piątek, 28 grudnia 2018

Kiedy nie ma (?!) motywacji, by wstać z łóżka + nadchodzą zmiany w blogu (?!?!)

(c) pixabay.com

Heeeej Wam!:)
<nie, powitanie nie podchodzi pod zmiany;>

Postanowiłam pójść dzisiaj z Wami na noże. To znaczy - po prostu postawić na szczerość. Nie żebym zazwyczaj tego nie robiła. Ale dzisiaj wyjątkowo. 
Nie ukrywam, jestem trochę zawiedziona tym, że ten blog ostatnimi czasy "stracił trochę na popularności". Powodów może być wiele, ale nie sposób je roztrząsać. Wolę skupić się na tym, co ja mogę ze swojej strony zrobić. Wymyśliłam kilka punktów, przyglądnąwszy się krytycznie mojemu podejściu do blogowania. I co wymyśliłam? Przede wszystkim:
- w razie potrzeby skracanie tekstu, unikanie tautologii itd.
- znaleźć jakąś przemiłą osóbkę znającą się na sprawach informatycznych, która pomoże mi ogarnąć nowy, poręczny, bardziej #madein2018 (19!) wygląd strony 
- robić sama zdjęcia do tekstu, a nie brać je z jakiś stronek (dobrze chociaż, że legalnych, dziś z racji nocnej pory tego pomysłu jeszcze wybaczcie) lub wynajdywać starocie pochowane gdzieś w plikach
- zastanawiać się nad doborem tematów, lepiej przygotowywać się do tematycznych postów, więcej czytać i słuchać
- ale oczywiście nie zrezygnuję ze spontanicznych przemyśleń, bo w żadnej książce nie wyczytam tego, co naprawdę uważam, co siedzi mi w głowie;)

Trzymajcie kciuki, żeby to wszystko się udało!
_________________________________________________________________

Teraz czas na drugą część (a raczej pierwszą) tytułu tego wpisu.

Nie, nie chodzi o depresję (uff!), ani nic z tych rzeczy. Mam nadzieję. Chodzi o taki dzień lub dni, na które zaplanowaliśmy sobie, co my to nie zrobimy. Nauka, wyjazd, zakupy, upragniony czas na czytanie powieści, odwiedzenie kogoś...
A wstając rano lub też w południe, bierzemy książkę do ręki (zbliżające się kolokwia i egzaminy jednak priorytetem), czytamy parę stron, myślimy o czymś innym, odkładamy książkę, rezygnujemy i... Cały dzień nie przebieramy się z piżamy. Zrobiłam to. Wczoraj. I dziś też. 
Czy jestem na siebie zła? O tak! Choćby z tego powodu, że boli mnie ciało z powodu zbyt małego rozruszania. Ale nie to jest najgorsze. Też już pal licho tą naukę. Trudno, zostanie wszystko na ostatnią chwilę, zawsze dawałam rady to i teraz jakoś dam. Ale gdybym wiedziała, że jednak do tej nauki się nie zmotywuję, to zrobiłabym coś sensownego i jakoś kreatywniej wykorzystała te parę, paręnaście godzin dnia. 
Nie będę wychodzić na te zakupy, bo zaraz się pouczę, tylko pooglądam kilka filmików na Youtube, poprzeglądam te stronki, poscrolluję instagrama, o ile nowych instastory!
A później - jestem dziś trochę niewyspana na naukę. O znowu nowości! I tak mija cały dzień. W piżamie. Nie znoszę tego. Wtedy za szybko mijają dni. Jeden się z drugim skleja jakby ich nie było. Po 26 grudnia nastąpi od razu 29. Za szybko! Przecież miałam się uczyć! Albo zrobić coś sensownego ze swoim życiem.

I teraz - można narzekać, jak ja właśnie. Biczować się myślami - "znowu zmarnowałam czas, zmarnowałam dzień, jestem coraz starsza, a życia coraz mniej . Albo... albo co? 

Wybaczyć sobie. Pozwolić sobie przyjąć prawdę o własnej słabości. I nie biczować się nią. Nie zadręczać. Ale zastanowić się co mogę realnie konkretnego zrobić, by z ową słabością walczyć, by jutro scenariusz się nie powtórzył. Pójść spać wcześniej, by wstać wcześniej, to odpada, bo aktualnie jest 0:33, ale moje wieloletnie problemy z zasypianiem to osobny temat. Prawie przestałam się już tym przejmować, że nie mogę jak normalny człowiek wyznaczyć sobie godziny, o której pójdę spać by być wyspaną (zasypianie zajmuje mi średnio 1,5 - 2h, a niech to! Lecz gdy położę się wyjątkowo wcześnie - to dłużej). 
Co mogę jeszcze zrobić? Przygotować sobie ubrania i położyć na stole w pokoju, w którym śpię (szafę mam w innym), tak by były na widoku i bym mogła od razu się w nie ubrać. Położyć telefon na parapecie (by budzik od razu mnie obudził). Wynieść złowrogie podręczniki do innego pokoju, by rano były one ewentualnie moją opcją, wolnym wyborem, a nie czymś, co ciąży nade mną jak wyrok. Wymyślić jakąś super, ekscytująco-fantastyczną rzecz, którą CHCĘ jutro zrobić. No okej, nie musi być taka super-hiper. Po prostu coś, co sprawi mi przyjemność. Już wiem! Wstanę trochę wcześniej (łudźmy się xD) i zrobię sobie makijaż. Na co dzień się nie maluje. A już na pewno nie w taki "zwykły dzień" jak jutro. Ale zrobię. Niech się zastanawiają "Co ta Ola, jakie nowości". Poziom hardcoru wzrasta, bo... ubiorę spódnicę, tak, chociaż jest zimno! W ogóle ubiorę się bardziej kobieco niż zwykle. Założę buty zimowe na obcasie. I może ten ładny płaszczyk? Ma być +3 stopnie, nie zamienię się w sopelek. Chyba. Dam nowy kolor na paznokcie. I to wszystko w taki zwykły dzień! (teatralne trochu te wykrzyknienia, proszę się nie dać zwieść i nie labożyć w komentarzach "ojej czyżby to, co napisałaś było jakby dziecinne???") Pójdę poszperać w sklepach za czymś na Sylwestra. I to wszystko przed obiadem. Później spotkam się z rodziną (no ok, to już było zaplanowane, więc nie mogę tak do końca ćwiczyć swojej silnej woli, bo jutro nie mam takiego "potencjalnie piżamowego dnia" jaki był dziś). A gdy wrócę zajrzę jeszcze do najulubieńszego podręcznika (żeby wepchnąć gdzieś tę naukę) i przeczytam tyle stron, na ile będę miała ochotę (limit stron mnie paraliżuje; np. gdy ustalam sobie "dziś przeczytam tyle, a tyle stron", to najczęściej nie mogę się skupić). A później znajdę czas na dłuższą niż zwykle rozmowę z Przyjacielem. Następnie jeszcze przeczytam coś ciekawego! Na wieczór też mam już plany.

Trzymajcie kciuki, żeby się udało!

Żeby to nie były tylko plany, zaraz po napisaniu tego posta podejmę konkretne starania, tj. czynności. Co to było? Ach tak, przyniosę sobie ubrania na jutro do tego pokoju xDD. I telefon na parapet. Podręczniki sio. 
Czasem łatwiej mi spojrzeć na siebie samą, gdy coś sobie "wyłożę" tudzież rozpiszę. Nawet banały. Polecam. I patent z podejmowaniem wciąż realnych kroków zamiast tylko planowaniem też polecam. Bo planowanie kończy się na całym dniu w domu, w piżamie, grr... Nie polecam.

Kiedy nic się człowiekowi nie chce trzeba, oprócz chcenia chcenia, postawić sobie konkretne kroki przed oczyma, a później je podjąć. Nie ważne, czy chodzi o zmotywowanie się do nauki, rozmowy, spotkania, pracy, czy po prostu życia. Myśląc ogólnikami niewiele zyskamy, a raczej stracimy - czas. Konkrety, konkrety i jeszcze raz konkrety. Nie nauczysz się od razu na cały egzamin. Postaw sobie cel. Zacznij od zagadnień, które Cię najbardziej interesują. Jeżeli Cię to nie paraliżuje tak, jak mnie, to ustal sobie - dziś przeczytam 3 rozdziały tego podręcznika. A później pójdę na spacer (dokąd, po co?)/poczytam książkę/zatelefonuję do bliskiej osoby/pójdę na zakupy/zrobię coś związanego z moją pasją itp, itd. A najlepiej wszystko! W chwili aktualnej zapiszę sobie co konkretnie chcę kupić np tytuł książki i jej cenę. Poinformuję koleżankę, że jutro do niej zadzwonię, by już "nie było odwrotu";)). I tak analogicznie z wszystkimi zaplanowanymi na jutro czynnościami.

Wiele osób mówi, że ma tak, że gdy ma do zrobienia jedną rzecz w danym dniu - to pewnie jej nie zrobi, bo perspektywa dużej ilości czasu potrafi wyprowadzić człowieka na manowce. Jednakże, gdy dana osoba ma do zrobienia kilka rzeczy w danym dniu, a grafik wręcz pęka w szwach - udaje się wszystko zrealizować! To pewnie jest prawo Kogośtam, zapewne jakiegoś Amerykanina, czy Japończyka. Mniejsza o to. Ale tak po prostu jest.

Zauważyłam, że dobrze się czuję, gdy znajdę się w miejscu, na wyjeździe, evencie, gdzie cały plan dnia jest rozpisany co do godziny. Jakże wtedy dni wydają się długie! A dni długie, to i życie długie. Im więcej dni marnuję, tym wydaje mi się ono krótsze. Im więcej w danym dniu zrobię tym bardziej je sobie przedłużam. Tak, to tylko odczucie. Ale wolę mieć odczucie spełnienia i zadowolenia z dnia.
Bo po prostu warto! Warto się starać, o wiele bardziej niż tylko chcieć.
_________________________________________________________________

To już tyle na dzisiaj,
piszcie, czy Wy też macie podobne problemy z marnowaniem czasu
i jak sobie z nimi radzicie
Trzymajcie się ciepło
Paaaaa!:) 

ojej już po 1, idę spać!





sobota, 22 grudnia 2018

Jakich świąt Nam życzę?

(c)pixabay.com

Święta już za pasem
cokolwiek to znaczy

falalalalalalalalalalalalala lalalalalalal lalalalala falalalala ?

Czy dobrze przeżyłam Adwent? Zawsze można by lepiej. Czy udało mi się osiągnąć to co zamierzałam? Częściowo tak. Wiadomo u początków zapał większy. Byłam na rekolekcjach? Byłam i to na nie jednych. Zapamiętałam coś? O tak.

Ale zrozumiałam przede wszystkim, że to nie jest najważniejsze. Że najważniejsza jest relacja, rozmowa, tęsknota zwieńczona spotkaniem. Z Nim. Który tęskni za mną milion razy bardziej, niż ja za Nim. Że chce bym Go przyjęła w Komunii Świętej milion razy bardziej, niż ja tego pragnę. Że chce mi przebaczyć i naprawić mnie milion razy bardziej niż ja tego chcę. Że chce ze mną rozmawiać milion razy bardziej, niż ja z Nim. Kwestia tylko mojego aktu woli, czynu.
Modlitwa, nie po to by coś zyskać, by poczuć się lepiej, ale mająca na celu pogłębienie relacji. On chce wiedzieć, co naprawdę we mnie siedzi, co mnie cieszy, a z czym sobie nie radzę. Za co dziękuję, czego żałuję i za co przepraszam, do czego zmierzają moje pragnienia, czego mi brak. Chce podpowiedzieć mi jaką drogę obrać, co robić, bym pomimo trudów była najbardziej szczęśliwa jak się tylko da na tym świecie i bym tę Jego miłość przelewała na innych.
I to wszystko z wiarą, wytrwale i gorliwie, zwłaszcza gdy trzeba będzie oczekiwać.

Adwent uczy oczekiwania. W dzisiejszych czasach mało kto czeka. Chcemy wszystko na już, natychmiastowo. Wolimy od razu, ale byle co, niż po czasie lecz wysmakowane, o wiele bardziej wartościowe i przynoszące o wiele większą radość.
Sami wiemy, czy lepiej "smakują" np kolędy śpiewane miesiąc przed, czy kolędy śpiewane w samą Wigilię. Do tych pierwszych o wiele bardziej ciągnie, bo przecież "trzeba poczuć nastrój". Jednakże jaki może być nastrój finiszu na starcie? Mało odczuwalny jak mniemam. Meta jest od tego by świętować, by świętować zwycięstwo.
Jakie jest zwycięstwo Adwentu? Albo raczej... gdzie ono jest? W żłobie, w ubogiej stajence, leży sobie, śpi, czasem popłakuje, drży z zimna, koi się przy kochającym sercu Matki. To On - Wielki Pokorny.

Czy zwycięstwem Adwentu będzie moja pokora? Serce rozważające to, co niepojęte, gotowe przyjąć do siebie Boga-Człowieka. Uznające swoją małość i uznające swoją wartość. Godność - przyjąć do serca Wszechmocnego. Siła - iść z nim dalej przez całą resztę życia.

Kochani życzę Wam świąt z Bogiem w sercu
pozwólcie by On Was prowadził
pozwólcie Mu siebie kochać
i pomnażajcie tę miłość
przekazujcie
do Waszych bliskich
do nieznajomych
do tej osoby, która najbardziej zraniła
tam gdzie najtrudniej
tam gdzie jej najmniej.
Przyjmując do siebie Boga
macie Jej przecież
nieskończone źródło
<3 !

<jakby wiersz wyszedł, ale to nie miał być wiersz hihi>

Nie tylko w święta, ale i na każdy dzień roku. Święta nam tylko przypominają; warto kochać. Ale jaki byłby sens przypominania o czymś terminowym? Miłość nie zna pojęcia terminowości. Bo ona jest wieczna.

Cudownych świąt Wam i sobie życzę!




piątek, 16 listopada 2018

Szczerze i uczciwie; łaska czy uczynki? I dlaczego nie powinno to brzmieć patetycznie? ;)

Photo on <a href="https://foter.com/re2/e184cb">Foter.com</a> Photo on Foter.com

J
ako ludzie wierzący wiele mamy w swojej głowie pewnych konstruktów myślowych. Często pochodzących jeszcze z czasów dzieciństwa. Pytania, na które otrzymaliśmy już kiedyś odpowiedź, nierzadko niepełną, bądź od osoby, której "wydawało się, że tak jest". Wiary uczyli nas rodzice, którzy często popełniali błędy, po prostu ze swojej nieświadomości. Czasami nauka religii w szkole była podawana nam w sposób bardzo tradycyjny; "Macie być grzecznymi dziećmi, to się będziecie podobać Panu Bogu" - co dziecko sobie wtedy myśli? "Muszę zasłużyć dobrymi uczynkami na miłość Pana Boga". I przez wiele lat ma w swojej głowie obraz Boga jako bezwzględnego sędziego, a nie miłosiernego Ojca. Czasami ludzie dopiero po wielu latach formacji w jakiejś wspólnocie (np. ja) zaczynają rozumieć to, że miłość Boga jest bezwarunkowa, a na zbawienie nie da się sobie "zasłużyć" dobrymi uczynkami, bo "dziadostwo" człowieka jest zbyt duże, tu potrzeba czegoś więcej, a raczej Kogoś więcej, kto samym Sobą go uświęci. Może słowo "łaska" brzmi nam niekiedy już trochę patetycznie, ale brzmieć tak może tylko wtedy, gdy owe formułki "z łaską w" wypowiadamy bez namysłu nad jej istotą. Łaska nas zbawi, ale (!) z łaską trzeba współpracować.

No okay, ale w takim razie po co te dobre uczynki? 

Gdy ktoś wciąż się zbliża do Ogniska Miłości, wchodzi się z Nim w interakcje, przyjmuje do siebie, ogrzewa się w Jego płomieniu... to nie sposób się nie zapalić ;). Nasz z kolei płomyczek może zapalić kolejną i kolejną osobę. Przechodząc już na grunt dosłowny; gdy szczerze i uczciwie wejdziesz w relację z Bogiem; w modlitwie, w Jego Słowie, w sakramentach; z dnia na dzień, z tygodnia na tydzień, z miesiąca na miesiąc, z roku na rok, zobaczysz, że takich "tchnień" do zrobienia czegoś dobrego będzie coraz więcej. Spostrzeżesz możliwość do zasiania dobra tam, gdzie jej wcześniej nie dostrzegałeś, lub tam, gdzie brakowało Ci odwagi, by to zrobić.

Miłość ma to do siebie, że nie mieści się w człowieku, musi się więc siłą rzeczy z niego systematycznie wylewać. Jak to zauważył św. Augustyn - nie da się przelać morza do małego dołka.
Ta wylewająca się miłość to właśnie --> 37 W ostatnim zaś, najbardziej uroczystym dniu święta Jezus wstał i zawołał donośnym głosem: «Jeśli ktoś jest spragniony, a wierzy we Mnie – niech przyjdzie do Mnie i pije! 38 Jak rzekło Pismo: Rzeki wody żywej popłyną z jego wnętrza». 39 A powiedział to o Duchu, którego mieli otrzymać wierzący w Niego; Duch bowiem jeszcze nie był [dany], ponieważ Jezus nie został jeszcze uwielbiony. 


To właśnie to:). 
Reasumując, gdy uczciwie i szczerze podchodzimy do naszej relacji z Bogiem; nie będziemy narażeni na niebezpieczeństwo zuchwałego ufania w miłosierdzie Boże, na zasadzie "Mogę robić co chcę, bo Bóg jest miłosierny". Jeśli sam Go odrzucasz, poprzez swoje wybory, to jaką masz gwarancję, że tuż przed śmiercią jednak Go wybierzesz? Serce trudno jest zmienić z minuty na minutę, to proces. A żal doskonały nie jest ze strachu, lecz z miłości.

Co zrobić by nasz każdorazowy żal za grzechy, teraz, tutaj w naszym życiu był z miłości, a nie ze strachu? Wejść w szczerą i uczciwą (celowo powtarzam te dwa przymiotniki już któryś raz) relację z Bogiem na płaszczyźnie modlitwy, Słowa  Bożego, sakramentów, a On powoli krok po kroczku będzie w nas to wszystko "załatwiał", a raczej powiedziałabym "ożywiał". <Nie przejmuj się, że nie zrozumiałeś czegoś w czytanym fragmencie Pisma Świętego; zajrzyj do komentarzy, felietonów, artykułów w katolickiej gazecie/ na stronie internetowej,  książkach, na youtubowych (i tych na żywo) konferencjach, czy podczas kazań, na pewno znajdziesz coś, co wyjaśnia sens fragmentu, który czytałeś ;)> Im więcej przyjmiemy Jego Miłości, tym więcej będziemy jej okazywać osobom wokół i tym bardziej będziemy powracać z Miłości i dla Miłości.

Amen! Dzisiaj krótko i mam nadzieję - treściwie.

Wspaniałego weekendu,
listopada,
życia
Wam życzę!:)

Paaaa!:)

sobota, 3 listopada 2018

Dlaczego warto jechać na Lednicę?:) 5 powodów

Heeej Wam!:)

Powiem Wam szczerze, że odkąd związałam się jakimśtam tematem postu, to nie mam weny i nie chce mi się tu nic dodawać. Moja natura "wolnego strzelca" daje się we znaki haha. Lubię nie planować postów, ale pisać, gdy dostanę natchnienia co do jakiegoś tematu. Dziś chcę opowiedzieć Wam co nieco o Lednickich Spotkaniach Młodych, które odbywają się co roku nad jeziorem lednickim (wd. tradycji miejsce chrztu Polski) w pierwszą sobotę czerwca. W tym roku byłam tam już czwarty raz, ale nie poprzestanę na tym, bo Lednica należy do tych eventów, na które gdy raz się pojedzie, to wraca się tam co roku :). Chociaż z pozoru można by powiedzieć - program jest podobny, to jednak inny; bo co roku mamy inne hasło przewodnie spotkania, inne konferencje, nowe piosenka roku, coraz to więcej osób, które dołączają (na prawdę, ta liczba co roku wzrasta! Ale pola lednickie i tak dają radę ;). Przykładowo w 2015r. było 60tysięcy osób, w 2016r. - 80tys, 2017r. - 90 tysięcy, a w tym roku wybiłą okrągła liczba- 100 tysięcy młodych (i nie tylko) na polach lednickich), no i przede wszystkim zmieniamy się my, więc odbieramy inaczej to, co się tam dzieje. Widok i wrażenie niesamowite. A gdy nie zatrzymamy się tylko na zewnętrznym wrażeniu, a spojrzymy głębiej - całe mnóstwo osób, które są zainteresowane pogłębianiem swojej więzi z Bogiem. Jasne, część osób jest tam przypadkowo, pojechało "dla zabawy" itp. Ale ile osób się tam nawraca! Kolejki do spowiedzi "na trawce" zawsze są długaśne, pomimo tego, że posługujących księży jest naprawdę sporo. Jasne, część z tych osób po prostu idzie, bo nie było przed spotkaniem, a czuje, że to już "ten czas". Ale jest też część osób, które na Lednicy przychodzą do Spowiedzi Świętej po wielu latach i tam zaczynają swoje nowe życie. To naprawdę piękne, gdy słyszy się świadectwa od takich osób, gdy kiedyś zdecydują się opowiedzieć o tym; "nawróciłem/am się na Lednicy".

Ale nie przedłużając tego wstępu, zaczynajmy;

1) Spotkasz tam Boga... na wielu płaszczyznach.

W drugim człowieku - nie da się mieć w sobie Bożego życia i się nim nie dzielić. Spotkasz ludzi naprawdę szczęśliwych, które żyją z Panem Bogiem i... żyją normalnie. To nastolatki, młodzież tacy jak ja, czy Ty. Przeżywają podobne historie, przygody, mają podobne problemy. Ale zawierzają to wszystko Jezusowi i to jego pytają się o "wskazówki" co do tego słynnego "jak żyć". 
Zobaczysz, że można - żyć według Ewangelii i być szczęśliwym. Oczywiście nie ma tam ludzi świętych (przynajmniej tych chodzących po ziemi, bo oczywiście podczas Mszy Św są z nami wszyscy święci:)) ), są grzesznicy, którzy jednak chcą ciągle się nawracać. 
Spotkasz Boga w sakramentach - w spowiedzi i komunii świętej. Spotkasz się z Jego miłością, bo... "miłość Cię znajdzie!" ;)
Spotkasz Boga w posłudze innych osób -  przechodząc od tej duchowej; modlitwie wstawienniczej, stoiskach misyjnych, powołaniowych, ludzi posługujących w sklepiku z lednickimi gadżetami; koszulkami, torbami, bransoletkami, książkami... a wszystko oczywiście z Bożym przesłaniem :). Spotkasz ich także w posłudze dla ciała; stoiska z ciepłymi napojami, jedzeniem, "aniołami porządku" które dbają o to, by na polach było czysto, ratownikami, którzy czuwają, czy przypadkiem ktoś nie zemdlał itd.
Spotkasz tam Boga na wielu płaszczyznach, ale i dzięki temu możesz się nauczyć dostrzegać Go w Twoim codziennym życiu, tam gdzie przebywasz. Wybór należy do Ciebie, co zrobisz z tym doświadczeniem:).

2) Wyrwiesz się z rutyny, jeżeli chodzi o formy kontaktu z Bogiem


Nie oszukujmy się - niekiedy nasza relacja z Bogiem kończy się na codziennej modlitwie rano i wieczorem i cotygodniowej Mszy Świętej, niekiedy też jakimś nabożeństwie w tygodniu np. Różańcu. Czasami w codziennym życiu trudno nam się jest zmotywować do poszukania czegoś więcej.
Na Lednicy można zaczerpnąć inspiracji, zobaczyć, że wielbić Boga można naprawdę na różne sposoby. Przez radosne tańce, piękny śpiew, gesty miłości wobec drugiej osoby, modlitwę uwielbieniową, adorację. I oczywiście poprzez studiowanie Pisma Świętego - i nie chodzi tu tylko o zwykłe czytanie. Podczas konferencji niejednokrotnie kładziono nacisk, by Pismo Święte stało się naszym codziennym "przyjacielem" i doradcą. By czytać je codziennie, niezależnie od tego, czy w naszym życiu dzieje się dobrze, czy źle. By wyciągać wnioski z przeczytanych słów i przekładać je na życie. 
Zobaczysz również różne pochody np. osób niepełnosprawnych, osób zza granicy, ale także tańców przedstawiających np. jakąś scenę ewangeliczną, układów z ogniem, na szczudłach. Trudno mi to właściwie opisać, objąć w jakiekolwiek ramy, to trzeba zobaczyć na własne oczy. Ale powiem jedno - oni w ten sposób też wielbią Boga.
Najbardziej lubię "pochód orłów". Osoby z symbolicznymi skrzydłami, czy matki wnoszące na rękach swoje bobaski, osoby na szczudłach. Wszyscy śpiewamy wtedy jedną z moich ulubionych pieśni z jakże mocnym przesłaniem:

"Tylko orły szybują nad granią,
tylko orłom nie straszna jest przepaść.
Wolne ptaki wysoko latają,
już za chwilę wylecimy z gniazda!"

Pan Bóg chce nas właśnie takimi. Niesamowite, no nie? Wolnymi, odważnymi, nie bojącymi się iść w nieznane, nie załamującymi się niepowodzeniami i trudnościami. Pokonującymi ograniczenia, mierzącymi wysoko, mającymi za cel Niebo.


3. Zobaczysz, że można żyć inaczej i pozbędziesz się uogólnień na temat "polskiej, zlaicyzowanej młodzieży".

Ile to się słyszy w mediach, czy w internecie, jak to polska młodzież zeszła na psy. "Kiedyś, to było kurła..." Hmm, tak samo. A kto wie, może i gorzej, tylko się o tym nie mówiło. Moje osobiste spostrzeżenia są nieco inne. Nawet w internecie widać, że zwiększa się zainteresowanie młodzieży żywą wiarą. Widać to chociażby, bo dużej liczbie aktywnych osób na katolickich grupach na Fb, mnożących się fanpagach na temat wiary, odsłon filmów na YT np. ojca Szustaka, księdza Pawlukiewicza, czy małżeństwa Gomułków. Nie tylko w internecie, ale i na żywo (o czym miałam się ostatnio okazje przekonać w Krakowie) konferencje takich osób ściągają tłumy, a w większości są to właśnie młode osoby. Mają już dość świata, który staje na głowie wraz z wartościami. W październikowy, czwartkowy wieczór woleli wybrać się do Kolegiaty św. Anny, by posłuchać świadectwa młodego, chrześcijańskiego, a co najważniejsze - szczęśliwego małżeństwa, u których jednak nie zawsze bywało kolorowo. Niekiedy osoby, które podziwiamy za wiarę, kiedyś prowadziły zgoła odmienne życie, ale nawróciły się i dostały zadanie od Boga - głosić go, głosić to, w jaki sposób On działa.

I wracając do Lednicy; zobaczysz na własne oczy całe mnóstwo młodych, zarażających pozytywną energią osób, które nie wstydzą się swojej wiary, a ponadto są dumne ze swojej katolickiej tożsamości. Niekiedy osoby pobożne są kojarzone ze sztywnymi - bzdura, na Lednicy zobaczysz, że jest wręcz na odwrót. Spotkasz nam mnóstwo pozytywnych świrów, którym nie trzeba alkoholu ani żadnych sztucznych wspomagaczy, by dobrze się bawić i czerpać radość z życia. Ich jedynym wspomagaczem jest Łaska Uświęcająca i w niej żywa relacja z Jezusem, który zaraża nas pozytywnym patrzeniem, z miłością na świat i na ludzi wokół.


4. Wzmocnisz swoją wiarę


Konferencje, homilie biskupów, znanych kaznodziei, różnią się nieco od przeciętnego niedzielnego kazania. Są kierowane wprost do młodych, pod kątem ich patrzenia na świat, spraw z którymi się zmagają, a to wszystko mające punkt zaczepienia oczywiście w Piśmie Świętym. Do dziś pamiętam konferencję bpa Rysia z tego i z tamtego roku, o czym była, chociaż minęło już trochę czasu. Te słowa zapadły mi w pamięć i podświadomie, gdy staję przed daną sytuacją, nakreślają mi drogę, sposób postrzegania pewnych spraw.
W pamięć zapadły mi także słowa lednickich pieśni, w prosty acz dobitny sposób mówiące o naszej wierze. https://www.youtube.com/results?search_query=lednica

Oprócz słów ważne są też czyny. W tym roku np. mieliśmy obrzęd obmycia nóg. Ale nie taki jak w Wielki Czwartek, że biskup myje nogi 12-stu mężczyznom. Wszyscy dostaliśmy wodę i ręcznik i mieliśmy zadanie nawzajem sobie obmywać nogi, nawiązując oczywiście do gestu Zbawiciela z Ostatniej Wieczerzy. Nie będę się tu rozpisywać, biskup omówił to lepiej, wstawiam Wam zatem jego krótkie słowo do nas, które wygłosił właśnie przed tym obrzędem. Bo pewnie sobie myślicie "Co? Ale jak to? Po co? Szaleństwo!" - obejrzyjcie, a raczej wysłuchajcie. W prosty sposób powiedział, co ten znak ma na celu. --> https://www.youtube.com/watch?v=OBzckroduLM

U mnie osobiście wielkim wzmocnieniem wiary była również Modlitwa Wstawiennicza, którą przeżyłam na Lednicy w tym roku. Było to oczywiście fakultatywne, kto chciał, mógł podejść do miejsca, niedaleko kaplicy, gdzie odbywała się taka modlitwa. Polegało to na tym, że rozmawiałaś najpierw z posługującymi, mówiłaś im swoją intencję itd, czasem o coś pytali by rozeznać sytuację, bo niekiedy były to dość poważne życiowe problemy. I następnie te osoby modliły się nad Tobą. Usłyszałam wtedy słowa, których nigdy nie zapomnę i dostałam też pewien "obraz". Ale to zostawię dla siebie, to dość osobiste doświadczenie. Powiem tylko, że po raz kolejny wtedy zrozumiałam, że Jezus naprawdę mnie kocha, z tym całym moim życiowym balastem i był w każdej złej i dobrej chwili, cierpiał i cieszył się wraz ze mną. Że jest ze mną w tym problemie z którym przyszłam i przemienia mnie krok po kroku, bym się z tym uporała. Gdy mam problemy z wiarą, często przywołuję to doświadczenie, by wbrew mylnym często "uczuciom" na poziomie racjonalnym stwierdzić; On cię nie skreślił pomimo tego zła, które wyrządziłaś, za każdym razem, gdy zdecydujesz się powstać daje ci nową szansę i wierzy w ciebie, w twoją poprawę bardziej niż Ty sama. Na zasadzie, że wstaję rano i Bóg mówi mi "Jesteś super i dasz radę, bo wiesz, chcę cię mieć jako świętą, to nie może być inaczej córko". Bóg mówi tak do każdego z nas. Grunt w tym, czy usłyszymy, uwierzymy i odpowiemy na to naszym życiem.
I wracając do tej modlitwy wstawienniczej, to po wszystkim szło się do księdza, który stał gdzieś niedaleko i on cię błogosławił i na ten znak namaścił olejkiem na czole i dłoniach. Niektórzy się boją takiej modlitwy, ale nie ma się czego bać, ci ludzie naprawdę chcą nam pomóc swoją modlitwą, warto się otworzyć i powiedzieć swoją intencję:).

5. Niezapomniane wrażenia


Umieszczam tę sprawę jako piąty powód, bowiem najmniej istotny. Ludzie, którzy jeżdżą tam dla samych wrażeń, a zamykają się na Boga, nie wydadzą takich owoców w swoim życiu, jak Ci podchodzący do sprawy na poważnie. Oczywiście Bóg potrafi sobie poradzić z każdym i dotrzeć nawet do zamkniętego człowieka, ale cóż, nic na siłę, z Łaską Bożą trzeba współpracować.

Niemniej jednak spotkania lednickie w takie wrażenia obfitują. Począwszy od widoku kilkudziesięciu tysięcy tańczących na raz osób, które swoim śpiewem i tańcem uwielbiają Boga. Spójrzcie tylko --> https://www.youtube.com/results?search_query=lednica+2017 np. tutaj możecie oglądnąć jak to wyglądało w zeszłym roku.

Nie ukrywam, że to właśnie filmiki na Youtube'a mnie do pojechania na moją pierwszą Lednicę. Było to jakoś jesienią 2014 roku kiedy natrafiłam na YT na filmiki z Lednicy. Myślę sobie " Aleee czad!! Jadę tam w czerwcu!" Jak postanowiłam, tak zrobiłam. Za pierwszym razem jechałam z grupą, w której praktycznie nikogo nie znałam, z innej miejscowości (bo z Gorlic nie organizują niestety), ale poznałam kilka fajnych osób i po chwili czułam się już raźniej. To była jedna z lepszych decyzji w moim życiu, bo ta Lednica 2015, była przełomowa jeśli chodzi o moją wiarę, o moją relację z Bogiem; w końcu zmienił mi się obraz Boga z srogiego na miłosiernego Ojca, w końcu przestałam się Go bać i zaufałam Mu, że on mnie nie odrzuci, że da mi nowe życie, bo mnie kocha i ma dla mnie najlepszą perspektywę. Do dziś z łezką w oku wspominam ten dzień czyli 06.06.2015r.

Jak już mówiłam od tej pory jeżdżę na Lednicę co rok i powiem Wam, że warto ryzykować i iść w nieznane :))!

Wielkie wrażenie wywarła na mnie także procesja księży na początek Mszy Świętej. Około 2000 (młodych w większości) księży odprawiających na raz Mszę, ale wcześniej przez całą Drogę Nowego Tysiąclecia była wielka procesja i to na tle zachodzącego słońca. Do dziś mam ten widok w pamięci, a gdy oglądam zdjęcia, czy filmik z tego momentu mam ciarki. Niezapomniany i piękny widok.

No i oczywiście piękna (jak każda inna) Msza Święta na polach. Gdy 100 tysięcy osób śpiewa "Chwała na wysokości Bogu", czuć tę moc, tą modlitwę płynącą z tylu serc.
Komunia Święta rozdawana na całej szerokości pól, osoby idące z pochodniami i za nimi księża.
A na uwielbienie po raz ostatni śpiewamy i tańczymy "Tak, tak Panie", gdzie już tańczą praawie, że wszyscy. To jest zdecydowanie najlepszy taniec z wszystkich, bo dopiero co przyjęliśmy Jezusa do siebie. Moc nie do podrobienia ;).

O zaskakujących procesjach już wspominałam, ale również wywierają wielkie wrażenie, zwłaszcza ta "z orłami", o której już Wam mówiłam.

Niesamowite wrażenie sprawia także cały proces przejścia przez Bramę Rybę. Dzieje się to na zakończenie spotkania, czyli po północy. Wyobraźcie sobie, takie mnóstwo osób. Troszkę się czeka, ale w tym cały urok. Wszystkie grupy oczywiście ze swoimi flagami z nazwami miejscowości, z których przyjechali. Jest dość tłoczno więc trzeba uważać, żeby się nie zmieszać z inną grupą. Pięknie oświetlona, harcerze rozdają kwiaty, kiedyś nawet oblewali wodą. No, ciekawe doświadczenie, nie powiem haha;).

Do wrażeń mogę zaliczyć też zwiedzanie miast w ramach dłuższej wycieczki np. dzień przed spotkaniem. Byłam np. w Poznaniu, Licheniu, czy w Gnieźnie :). Jednakże czasami są organizowane wycieczki takie, a czasami na samą Lednicę.
___________________________________________

To już tyle na dziś,
mam nadzieję, że zachęciłam Was do pojechania na Lednicę 2019! :D
Obyśmy się spotkali na Polach Lednickich 1 czerwca <3.
Trzymajcie się
Paaaaa!:)


















środa, 24 października 2018

80 pomysłów na prezent dla bliskiej osoby :)



Heeej Wam!:)
Dzisiaj przychodzę do Was z luźniejszym postem, który może przydać się właściwie każdemu. Co rusz jest jakaś okazja, by obdarować kogoś prezentem; urodziny, imieniny, mikołajki, rocznica, ślub... Pomysłów brak? Co zrobić by nie dawać oklepanych prezentów? Może po prostu potrzebujesz pomysłów i inspiracji? Zaraz temu zaradzimy. Ujęłam je w różnorodne kategorie tematyczne. Coby nie przedłużać to, zaczynajmy;


I) spersonalizowane prezenty - dają poczucie, że ktoś o ciebie dba, pamięta o tym, o czym mu opowiadałeś, zna cię jak nikt inny, że zależy mu, że wkłada serce w proces przygotowywania dla ciebie prezentu.


1. Ipod/Mp3 a na niej playlista z jego/waszymi (jeśli to Twoja druga połówka) ulubionymi piosenkami
2. Koszulka z jego/jej ulubionym cytatem
3. Kubek z waszym wspólnym zdjęciem, a w nim jego ulubione cukierki
4. Bransoletki/naszyjniki/pierścionki przyjaźni, jeden dla Ciebie, a drugi dla tej osoby
5. Album z Waszymi wspólnymi zdjęciami, dodatkowo możesz dołączyć do niektórych historyjkę z nim związaną, jakieś wspomnienie
6. Bilet na koncert jego/jej ulubionego zespołu/wykonawcy
7. Bon na zakupy do ulubionego sklepu


II) prezenty nakierowane na rozwój duchowy, mentalny, psychologiczny, intelektualny - dzięki nim druga osoba poczuje, że dbasz o nią i o jej samorozwój, że zależy Ci na tym, by stawała się coraz lepszym i mądrzejszym człowiekiem


8. słoiczek z cytatami znanych myślicieli, filozofów, artystów, aktorów etc lub z cytatami z Pisma Świętego
9. książka motywacyjna; poradnik na temat związków, pracy, samorozwoju etc. Skup się jednak na tym by była to pozycja racjonalnego autora, mająca wiele pozytywnych recenzji. Nie kupuj byle czego, zły poradnik psychologiczny może zrobić krzywdę
10. książka na temat ulubionej dyscypliny naukowej tej osoby; pasjonat astronomii? A może interesuje się historią?
11. książka związana z hobby danej osoby; robótki ręczne, moda, makijaż, ogrodnictwo, gotowanie, a może składanie modeli? Pokaż drugiej osobie, że znasz i doceniasz jej pasję.
12. Bilet wstępu na jakieś wydarzenie kulturalne lub naukowe
III) szalone prezenty
13. Matrioszka, a w ostatniej babce ukryj... pierścionek lub kolczyki
14. Pudełko, do którego wrzucisz różne rzeczy kojarzące Ci się z daną osobą, np. dla pewnego siebie pasjonata komputerów, który uwielbia grać w bilarda i chodzić po górach, a jego życiowym marzeniem jest pojechać do Australii; możesz wrzucić lusterko, myszkę od komputera, bilę, bidon (no bo w górach się przydaje się) i bumerang ;).
15. Różowe okulary!! (dosłownie), polecane dla pesymistów
16. Kolorowe żarówki!! Powiedz tej osobie, że zielona jest na czas odpoczynku; niebieska, gdy chce się rozwiązać jakiś problem; żółta - gdy chce się przestać odczuwać zazdrość i czerwona; by pobudzić się do działania. Motywujące n'est-ce pas?17. Poradnik pt. "Jak być dobrą teściową"
18. Kosmetyczkę z przyczepioną doń karteczką "Przenośny salon piękności", a w niej dziesiątki, setki uśmiechniętych emotikon; szklanych, papierowych, plastikowych, pluszowych... co Ci przyjdzie na myśl ;), ma pokazać drugiej osobie, że stajemy się o wiele piękniejsi, gdy się często uśmiechamy :).
19. Wiersz, który w zabawny sposób komentuje Wasze wspólne przygody lub po prostu przymioty tej osoby;).
20. Piżamę z jego/jej ulubioną postacią z kreskówki lub kostium tejże postaci.


IV) zwykłe prezenty


21. paleta cieni
22. zestaw do robienia hybryd
23. zestaw pędzli do makijażu
24. jakiś droższy kosmetyk typu pomadka od Kylie Jenner, czy rozświetlacz z Fenty Beauty (jeżeli myślisz o podarowaniu jednej, a konkretnej rzeczy)
25. jakaś ładna sukienka
26. skarpetki w szalone wzory
27. piękny, ciepły szal, np w niebieskofioletową kratę
28. diadem
29. wianek ze sztucznych kwiatów
30. krawat/muszka
31. spinki do mankietów
32. perfumy
33. bransoletka/pierścionek/naszyjnik/kolczyki w zależności co dana osoba najczęściej nosi
34. duża bombonierka
35. urocza poduszka
36. mydełko o jakimś nietypowym zapachu np hibiskusa, czy marakui
37. zestaw herbat z czterech świata stron
38. zestaw gustownych filiżanek z porcelany, najlepiej z kwiatowym motywem
39. książkę z jego ulubionego gatunku
40. case na telefon


V) prezenty okazyjne (ślub, komunia, chrzciny, prymicje)


Ślub (pomijam pieniądze, kwiaty i alkohol - po co iść na łatwiznę?) Najlepiej kupić coś co przyda się młodym w ich przyszłym mieszkaniu, które zapewne właśnie urządzają lub coś bezpośrednio związanego z nimi. Zapamiętają, że to konkretnie od Ciebie i będą o Tobie pamiętać:).


41. zestaw naczyń kuchennych
42. zestaw filiżanek, łyżeczek, spodeczków
43. pościel w subtelne wzory
44.  Kilkanaście/kilkadziesiąt kuponów do Totolotka na najbliższe losowanie (tak, to też w pewnym sensie podarowanie pieniędzy, ale w kreatywniejszy sposób, no i też frajdy w sprawdzaniu tego wszystkiego - doza niepewności i te sprawy;) )
45. Jeśli to bliska rodzina - wspólne rodzinne zdjęcie w ramce w dużym formacie
46. Urocze, kolorowe słoiczki; na cukier, na sól, na kawę, na herbatę, na złote myśli, na słodkości etc.
47. Jakaś ciekawa roślina - byle nie pyliła, bo któryś z małżonków może być uczulony
48. Bilety do teatru na ich ulubioną sztukę
49. Pobyt w luksusowym spa
50. Podróż poślubną w egzotyczne miejsce mają już zapewne wykupioną, ale Ty możesz zafundować im weekend w luksusowym hotelu w jakiejś górskiej, bądź to nadmorskiej miejscowości w naszym kraju.

Komunia:


51. rower
52. medalik i Pismo Święte
53. zegarek
54. kolczyki
55. fiszkę
56. zestaw gier planszowych
57. serię ulubionych książek naszego trzecioklasisty
58. klasyczną deskorolkę
59. rolki/wrotki
60. firmową piłkę do gry, którą lubi najbardziej
Chrzest:
61. urocze śpioszki
62. buciki
63. instalację z  zabawkami do powieszenia nad łóżkiem naszego niemowlaka
64. czapeczkę
65. gryzak/grzechotkę
66. nosidełko
67. kocyk
68. zestaw 7 smoczków na 7 dni tygodnia ;)
69. zestaw kosmetyków; oliwka, krem, płyn do kąpieli
70. body z jakimś słodkim napisem


Prymicje:


71. oryginalny futerał na brewiarz, najlepiej z motywującymi naklejkami

72. książkę o ulubionym świętym naszego neoprezbitera

73. specjalną koszulę "do koloratki"

74. globus z napisem "tutaj wszędzie jest Twoja rodzina"

75. zbroję: plastikową tarczę, miecz i hełm z przyczepionymi karteczkami z tym oto cytatem: " 16 W każdym położeniu bierzcie wiarę jako tarczę, dzięki której zdołacie zgasić wszystkie rozżarzone pociski Złego. 17 Weźcie też hełm zbawienia i miecz Ducha, to jest słowo Boże6 - 18 wśród wszelakiej modlitwy i błagania."

76. Budzik w kształcie owieczki z przyczepioną doń karteczką "Już szósta rano, wstawaj! Twoi wierni wzywają!";)

77. Pudełko z napisem "Preparat odmładzający, upiększający, dodający siły i wigoru, dostarczający świetnych pomysłów i motywacji", a w nim Pismo Święte ;).

. Kompas, na którego odwrocie jest przyklejona modlitwa "Ojcze nasz"

79. Gitarę!! Niech się uczy grać, a co!;)

80. Słoiczek z karteczkami w środku, a na nich - sto powodów, dla których warto być księdzem:).

________________________

To by było na tyle, mam nadzieję, że pomogłam Wam i, że wykorzystacie moje pomysły w praktyce, by sprawić radość bliskiej osobie:).Co do postu "z instagrama" (robiłam ankietę jaki byście chcieli), czyli postu o podróżach, spodziewajcie się go niedługo, muszę tylko ogarnąć i wyselekcjonować zdjęcia.

Napiszcie w komentarzu numerki pomysłów prezentów, które spodobały się Wam najbardziej ! :D

Tymczasem żegnam się z Wami,Trzymajcie się,Paaaaa! :)

credit: freeimages.co.uk



środa, 5 września 2018

W sobotę do klubu, a w niedzielę do Kościoła?



Heeej Wam!:)) 

Dziś porozmawiamy sobie na nieco kontrowersyjny - jak mogłoby się wydawać po tytule temat. Mianowicie - odwieczne, wszechobecne "Czy Katolik może...?" Często zadajemy sobie takie pytanie szukając ujmy w formie, a nie w sposobie robienia/uczestniczenia w czymś. Oczywiście są sfery, czyny, zachowania, eventy na które katolik po prostu nie może  nie chce iść, bo już w samym zamyśle przeczą systemowi wartości, które wyznaje. Często jednak popadamy w przesadę i szukamy zła nawet w ... tańcu. Dzieje się tak oczywiście dlatego, że w dzisiejszych czasach taniec kojarzony jest głównie z erotyzmem, uwodzeniem, "trzęsieniem tyłkiem" i innymi częściami ciała, wulgarnymi gestami itp. Wystarczy włączyć pierwszą lepszą stację muzyczną w TV. Taniec zastępuje tam głównie wyginanie się pań na różne świata strony w coraz to bardziej skąpych stylizacjach, przykładów nie trzeba długo szukać.Człowiek naoglądawszy się takich teledysków z takimi "układami tanecznymi" rzeczywiście może z czasem mieć wypaczone pojęcie o tańcu. 

Całe szczęście jednak, że istnieją tancerze, którzy przedstawiają po prostu sztukę, kobiety które robią to z gracją, godnością i klasą. Piękne stroje, makijaż, fryzura i przede wszystkim ruchy. Nie robią tego, by na siłę się przypodobać ludziom, by ludzie zaczęli snuć o nich dwuznaczne myśli. Robią to, bo dbają o Piękno świata, o Piękno samego człowieka i to przez duże „P”.

„Jestem piękna, więc tańczę” – kobieta z takim podejściem nie zabiega o pustą atencję, czy o pożądliwe spojrzenia. Nie potrzebuje tego, bo zna swoją wartość, wie kim jest i wie jaka jest. Akceptuje siebie i uznaje swoje indywidualne piękno.

 „Nie czuje się piękna, więc tańczę” – i zabiega, zabiega o uwagę, jednorazowe spojrzenia, o rytmiczną grę przedwstępną zwaną szumnie „tańcem”. Bo sama dała sobie wmówić, że jest nic niewarta, dopóki czegoś nie udowodni, nie pokaże. Zapomniała, że jest wartościowa sama z siebie. Patrząc w lustro czuje niechęć, którą przykrywa obfitym makijażem. Zakłada sztuczny uśmiech. Ubiera eksponujące to, co da się wyeksponować ubrania. I idzie na podbój klubu. Ma satysfakcję z tego, że wpływa swoim tańcem na zachowanie facetów.  Do kiedy ta satysfakcja będzie? Do wyjścia z klubu, do wyparowania promili, do przypadkowego pocałunku (żeby tylko) ,  do… rozczarowania, że nie zadzwonił, że nie będzie z tego flirtu związku? W tym momencie zacytuję Kaśkę Nosowską, bo cytat ów idealnie tu pasuje: „Jeśli dajesz się poderwać w klubie, po browarze, to nie zakładaj, że chłopak ma za paskiem u spodni gałęzie do wicia z tobą gniazda rodzinnego.” (cytat pochodzi z książki „A ja żem jej powiedziała”).

 Gdy bywam w klubie czasem obserwuję. Wchodzi grupka osób. Najpierw przez godzinę prowadzą proces „nawadniania się” zwany szumnie rozmową towarzyską. Gdy organizm jest już należycie napierwiastkowany, a właściwie nazwiązkochemicznowany można zacząć tańczyć. Wchodzą dziewczyny, najpierw w swoim gronie, zaczynają zmysłowo się wyginać, w tych miniówkach, obcasach, nawet z jeansami da się coś zrobić, gdy matka natura dała. Zerkają co chwila, czy aby na pewno są należycie obserwowane. Wydaje mi się, że ten taniec nie sprawia im jakiejś tam przyjemności, nie skupiają się na nim, bo ciągle myślą o tym, czy ich ruchy wzbudzają jakąkolwiek reakcję u kogokolwiek, czy to się podoba. Faceci obserwują spod ściany. Im potrzeba więcej wspomagaczy, by w końcu wyszli na parkiet. Wchodzą. Biorą sobie po jednej (jak na razie). Dziewczyny szczerzą się jak głupie do sera. I zaczyna się taniec godowy, kręcenie, ocieranie, chwytanie, macanie. W rytm najnowszych hitów oczywiście.

 Pytanie więc: Czy da się iść do klubu i po prostu dobrze się bawić, wyluzować, wytańczyć, samemu z siebie, a nie pod wpływem <tu uzupełnij> i „obiecujących nieznajomych” wokół? Czy da się wejść do klubu/na inną imprezę taneczną z poczuciem własnej godności i z takim samym poczuciem z niej wyjść?
Da się. Wystarczy tylko chcieć i zrozumieć, przyjąć pewne fakty o samej sobie. Na to potrzeba czasu, jasne, ale czasami powtarzanie na mantrę robi przynajmniej robotę wstępną i może być naszą swoistą barierą ochronną przed niechcianymi zachowaniami i wydarzeniami.
 -->Jesteś piękna taka, jaką jesteś. Swoim uśmiechem, błyskiem w oku, miłym słowem, delikatnością, taktem i klasą masz ubogacać świat. Nie oznacza to, że masz być sztywną panią w gorsecie, nie! Dama może być równie dobrze szalona, energiczna, wygadana, otwarta i lubiąca dobrą zabawę. I taniec nowoczesny.
-->Twoje ciało jest piękne i dobre. Bo może służyć czynieniu dobra. Pokazuje Twoje emocje, komunikuje się ze światem, pracuje, odpoczywa. Oczywiste oczywistości najczęściej są pomijane. Dziś ciało najczęściej kojarzy się ze złem i pokusami. Nie czyńmy go więc takim na siłę.
--> Ludzie, którzy Cię kiedyś skrzywdzili fizycznie i psychicznie nie zasługują po prostu na to, by przez nich Twoje życie miałoby być jakkolwiek ograniczone, zniewolone. Nie bój się sięgać po pomoc, podejmuj wysiłki, by zerwać ze złą przeszłością, by te wspomnienia już nie paraliżowały.

 A wracając do tytułu notki. Natchnienie do napisania tego wpisu dostałam właśnie, po ostatnim weekendzie. W sobotę rzeczywiście byłam w klubie z koleżanką, która do mnie przyjechała, a w niedzielę razem poszłyśmy do kościoła. I tak siedząc w ławce przed Mszą myślałam sobie o tym. I naszło mnie takie poczucie, że to jest okay, normalne, dobre. Bo tak jak teraz z godnością dzieci Bożych siedzimy w kościelnej ławie, tak w nocy z takąż samą godnością tańczyłyśmy w klubie. I niech się Wam to nie kojarzy z jakąś tam powagą, nie, to porównanie nie jest do bólu dosłowne. W klubie byłyśmy energiczne, szalone, skakałyśmy, podnosiłyśmy ręce do góry (bo wiadomo, klasyqqq: JAK SIĘ BAWIOM GORLICE ŁUUUUUUU xD), tańczyłyśmy jak nam w duszy gra, improwizowałyśmy, miałyśmy starannie dobrane stylizacje, fryzury, wyrazisty makijaż (u mnie na powiekach tej nocy królowały oczodajne róże i pomarańcze) i stonowany makijaż (u mojej  koleżanki raczej odcienie fioletu, szarości i srebro). 

Nie starałam się tak ruszać, by poderwać jakiekolwiek faceta, względnie  - by zaprosił mnie do tańca. Czy prosili, czy nie – to w tym momencie nie ważne. Po prostu skupiłam się na tańczeniu i na przyjemności, jaką mi to sprawia. Dobra muzyka, wakacyjny klimat, pewność siebie – to jest to. Może się patrzyli – nie wiem, nie zabiegałam o to. Czasem i ja spoglądałam na innych tańczących. Były osoby, które faktycznie przyszły tutaj dobrze się pobawić i to było widać, że tańczą dla siebie, bo lubią, bo chcą, proste. Nasz schemat nie był typowy, weszłyśmy do klubu, nic nie kupiłyśmy, usiadłyśmy, czekając tylko na to aż parkiet nieco się zaludni i zaczęłyśmy tańczyć i długo z niego zejść nie mogłyśmy ;). Pierwszego i jedynego drinka wypiłyśmy chyba godzinę przed tym jak wyszłyśmy z klubu i był on bardziej w formie ugaszenia pragnienia, niżeli chęci, by procenty w nim zawarte w jakikolwiek sposób wpłynęły na nasze zachowanie.

Kiedyś miałam opory przed tańczeniem, tańczyłam minimalistycznie, niekiedy sztywno, bałam się opinii innych, bałam się wyluzować w tym tańcu i tańczyć tak, jak podpowiada mi muzyka, a nie jak inni to robią.Teraz na szczęście jest już inaczej i dyskoteki/wesela/sylwestry etc. sprawiają mi o wiele większą radość, niż to było kiedyś.
 Ważnym punktem, jeżeli chodzi o moje spojrzenie na taniec były rekolekcje (tak, rekolekcje), na których byłam 24-26 sierpnia w Krakowie. Tytuł przyciągnął mnie już parę miesięcy temu „Jestem, więc tańczę”, więc od razu się zapisałam, myśląc „To coś dla mnie!” Na początku byłam na liście rezerwowej, gdyż zgłoszeń było sporo, ale koniec końców się dostałam.Jak było? Wyobrażałam to sobie zupełnie inaczej. Tak bardziej stonowanie, minimalistycznie, religijnie. Nie wyobrażałam sobie, że poprzez kroki, które wykonuje się dajmy na to w jazzie, czy tańcu nowoczesnym można też wielbić Boga. To były zwyczajne-niezwyczajne warsztaty taneczne. Z rozgrzewką, choreografią, ale i improwizacją. Połączone były one również z warsztatami psychologicznymi nakierowanymi na samoakceptację, właściwe pojęcie kobiecości, pokochanie siebie i swojego ciała takim jakim jest. Bo wszystko siedzi w głowie. Jeżeli Ty sama uważasz się za piękną, to będzie z Ciebie emanowało takie „coś”, dzięki czemu i inni za tak piękną Cię będą uważać. Mieliśmy (tak, byli tam też mężczyźni) trzy instruktorki, każda z nieco innym podejściem, każda nauczyła nas czegoś innego. Zrozumiałam jak ważna jest otwarta postawa, głowa w górze, plecy wyprostowane, że taką postawą nasze ciało mówi „Znam swoją godność, nie boję się” w erze schylonych nad smartfonami głów, zasłaniania twarzy na zdjęciach itp, wypracowanie w sobie takiej postawy jest bardzo ważne. A jednak, Panie, Ty, jesteś dla mnie tarczą, Tyś chwałą moją i Ty mi głowę podnosisz. – te słowa z Psalmu 3 utkwiły w mojej głowie. 
Zrozumiałam, że można błogosławić swoje ciało i cieszyć się z niego, że można cieszyć się ze swojej kobiecości, nawet jeżeli na tym polu posiadamy wiele zranień.Zrozumiałam, że kroki w tańcu są nieograniczone, że nie warto trzymać się schematów i oglądać się na innych. Że tańcem, można również się modlić. Tak jak każda modlitwa jest indywidualna, tak i taniec. To było niezwykłe doświadczenie – miałam w sobie jakąś intencję, chciałam to ubrać w słowa, lecz zamiast tego wytańczyłam po prostu tą modlitwę. Sounds like a Matrix? Naprawdę tak się da. Wypowiedzieć gestami, to co niewypowiedziane ustami.  Połączyć jedno z drugim – i stworzyć harmonijną, świadomą całość. Że każdy krok może mieć jakieś znaczenie. Oczywiście nie były to klubowe tańce, ale bardziej takie „na występ”, zarówno do szybkiej jak i wolnej muzyki, energiczne i „zwiewne” (choć te drugie również energiczne). Nie znam się na fachowym nazewnictwie xD. Tak czy inaczej taniec jest tańcem i dostosowuje się go zależnie od okoliczności w których jesteśmy i oczywiście muzyki- wiadomo.

 Utkwiły mi w głowie również słowa jednej instruktorki skierowane na koniec do mężczyzn, parafrazuję, bo już nie pamiętam dokładnie: „Jesteście antidotum na kryzys męskości, jak dobrze widzieć, że was ów kryzys nie dotyczy”. I powiedziała to do tańczących całymi sobą młodych i starszych chłopaków. 
Kiedy słyszę, że taniec nie jest męski, to nie zgadzam się z tym. Również płeć męska wstydzi się siebie, swoich ciał, ma niskie poczucie własnej wartości i uważa, że taniec nie jest męski, bo boi się go. Tak to interpretuję. Zasłania się tym, że nie potrafi. Oglądam, często tańczące pary i widzę w nich- w mężczyznach – niezwykłą siłę, pewność, energię, grację nie zaprzeczającą męskości, ale również szacunek – do siebie i do partnerki. To piękny obrazek.

Podczas tych rekolekcji zapałałam po raz kolejny sympatią do tańca. Stwierdziłam – to coś dla mnie, przecież od zawsze lubiłam tańczyć, często to robię. Ale poszłam nieco dalej – zrozumiałam, że pięknym tańcem również można modlić się, wielbić Boga. Dostrzegłam taki złoty środek, pomiędzy wstydzeniem się swojego ciała, a nadmiernym jego eksponowaniem, wystawianiem. Można się przystroić i jednocześnie – zachować takt i klasę.

 I wracając po raz kolejny, do tytułu tego wpisu – czy można w sobotę iść do klubu, a w niedzielę do kościoła i nie odczuwać zgrzytu pomiędzy jednym, a drugim – jak najbardziej można (słowa te kieruję oczywiście do osób pełnoletnich). Trzeba tylko pamiętać o własnej godności, wolności i o tym, że radość można wyrażać na wiele sposobów, stosownie do okoliczności, w których jesteśmy. I tak jak będąc na Mszy wyrażamy swoją radość poprzez właściwe postawy, liturgiczne gesty, czy śpiew pieśni, tak będąc na dyskotece, Sylwestrze, czy weselu – wyrażamy swoją radość poprzez taniec. Taniec nic nie wyrażający, to nie taniec. Możemy tańczyć również sami dla siebie, nie tylko pod wpływem radości, ale i smutku, wtedy będzie on wyrażał coś innego , pod wpływem gniewu – również. W niepewności, zazdrości, rozgoryczeniu, euforii… Taniec to pole, by w dobry sposób dać upust swoim emocjom. Bez strat własnych i w ludziach. Alkohol nie wyzwoli z Ciebie prawdziwych emocji, a wręcz je stłumi, więc go sobie odpuść. Czerp odwagę z samej siebie, a nie zewnętrznych wspomagaczy. Tańcem można wyrazić nie tylko emocje, ale też po prostu postawę, co jest istotne zwłaszcza w tańcu-modlitwie: „Jestem, chcę iść za Tobą, prowadź mnie Panie, chcę otwierać się na Twoje Słowo”. Chociażby.

Nie odrzucajmy więc czegoś, co w jednej z form jest złe. Bo może być taniec a’la Herodiada, ale może być też taniec wzorowany na tańcu Dawida, czy Miriam (tu odsyłam odpowiednio do Nowego i Starego Testamentu). Wyzbądźmy się takiej sztywności, formalizmu, oddzielania wciąż czasu „dla Boga” od „normalnej codzienności”, gdy myślimy o naszej relacji z Bogiem, bo przecież Bóg w tej normalnej codzienności cały czas jest. I wcale nie wymaga, byś cały czas mówił do niego, ale byś po prostu żył. 

 Naszą radosną codziennością również możemy oddawać mu chwałę, nawet jeśli o tym akurat nie myślimy, robimy to bezwiednie np. bawiąc się z rocznym braciszkiem, biorąc go na ręce, podrzucając, przemawiając do niego, przytulając - chwalisz Boga za wspaniały dar, jakim są dzieci, nawet o tym nie wiedząc, że to robisz ;).

 Jeśli lubisz – tańcz, improwizuj, otwieraj się na nowe, przekraczaj swoje bariery, wychodź ze sfery komfortu i minimalizmu. Ale jednocześnie dbaj o tego drugiego człowieka, który stoi nieopodal – by widząc Twój taniec zachwycał się pięknem, a nie myślał o Tobie przedmiotowo. I sama/sam o tym swoim pięknie pamiętaj. 
____________________________________________________________
To już tyle na dzisiaj,
Mam nadzieję, że wszyscy dotarliście do końca tego wpisu,
bo jest on dla mnie bardzo ważny i istotny
Trzymajcie się
Paaaa! :)

PS: Nie wiem, czemu czcionka tak powariowała, że pomimo różnych ustawień i prób dalej nie jest w jednolitym kolorze xD.





poniedziałek, 27 sierpnia 2018

BACK TO SCHOOL 01 - Jak uczynić czas roku szkolnego bardziej znośnym?

Photo on <a href="https://foter.com/">Foter.com</a>

Heeej Wam!:)

Kalendarz jest nieubłagany, sierpnia coraz mniej. To oznacza po prostu, że zbliża się nowy miesiąc, ale chyba żaden inny miesiąc nie jest oczekiwany wśród pewnych grup społecznych z takim wachlarzem różnorakich emocji. W moim przypadku, to po prostu kolejny miesiąc wakacji, ale jeszcze 2 lata temu tak nie było. Pamięć mam dobrą, więc wszystkie te odczucia są jeszcze we mnie żywe. Z perspektywy czasu można zobaczyć sprawy, które umykają nam na co dzień, tak więc postanowiłam podzielić się z Wami kilkoma spostrzeżeniami, poradami, które umilą Wam nieco rok szkolny. Zacznijmy więc :).

1. W miarę możliwości nie rezygnuj z wszystkich aktywności, które wykonywałeś w wakacje

Rok szkolny rządzi się swoimi prawami, to jasne, jednakże nie udawaj, że cały wolny czas poświęcisz na naukę. Dobrze wiesz jak to się skończy - przeglądaniem social mediów i marnowaniem tegoż czasu. A o wiele lepiej zrobić wówczas coś sensowniejszego. W pierwszych tygodniach wakacji bywa jeszcze niekiedy bardzo ciepło - wybierz się w weekend nad rzekę, jeziorko, napełnij basen w ogrodzie jeśli masz - poopalaj się, popływaj. Jeśli już w pierwszych dniach rzeczywiście jest konkretna nauka - ucz się na leżaku opalając się zarazem, w ten sposób nauka będzie na pewno przyjemniejsza, a Ty utrwalisz swoją wakacyjną karnację ;).
Jeżeli pogoda nie jest tak dobra albo nie przepadasz za plażowaniem - wybierz się w góry, bądź po prostu na spacer po okolicznych polach, lasach. Mało co tak kojarzy się z wakacjami jak obcowanie z naturą.
W wakacje uwielbiałaś jeździć na rolkach/rowerze ze znajomymi? Ten czas, który zapewne i tak zmarnowałabyś przed telefonem przeznacz na tego typu aktywności :).
A co z deszczowymi dniami? I tu nie udawaj, że będziesz się uczył/a 24/7. Przeznacz ten czas, który przeznaczony był do zmarnowania, na rozwijanie swoich talentów. Pisz, gotuj, maluj, śpiewaj, czy tańcz.  Albo po prostu poszukaj swojego talentu, próbując, jeśli nie masz go jeszcze sprecyzowanego, być może jest tak oryginalny, że aż trudny do szybkiego odgadnięcia ;).

2. Szkolne stresy rozładowuj czymś pozytywnym i zdrowym

Szkoła to czas większych i mniejszych stresów, niepowodzeń, trudnych zadań, a także zmagania się z samym sobą. Warto i trzeba co jakiś czas rozładowywać te napięcia. Dobrym pomysłem będzie tu siłownia (jeśli nigdy tam nie byłeś nie martw się, nie musisz od razu zaczynać z wysokiego C, przyjdź na godzinę i z początku zapoznaj się ze sprzętami, zobacz które ćwiczenia Ci odpowiadają, ćwicz zawsze wedle swoich możliwości). Dzięki niej połączysz przyjemne z pożytecznym --> zadbasz o zdrowie, a także po prostu odprężysz się po szkolnych stresach. Jeżeli walczysz ze słomianym zapałem - wykup karnet np. 8 wejściowy. Dzięki temu perspektywa straconych pieniędzy pomoże Ci nie rzucić tego po jednym razie ;).
Możesz także podjąć jakąś inną aktywność, jak taniec, bieganie, pływanie, czy jazda na rowerze. Każda z nich będzie wspaniałym antidotum, pomoże Ci "odtruć się" i spojrzeć na wszystko spokojniej.
Nie zapominaj także o wyjściach ze znajomymi. Jeżeli nie masz żadnych propozycji, to sam zaproponuj wyjście np. na pizzę, czy kręgle. Może oni też czekają na czyjś impuls :).

3. Dużo rozmawiaj z ludźmi w szkole

Przerwy nie są może najdłuższe, ale potrafią dłużyć się niemiłosiernie, gdy nie mamy z kim porozmawiać. Jeśli Twoja klasa jest delikatnie mówiąc "taka sobie", postaraj się zapoznać ludzi z innych klas, czy to równoległych, młodszych, czy starszych. Niech Cię nie powstrzymuje myśl "pewnie moja klasa im coś nagadała i mają o mnie złe zdanie." Wszystkim? Really? Przecież do szkoły chodzi zazwyczaj kilkaset osób, więc nie daj się takim myślom. Możesz zrobić to nawet poza szkołą, na jakiś zajęciach dodatkowych, na osiedlu etc. Dzięki temu nie będziesz ograniczony swoją klasą i będziesz mógł/mogła po prostu na przerwie podejść pod inną salę i tam z kimś pokonwersować. Nie zatrzymujcie się na etapie rozmawiania o szkole, bo przerwy to czas by oderwać się od tego wszystkiego. Nie wstydź się poznawać drugiej osoby, pytaj o jej zainteresowania, o to jak spędza wolny czas, gdzie ostatnio wyjeżdżała etc, dzięki temu dowiecie się, że łączy Was o wiele więcej niż szkoła ;). I ta szkoła dzięki temu stanie się znośniejsza. Nie idź na łatwiznę i nie zamykaj się na przerwach siedząc pod ścianą w telefonie i z słuchawkami na uszach. Zasługujesz na lepszy i fajniejszy czas :).

4. Nie idź na łatwiznę, jeśli chodzi też o naukę. Ucz się na tyle, na ile potrafisz. Niezależnie od tego, czy szczytem Twoich możliwości z danego przedmiotu jest 3, czy też 5.

 Są tacy, którzy nie muszą się wiele uczyć, by mieć same piątki. Są jeszcze - i ta grupa jest zdecydowanie większa - ludzie, którzy po prostu z jednego przedmiotu są gorsi, z innego słabsi, bo takie mają możliwości. Są w stanie np. mieć 5 z polskiego, czy historii, ale z fizyki czy matematyki stać ich jedynie na 3. Jeżeli się uczciwie uczą oczywiście. Bo może być tak, że oleją jedno i drugie i wtedy - choć możliwości mają - uważani są za leserów. Nie daj sobie wmówić "mi z zasady nauka idzie topornie", bo pamiętam ze swojej klasy ludzi, którzy gdy się postarali (np. na tzw "zdawki" lub w obliczu zagrożenia jedynką na semestr) potrafili nauczyć się czegoś, danego działu i przy odpowiedzi/teście poszło im całkiem nieźle, jak na ich możliwości. Czyli wniosek z tego jest taki, że gdyby uczyli się też w semestrze, mogliby spokojnie mieć te trójki.
Ucz się tyle, byś później mógł być zadowolony z siebie - nie z Twojej oceny (zabrakło punkta etc), ale ze swojej pracy, z tego, że dałeś z siebie wszystko w danej dziedzinie, że dowiedziałeś się czegoś (spróbuj zainteresować się danym przedmiotem, nawet jeśli nie jest on Twoim ulubionym) i faktycznie rozumiesz to chociaż trochę. Najgorsza jest chyba świadomość, że spokojnie mogłem coś mieć, gdybym się postarał, ale nie osiągnąłem/am tego przez swoje lenistwo. Ja do dziś żałuję, że nie postarałam się bardziej w takim jednym konkursie w gimnazjum tylko poszłam "z biegu" i zabrakło mi niewiele punktów, by przejść dalej, a gdybym pouczyła się na niego powiedzmy - godzinę dziennie przez 2 tygodnie, to mogłabym osiągnąć znacznie więcej.

5. Nie traktuj nauczycieli jako swoich wrogów

To ich praca, po prostu. I jak w każdej pracy - jedni wykonują ją lepiej, inni gorzej. Jedni są tam z pasji, a drudzy z musu (np. chcieli robić coś innego w życiu, ale im nie wyszło, ktoś ich namówił do takiego kierunku etc). Nikt nie jest wolny od błędów. Oczywiście najlepiej by było, gdyby uczyli wyłącznie ludzie z pasją i podejściem, ale nie każdy to posiada. Niektórzy nauczyciele reagują obronnie - np. klasa jest nieznośna, to oni stają się ostrzy i niemili - bo po prostu inaczej nie potrafią sobie z tym poradzić. Niektórzy boją się tego, że klasa wejdzie im na głowę, jak tej koleżance z innej szkoły, więc już od pierwszych zajęć są surowi i krzyczą za każde złe zachowanie, niekiedy wyolbrzymiając je.
Ale spróbujcie przyjąć te myśl, że tak naprawdę oni są zupełnie zwyczajnymi ludźmi, jak każdy dorosły. Mają normalne życie, bawią się, imprezują, mają rodziny, przyjaciół, swoje radości i smutki. Mają lepsze dni i gorsze. Oczywiście w idealnym świecie nasz humor nie powinien odbijać się na otoczeniu, ale czy rzeczywiście tak jest? Czy Ty swoim humorem nie uprzykrzasz niekiedy życia koleżankom, rodzicom, chociaż oni nie są niczemu winni?

Są oczywiście nauczyciele, którzy zachowują się skandalicznie, np. gnębią jakiegoś ucznia, zastraszają etc. O tym powinno się informować nauczycieli, dyrekcję itp. Ale normalnych nauczycieli jest zdecydowanie więcej. Często uczniowie po prostu zbyt biorą do siebie daną sytuację. Np. nauczycielka powiedziała Ci przy tablicy coś w stylu "No pomyśl w końcu! Od czego masz głowę?" Oczywiście nie powinna tak mówić, sugerując Twój rzekomy brak pomyślunku. Ale może ona nie chciała tego sugerować, ani też nie chciała robić Ci złej opinii na tle klasy, po prostu wyrwało jej się, bo już tego dnia piąty uczeń nie potrafił rozwiązać prostego zadania przy tablicy, które z resztą było omawiane lekcję temu. Zawsze możesz podejść do niej bezpośrednio po TEJ lekcji, na której powiedziała Ci coś niemiłego i zakomunikować jej spokojnym tonem: "Poczułem/am się głupio/niemiło, skrępowany gdy pani mi tak powiedziała, moim zdaniem nie powinna była pani używać takich słów w moją stronę" - dasz jej to do zrozumienia, bo może nie była tego świadoma i od teraz postara się bardziej baczyć na słowa. Może dzięki temu pomożesz sobie, ale i innym osobom! My też czasem powiemy coś komuś bez złej intencji i dopiero później dowiadujemy się, że jego to zabolało.
Jeżeli nauczycielka postawiła Ci niesprawiedliwą - Twoim zdaniem - ocenę za sprawdzian, nie rzucaj się, tylko podejdź po lekcji i zapytaj spokojnie, dlaczego tak się stało, co zrobiłeś/aś źle. Spytaj się jej też, na co masz zwrócić największą uwagę podczas nauki do kolejnego sprawdzianu - na wykresy, ciągły tekst, grafy, a może na to co jest w zeszycie? Okazując swoje zainteresowanie i zaangażowanie w Twój proces edukacji - jeszcze u niej zapunktujesz ;) .
_____________________________________________________

To już tyle na dzisiaj,
piszcie, jakie Wy macie sposoby na umilenie sobie szkoły
Trzymajcie się i powodzenia!
Paaaa :)