa!:)