sobota, 31 grudnia 2016

Nowy rok za chwilę...:)

Hej:)

Przychodzę do Was z postem w ostatni dzień tego roku. 2016 roku... najlepszego roku :). Wiem, wiem to samo mówiłam rok temu o 2015, ale ten był naprawdę jeszcze lepszy. Tyle przeżyłam, tyle się nauczyłam, zrozumiałam pewne sprawy bardziej, dojrzałam, rozwinęłam się. Jak w każdym roku... ale mimo wszystko ten zostanie w mojej pamięci na dłuuugo:).
Najlepszym wydarzeniem były ŚDM zdecydowanie, aczkolwiek całe wakacje mogę uznać za epickie, cały czas gdzieś byłam, w moim mieście zaledwie kilka dni, ale to już wiecie, bo pisałam dużo postów na wakacjach o tym co robiłam i gdzie byłam:).
Ten rok zaczął się świetnie to i taki pozostał w większości, wiadomo były złe chwile, ale staram się o nich nie myśleć.

Postanowienia na 2017 rok? Wczoraj albo przed wczoraj na jednej z grup na facebooku było takie pytanie. Z początku napisałam tylko być dobrym człowiekiem, ale jakoś samo z siebie się rozwinęło, oto co napisałam:
Być lepszym człowiekiem - po prostu, wtedy wszystko jest piękniejsze, bo i relacje z innymi niespodziewanie się polepszają. Wiąże się to oczywiście z braniem odpowiedzialności na siebie, a nie szukaniem jej u innych. Czasem warto przystopować z zaciekłością, zawziętością i się samo układa:). Szukać rozwiązań, które są nie są przykre dla żadnej strony... w sumie to się wszystko łączy. Po prostu być lepszym człowiekiem, bardziej zintegrowanym z samym sobą, kompletnym, nie dającym się wyprowadzić z równowagi, znający swoją wartość, przez to mający zdrowe relacje z innymi . Do tego dążę :).

I to są właściwie moje postanowienia na nadchodzący rok, takie główne. Post na tej grupie zainspirował mnie do napisania tego. 
Chciałabym jakoś zakończyć ten rok również na blogu. Wiem, że od września pisałam średnio jeden post na miesiąc, ale to przez to, że pojawiło się w tym roku szkolnym dużo innych obowiązków, które wprost wymagały, by o nich myśleć, co niekorzystnie wpłynęło na moją wenę. 
Ale, ale, może w 2017 roku z tą weną będzie lepiej:).

Często słyszę od różnych osób, że czytają mojego bloga i, że podobają im się moje wpisy. To daje mi do zrozumienia, iż mam dla kogo pisać te posty i daje mi motywację :).

Życzę Wam sensownie przeżytego 2017 roku, żebyście osiągnęli to, do czego dążycie i nie zapominali, że szczęście to wybór :).
I szalonego Sylwestra!
3majcie się
Paaaaa! :)




wtorek, 13 grudnia 2016

Jak zaradzić, skoro funkcjonujesz w tym ... schemacie? Wyjść?

Cześć, cześć,

I znów wracam, skądś, do miejsca pierwotnego, wracam do tej strony siebie, bardziej refleksyjnej, prawdziwej <daj Boże!>, opanowuje "muszenie" , zostawiam to co "muszę" na jutro, zastanawiam się jaki to ma sens, bym nie miała czasu robić czegoś co chcę, a miała czas robić coś co muszę.
W efekcie marnuję, go, bo boję się go zmarnować robiąc coś, co mi w duszy gra. Paradoks? Raczej smutna proza życia i bardzo nieidealne systemy, schematy, pomysły "uczonych ludzi na swoim bardzo mądrym miejscu". Teraz? Nie robię już nawet tego co muszę. W części przypadków, gdybym nie musiała byłoby to ciekawe i zapewne więcej z tego przyswoiłabym sobie, ot tak dla rozwoju, nie po nic. Nie z powodu pewnego ważnego wydarzenia, dla którego powstała nauka dla samej nauki, tępego wkuwania schematów, co jednocześnie stępia wrażliwość, pasje, prawdziwe pragnienie mądrości dla lepszego życia. Nie dajcie się porwać. Ja już, co z przykrością stwierdzam trochę w to weszłam i wciąż odczuwam przykre tego konsekwencje.
Priorytety, priorytety...
Co to są priorytety, gdy życie przecieka przez palce.
Zbuntować się? Trzeba się najpierw na nowo nauczyć, przypomnieć sobie dawne funkcjonowanie, nie wolne od, lecz z mniejszą ilością... schematów oczywiście.
Powtarzam się, tak, no ale cholera... masz to wiedzieć, by na pewnym ważnym wydarzeniu zwieńczającym jakże piękne lata nauki umieć schemat przełożyć na papier, a nie po to, by być światłym człowiekiem, wiedzieć skąd co pochodzi, dlaczego mamy teraz w kraju taką sytuacje a nie inną, może pomóc komuś, czuć się pewnie w towarzystwie, mieć zdanie na określony temat w dyskusji!!
Czy naprawdę nikt tego nie zauważa? Na pewno ktoś... ale czy chociażby większość? Mam nadzieję! Mówię tu głównie o licealistach/osobach chodzących do szkół średnich... to nas dotyczy ten bezsens. Starsi/młodsi mają swoje paradoksy i bezsensy - nie tęsknie, nie czekam (do nich).
Myślenie... myślenie, głębokie myślenie i patrzenie. Tylko to może być profilaktyką?... lekarstwem?, ba , teraz to już raczej antidotum, odtrutką.

Miesiąc po miesiącu... treści nie są złe, z pewnością byłyby daleko ubogacające, gdyby... to przekaz, zamysł i droga do celu jest delikatnie mówiąc pomylona.
Edukacja państwowa...byle zrobić, na pamięć, byle nie pominąć, byle mieć czyste sumienie, bylebylebylejak.
Schematami zdusić, zabić, zniszczyć chęci robienia czegokolwiek dla siebie. Teraz masz czuć to, a teraz tamto, nie ten poeta nie miał tego na myśli, tutaj mamy wątek narodowy, tam wyzwoleńczy, a tam... narodowo-wyzwoleńczy? Filozoficzny. Trójdzielna kompozycja trójwymiarowo pokazuje jak przez trzy minuty masz myśleć. Trzy... później farsa toczy się dalej.
Ale pamiętaj, że to, chociaż tego nie rozumiesz i w realnym życiu nie wiedziałbyś, czy to się je z szynką czy raczej z  parmezanem, ale pamiętaj, że to ci się przyda w owym ważnym wydarzeniu!!
Talenta w improwizacji? Nieodkryte, bo w schematach nie improwizujemy. Proza do czytania, poezja do czytania, piszemy rozprawki, analizujemy poezyję według klucza.
Zrywy duszy, rzadkie już (nie dziwota), ale jednak... a gdzie tam, w kluczu inaczej napisano, interpretuj sobie książkę telefoniczną, albo przepis na pulpety. Poeta chciał nauczyć, wyedukować szanowny naród i wcale nie pisał tego pod wpływem herbatki z liści koki, albo chociażby kilku głębszych dla przykrycia smutków, dla wyrzucenia z siebie tego całego... dla artyzmu.

życie...
śmierć. kropka.
to wyraz i to wyraz i to wyraz
różnica? jest jakaś istotnie
istotna? nie sądzę
dwie lilie pod ławką
siatka na motyle
od ciebie zależy
czy zerwiesz
czy złapiesz

Odrywam się. Odrywam się choć na chwilę od schematu funkcjonowania (takie słowo przewodnie tego wpisu). Trochę już późno, ale robię co chcę. Nie przeczekuję chwil na powierzchownym zajęciu. Mam nadzieję. Ciągnie mnie by w końcu przeczytać jakąś książkę. Broń Boże lekturę. Kiedyś dla siebie, literatura polska - piękna literatura, owszem, ale nie teraz, nie chcę by mi mówili jak mam myśleć. Chcę książki wciągającej, prawdziwej, dającej do myślenia, podejmującej wątki ważne, ale bez tego całego filozoficznego cotojaniejestem przynudzania narratora. Może być romans, lubię romanse. Czas odwiedzić księgarnię... i wygrać z poczuciem "nie mam na to czasu".

I od razu mi lepiej, gdy uporządkowałam myśli. Gdy zbiera się za dużo "muszenia" trzeba to na chwilę zostawić, odetchnąć, wyciszyć się. A wszystko się ładnie poukłada i z korzyścią( co lepsze!!). Zawsze tak jest.
Poukładania
spełnienia
myślenia
kwitnącego czasu

tego sobie i Wam życzę! :)
Trzymajcie się ciepło w te grudniowe wieczory!




Znalezione obrazy dla zapytania hello december we heart it

wtorek, 15 listopada 2016

Jak po co dlaczego?

Heeej wszystkim! :)


Witam po chyba najdłuższej przerwie w dodawaniu postów jaka miała miejsce na tym blogu. Stęskniłam się za tym. Dlaczego nie pisałam? Standardowo- brak czasu, brak weny. U mnie... cóż klasa maturalna... nawet nie zauważyłam kiedy spadły liście, a kiedy były kolorowe. To niedobrze, trzeba zmienić podejście, a dokładnie to zatrzymać się. Właśnie z tym zatrzymaniem ostatnio mam problem, cały czas gdzieś biegnę, do jakiegoś nieskonkretyzowanego celu, robiąc po drodze to co akurat wymaga zrobienia. Albo nic nie robię, co bynajmniej nie daje wytchnienia, wręcz przeciwnie, sprawia, że całość tej gonitwy jest jeszcze bardziej intensywna, skondensowana. Gdzie czas oddechu? Właśnie go sobie funduję pisząc ten post.

Ostatnio zaczęłam zastanawiać się nad takim zjawiskiem jak niepowodzenia w pracy nad sobą. Czy to duchowym, czy wizerunkowym. I znalazłam pewne powiązania między tym, a tym. Błędem jest oczekiwanie od razu wielkich efektów - radykalne schudnięcie,czy przytycie - w sferze wizerunku; natychmiastowa poprawa bycie wybitnie miłym, cierpliwym, pracowitym - w sferze naszego zachowania. Takie efekty, jeśli już w ogóle uda nam się je osiągnąć będą krótkotrwałe - w pierwszym przypadku tzw. efekt jojo, a w drugim udawanie, które szybko się wypali, no bo... ileż można być miłym na siłę? Nie za długo.  Tak więc radykalne zmiany z góry skazane są na niepowodzenie; bądź przez szybkie zaniechanie, zrażenie się, uważanie się to zbyt trudne i się nie podoła; bądź też szybki efekt, który równie szybko zaniknie lub co gorsza doprowadzi nas do stanu gorszego niż pierwotnie.

Bardziej sukcesywnym byłoby... Najpierw trzeba zadać sobie pytanie co tak naprawdę możemy zrobić. Skoro nie możemy być ładni... to możemy być przynajmniej zadbani, skoro nie możemy być pracowici, to zrobimy choć jedną rzecz więcej niż zwykle. Sztuką jest więc nie tyle radykalne zmiany, co dbanie o siebie. Czy to zewnętrznie, czy wewnętrznie - po prostu. Nie możemy być idealni, ale bądźmy choć trochę ładniejsi/lepsi w taki sposób w jaki to możliwe. Jeśli chodzi o wygląd - podkreślaj za pomocą makijażu/stroju/odpowiednio dobranej fryzury swoje atuty, staraj się wyglądać jak najlepiej. Jeśli chodzi o charakter, cechy, to odpowiednio - nie musisz być od razu miły dla wszystkich, bądź prawdziwy, ale równocześnie staraj powiedzieć komuś <szczerze> coś miłego, jeśli zobaczysz u danej osoby coś co warte jest pochwały, nie kryj się z tym.  Nie musisz być od razu nie wiadomo jak otwarty i duszą towarzystwa; spróbuj jednak zamienić kilka słów  z osobą z którą rzadko rozmawiasz. I w końcu nie musisz być idealny, zrób jednak coś, co jest ponad przeciętna linią twojej codzienności, na przykład; kup mamie kwiaty, ot tak bez okazji, daj przyjaciółce wasze wspólne zdjęcie, pomóż komuś kto sobie nie radzi, zrób coś co lubisz robić najbardziej, uśmiechnij się do smutnego przechodnia, nie narzekaj w duchu gdy będziesz długo stał w kolejce, nie narzekaj na to czego zmienić nie możesz np. pogodę, lekcje, złośliwość rzeczy martwych. I nie wszystko na raz. Po jednym celu każdego dnia. I pamiętaj, że dbając o innych równocześnie dbasz o siebie.
Bo to dzięki współdziałaniu z innymi możemy się naprawdę zmieniać.
Ważnym jest by dbać o siebie i tym samym zmieniać to co da się zmienić, a zaakceptować to czego zmienić się nie da.

Co jednak z aspektami, których zmiana jest niemożliwa? Zachować zdrowy dystans- twarzy nie zmienisz. A co do pewnych stałych, ukształtowanych już cech charakteru... Na przykład - porywczość - często utrudnia życie, jednak może się i "przydać" jeśli idzie o bronienie swej racji w ważnej sprawie, porywcza osoba nie będzie siedzieć cicho, gdy idzie zawalczyć o prawdę.
Lub też dwulicowość- tak, to też można "przemienić" w coś pozytywnego, wyzbywając się jej uprzednio jako takiej. Kiedy? Głównie w sprawach rozmaitych życiowych ról. Niekiedy pełnimy kilka funkcji naraz, dajmy na to - pewien mężczyzna prowadzi firmę, w której pracownikiem jest jego żona. W domu i wszędzie indziej wiadomo - traktuje ją jak swoją ukochaną, patrzy w ten szczególny sposób. Jednak w pracy np. na zebraniu firmy musi odnosić się do niej jak do pracownika i patrzeć obojętnie (przynajmniej tak być powinno). Lub też nauczycielka, która ma w klasie swoją córkę - w szkole traktuje ją jak każdego innego ucznia. Powiecie - wiadomo, oczywistość. Jednakże, gdy człowiek znajdzie się w takiej sytuacji, to niekiedy trudno "przeskoczyć" z jednej roli na drugą. I takiej osobie, która w przeszłości była dwulicowa, będzie łatwiej.  Kiedyś musiała udawać, że kogoś lubi, wprawiła się w tym; w patrzeniu przyjaźnie, gdy w środku chciała drugiej osobie coś zrobić. Teraz wyzbyła się już tej cechy, jednakże ta "umiejętność" modyfikowania swojego stosunku do kogoś w zależności od okoliczności została.
Lub też nieśmiałość - osoba nieśmiała skupia się bardziej na tym co ktoś mówi, częściej zauważa kto w jakim jest nastroju, jest bardziej nastawiona na wnętrze. Nie mówi, ale słucha. I to również może przemienić się w pozytywną cechę - wyrozumiałość, empatia itd.

Tak więc nie zmieniaj na siłę lecz stopniowo, dbaj o siebie, akceptuj niedoskonałości i myśl jakby tu złe cechy "przemienić" na dobre. (Taki trochę relatywizm, bo idąc za tym trudno właściwie określić czy dana cecha jest dobra czy zła jak np. wspomniana już wcześniej porywczość, wszystko zależy jak to wykorzystamy i w jakich okolicznościach).

Nie możemy być idealni, ale możemy do ideału dążyć - kto nam zabroni? Tylko my sami możemy to zrobić... Ideał z góry mówi nam - brak niepowodzeń. Niepowodzenia są zawsze. Sprzeczność. Bądź najlepszy jaki w tym momencie możesz być i nie słuchaj głupich ograniczających myśli, nie bój się także być lepszym od innych. Chcą cię zrównać do przeciętnej - nie daj się.

Tymże akcentem kończę mój dzisiejszy wpis,
dzięki za przeczytanie
mam nadzieję, że o mnie nie zapomnieliście
piszcie w komentarzach co sądzicie na ten temat
Trzymajcie się ciepło!
Paaaaaa! :)


sobota, 1 października 2016

O co warto walczyć, a o co nie?




Walcz tylko o to, co warto, bo nie ma nic gorszego niż walka o przebrzmiałe ideały, nieaktualne już pobudki myślowe, albo czyny niedokończone, czy o stan przemożnej chęci posiadania kogoś i bycia chcianym zwany szumnie miłością.

Nie walcz o zasuszoną różę, nie rozpamiętuj jej niegdysiejszego zapachu i miękkich płatków. Jedyne co możesz z nią sensownego zrobić to skruszyć i posprzątać. Albo trzymać jako pamiątkę, swoiste trofeum,ale czy dasz radę patrzyć na nią obojętnie?

Nie walcz o to co czas zweryfikował jako nieprawdę. Przywiązanie do obrony podważonych już racji to czysta hipokryzja i zwykła chęć podtrzymania choć części ze swojego dawnego audytorium.

Nie walcz o słodkie myśli, które zaprzątając ci tylko głowę skłaniały do robienia rzeczy banalnych, niepasujących zupełnie do sytuacji i stawiających cię w konflikcie z wewnętrzną prawdą.

Nie walcz o to, co ci zrobiono nie tak jak chciałaś, nie do końca w twojej koncepcji. Chciałaś by było zrobione należycie, oczekuj należytego. Schodzenie do poziomu akceptacji czynów niedokończonych, to pozwolenie komuś wejść na twoją głowę. Trzymaj się jasno postawionych granic. Nie rozpamiętuj więc pojedynczego przypadku statusu niedokończonego.

Nie walcz o relacje, w których górował egoizm. Schodzenie wciąż w dół nie jest godne rozpamiętywania. Miej zamiar wyjścia ponad to i przybliżony schemat realizacji tegoż wychodzenia – na początek.

Walcz o więdnące z dnia na dzień stałe relacje. Relacje z ludźmi, których spotykasz regularnie, z którymi żyjesz. Nie tłumacz się stwierdzeniem, że przecież to jest nie do stracenia. Nie bojąc się straty robimy się bardzo bezczelni.

Walcz o prawdziwego siebie, nie dawaj się stłamsić rzucanymi od tak opiniami, osądami. Nie kłam dla korzyści. Granie cudzej roli nie popłaca.

Walcz o Prawdę, nie dawaj się zaspokoić półprawdami, przemilczeniami, szarością, rozwodnionym alkoholem (względnie szamponem).  O Prawdę warto się szarpać.

Walcz o dobre imię twoje i twoich bliskich. Nie o subiektywną opinię innych. Pilnuj siebie. Nawet , gdy nikt nie patrzy. Ich też pilnuj. Nie pozwalaj sobie i im sądzić, iż jest się na tyle beznadziejnym, że nie warto się już starać zachowywać jak należy.

I w końcu walcz o życie. Bo jest ono niezwykle krótkie. Jak łatwo popaść w nicnierobienie i stagnację. Tacy ludzie są wszędzie. Zasługujemy na życie w obfitości. Musisz o to walczyć, bo nikt tego za ciebie nie zrobi. Znajdź w każdej chwili dostępną w niej „pełnię” i żyj nią.

________________________________

Moje dzisiejsze przemyślenia. Stos natchnień, którym ostatnio nie pozwalałam wyjść (spowodowane prawdopodobnie kilkumiesięczną przerwą w pisaniu wierszy, tudzież przelewaniu wnętrza na papier - najlepsza droga wyjścia) dał o sobie znać w to z pozoru nieciekawe, sobotnie popołudnie.

Jestem ciekawa Waszych refleksji , jak zawsze będę czekać na odzew :).

Trzymajcie się,
jest mi bardzo miło, że moje posty czyta coraz więcej osób
co daje mi  motywację do działania w sferze bloga
Miłej reszty weekendu! :)

wtorek, 27 września 2016

Maturalny zawrót głowy - czy aby na pewno?

Heeej Wam :).

Witam Was po prawie miesięcznej przerwie spowodowanej... nie, nie szkołą, po prostu - brakiem weny. Nie miałam pomysłu o czym pisać, a nie chciałam dawać byle jakich postów, to nie dodawałam.
Klasa maturalna właściwie jak każda inna, no ... może nie licząc przychodzenia na 7 dwa razy w tygodniu, aczkolwiek idzie się przyzwyczaić;).
Właśnie klasa maturalna - denerwuje mnie to wszechobecne gadanie szkolne typu; "to się może przydać do matury", "zróbcie to tak i tak, bo to będzie na maturze", "myślcie tak, bo to będzie w kluczu"... nauka dla samej nauki, w celu przełożenia jej na papier maturalny to totalny bezsens. Wolałabym, żeby mówili "to się przyda w życiu", "jak będziesz to i to wiedział to nie wyjdziesz na ignoranta podczas rozmowy o tym i tym z ludźmi, których poznasz" , "przesłanie tego utworu pomoże Ci w zrozumieniu tego aspektu ludzkiej psychiki", "dzięki rozwiązywaniu zadań z matematyki ćwiczysz koncentrację i wyrabiasz logiczny sposób rozumowania"... itd itd... Czy takie "powody" nie są bardziej zachęcające? Są. Ale nie... musi być powtarzanie bezsensownych schematów i uczenie się w jednym jedynym celu... a co potem? Przecież na studia dostaną się prawie wszyscy (pytanie tylko na jakie - po co iść na bezsensowne kierunki?;)), bo mamy niż demograficzny... jest zawsze też drugi nabór... jak nie ten kierunek to inny... Trochę przesadzam, mam nadzieję, że to zauważacie, bo oczywiście wiem, że na kierunki typu medycyna matura musi być napisana prawie że perfekcyjnie (choć na niektóre biorą wszystkich, mówił nam tak pan na pewnym uniwersytecie troszeczkę miej obleganym niż pewien krakowski), ale też owa matura to nie jest kwestia ostatniego roku i uczenia się dla samego uczenia.Moim zdaniem na dobry wynik w tej jakże głośnej i podniosłej maturze pracuje się już od gimnazjum, jak nie wcześniej. Jak ktoś uczciwie się uczy, nie oszukuje sam siebie, wie czego chce, jest solidny... to bez względu na to czy uczył się schematami w ostatniej klasie czy nie - maturę zda bardzo dobrze. A jak ktoś olewał sprawę to wiadomo... Nie rozumiem tego całego szumu i szału ostatniej klasy. Przecież tak naprawdę już teraz, jeśli się uczciwie zastanowić każdy wie, czy napisze maturę dobrze, czy też słabo. Ja osobiście mam małą wiarę w repetytoria, korki, uczenie się na ostatni rok i te sprawy, może mój sceptycyzm jest słuszny, może nie...Obserwacje jednak pokazały mi, że bardziej ta pierwsza wersja. Tak czy inaczej; nie ma cudów w tej kwestii.

Moim zdaniem należy się po pierwsze i najważniejsze zastanowić co się naprawdę chce robić w życiu, z tym że to rzadko spotykane w młodszych latach, że ktoś wie czego chce. Tak więc przykładać się od młodych lat do przedmiotów, które się po prostu najbardziej lubi. Nie bo mama każe, nie bo presja otoczenia. To co lubisz - i tyle. Co nie znaczy, że olewać inne, nie. Po prostu postawić sobie na celownik trzy lub cztery, które lubisz i które łatwo ci przychodzą. Później z biegiem lat jak będziesz już w tym liceum rób to dalej. I później zdaj je na maturze. Skoro to lubisz to zapewne znajdziesz jakiś kierunek, który ma z nimi coś wspólnego. Miej swobodę i nie daj się wkręcić w gadanie "patrzcie na te schematy, bo tak będzie na maturze", tylko po prostu wiedz to, że jesteś w czymś dobry, masz wiedzę i miej pewność, że sobie poradzisz. Pewność siebie pojawia się wtedy, gdy jest się dobrze przygotowanym.
Naprawdę ten "maturalny zawrót głowy" to nie jest konieczność. Znam osoby, które emocjonowały się tym cały rok, gadały o tym kiedy popadnie "matura matura", a napisały ją bardzo słabo, bo uczyły się tylko przez ostatni rok. Znam też osoby, które podeszły do tematu spokojnie, w ostatnim roku robiły tyle co i w poprzednich, a maturę napisały bardzo dobrze i dostały się na wymarzone studia.

Także, jeśli czytasz to i jesteś maturzystą, to już dziś możesz odpowiedzieć sobie na pytanie," jak sobie poradzisz?" tylko szczerze... zawsze można się starać ile sił, a nawet trzeba, jednakże życie zamyka pewne drzwi bardzo wcześnie. Z biegiem lat tych zamkniętych drzwi jest coraz więcej, a otwartych coraz mniej. Moim zdaniem sztuką jest zorientować się kiedy drzwi się poruszą i złapać w ostatniej chwili za klamkę, a najlepiej to wejść przez nie, gdy jeszcze będą otwarte na oścież.
Mam nadzieję, że wiecie o co mi chodzi. Jest jednak druga strona medalu, trochę mniej prawdopodobna niż ta przedstawiona, jednakże czasem można też próbować zamknięte już drzwi wyważyć... Będzie to trudniejsze, niewątpliwie, będzie też trwało dłużej i nie ma pewności, że się uda tak, jak chcemy. Jednak nie niemożliwe. Czy więc starczy czasu, chęci i sił? To zależy od Ciebie.

Wszystkim Wam życzę powodzenia i motywacji w szkolnych działaniach, a nade wszystko rozsądku- by już zawczasu wybrać dobrą drogę, taką, która prowadzi do sukcesu. :)

Zamieszczam kilka zdjęć z ostatniego miesiąca i powoli żegnam się z Wami,
piszcie co u Was
3majcie się
Paaaaa! :)









środa, 31 sierpnia 2016

Restrictions are only in your mind baby

Witam wszytkich :).

Przychodzę do Was w tym ostatnim dniu wakacji, wspaniałych wakacji. Wypełnione były od początku do końca niezwykłymi wydarzeniami, które wiązały się z pięknymi osobami i pięknymi miejscami. Rok temu pisałam, że tamte wakacje były moimi najlepszymi... Cóż, te mocno konkurencyjne. Najbardziej cieszę się z tego, że prawie wszystkie z moich planów na te wakacje się powiodły czyli; Anglia, Oaza, ŚDM, Olsztyn i Chorwacja. Wszystko to udało się. Jedyny plan, który się nie ziścił to pielgrzymka ze względu na brak wystarczajacego czasu pomiędzy jednym, a drugim wyjazdem.

Przejdźmy jednak do myśli przewodniej tegoż wpisu; "Ograniczenia są tylko w twoim umyśle kochanie". Mogłabym to przyrównać do tych, wspomnianych już wakacji,  jednakże chciałabym w moich rozmyślaniach sięgnąć głębiej. Bo ograniczenia finansowe pokonać jest wcale nie tak trudno, jeżeli obierze się dobrą strategię. O wiele "gorzej" jest nie z zewnętrznymi blokadami, ale tymi wewnętrznymi. Ograniczeniami, które wypływają bezpośrednio z nas. Przekonanie, że czegoś na daną chwilę, ba, nigdy nie jesteśmy w stanie pokonać i zmienić. Przekonanie,że ciągle jesteśmy i będziemy tacy sami. Wizje przyszłości przepuszczane przez nasze wąskie wyobrażenia. Głupim jest oczekiwać innych rezultatów, jeżeli próbujemy wciąż w ten sam sposób. Najgorsze co możesz zrobić to przejmować się i myśleć wciąż o próbach z przeszłości, które się nie powiodły. Koniec, przeszłości nie ma , teraz możesz zrobić to inaczej, lepiej i zdobyć to, czego zawsze pragnąłeś, ale jednocześnie byłeś przekonany, że nigdy tego nie dostąpisz, a przynajmniej nieprędko. Ograniczyłeś się do byle jakiej wizji, byle jakich warunków, byle jakoś przetrwać od jednego do drugiego. Zapomniałeś, że pomiędzy też należy żyć. Zasługujesz na więcej, więc czemu by po to "więcej" nie sięgnąć? Ograniczenia są tylko w twoim umyśle; ludzie, których spotykasz  może wcale nie są tacy źli, może to ty masz do nich złe podejście.
Próbuj i nie zniechęcaj się niepowodzeniami. Daj sobie czystą kartkę i twórz od nowa, tak jak ci się podoba. Nie przejmuj się, że ludzie wciąż będą widzieć twój stary rysunek, twoje stare bazgroły na starej kartce. Z czasem przyzwyczają się do nowej, a nawet zapomną o starej i będzie jakby tylko jedna. Ty też o niej zapomnij, nie rozpamiętuj starej, nie przejmuj się innymi i twórz swoje arcydzieło jak ci się podoba. Sięgaj po to, po co nigdy nie sięgałeś. Nie byle jak, ale na sto procent. Ograniczenia umysłu nie pozwalają się  rozwijać. Niejako trzymają nas w miejscu. A kto stoi w miejscu ten się cofa. Pokaż się taki, jaki jesteś, raczej nie wygrasz pod innym nazwiskiem, a nawet jeśli uda ci się oszukać, to nie otrzymasz spodziewanej nagrody, bo będzie ona dedykowana, podpisana na twoje prawdziwe dane. Po co więc tracić czas. Nie mów "nie dam rady", powiedz lepiej "to wyzwanie, nowe wyzwanie, które podejmuję".
Bo... restrictions are only in your mind baby ;).

I jakieś zdjęcia, których tu jeszcze nie było;).











wtorek, 23 sierpnia 2016

To my korzystamy z chwili, czy to chwila korzysta z nas?

Heeej ;).

Jak pewnie zauważyliście ostatnio dodaję posty dość często, coby nadrobić moją lipcową nieobecność.
Dziś... jak w tytule. Naszły mnie przemyślenia o tym jakże opisanym, wszechobecnym, popularnym ostatnio temacie "korzystania z chwili".
Jak to często u mnie bywa - przewrotnie. Zadaję pytanie; czy to my korzystamy z chwili, czy owa chwila korzysta z nas?

Pochopnie, nieprzemyślanie, pod wpływem emocji lub jak to woli "chwili". Każdemu z nas na pewno nie raz zdarzyło się już tak działać. W tej chwili było to "idealne" rozwiązanie. Miałeś/aś taką decyzję w swoim życiu, która wydawała się najlepszym możliwym rozwiązaniem, a okazała się najgorszym? Na pewno. Przed popełnieniem jej wszystko wydaje się takie kolorowe. Gdzieś na horyzoncie malują się konsekwencje, lecz zostają szybko zbagatelizowane. W trakcie jest świetnie. Minutę po zaczyna do człowieka dochodzić smutna prawda, a jej skutki są nam już doskonale znane. Więc ileż można? 
To nie kwestia pecha bądź farta. To kwestia zawężonej perspektywy, zasłoniętej wręcz. Zasłoniętej przed zbyt wyrośnięte "ja" . Zazwyczaj, gdy podejmujemy decyzję szybko i pochopnie, to wiążemy z nią następującą nadzieję "to dla mnie, to będzie dla mnie dobre, to dla mojego szczęście, ja tego potrzebuję teraz teraz teraz". Pomijamy zazwyczaj wszystko i wszystkich wokoło. Czasem nawet pomijamy prawdziwych siebie, bo strach, niepewność bądź przesadna pewność, egoizm, frustracja, chęć odwetu etc zasłaniają nam właśnie to, co rzeczywiście byłoby dla nas korzystne patrząc z perspektywy szerszej.
Ta przereklamowana chwila... wmawiają nam, by korzystać z niej wszędzie i o każdej porze, popierając swoją tezę sloganami "życie jest takie krótkie", "nie będziesz szczęśliwy planując", nie będziesz szczęśliwy MYŚLĄC... , a my często łykamy to jak przysłowiowe pelikany, nie zastanawiając się nawet, jaki procent tych nawoływań, "wzniosłych" idei YOLO, rzekomo motywującego gadania ma się jako tako do rzeczywistości.
Mimo wszystko ja wyznaję zasadę "na spontanie", jednakże to nie zwalnia z myślenia. Można przeżywać wszystko jak się da, być otwartym na nowe propozycje i zmiany planów, porwać się zabawie, robić niekonwencjonalne rzeczy - to jest świetne. Czasami bywa różnie, aczkolwiek takie dziwne sytuacje bardzo uczą życia. Należy umieć rozróżnić sytuacje, które można podjąć na spontanie, a które nie. Jednakże, gdy przychodzi stanąć przed wyborem, ważną decyzją, zmianą relacji z kimś, pójścia w tę lub w inną stronę, wiążącym zobowiązaniem... wtedy ta "chwila" przepełniona emocjami może okazać się czymś, co zepchnie nas z tego piętra twojej egzsystencji, na którym jesteś w danej chwili. Możesz wrócić znów do parteru, możesz do piwnicy, w której światła dochodzi przecież bardzo mało, a schody są często zniszczone i daleko bardziej niewygodne w użytku, niż te pomiędzy piętrami. 
I wtedy ta "wspinaczka" zaczyna się od początku. Ale niekoniecznie z tego miejsca, z którego byśmy chcieli. Znajdujemy się w nowej sytuacji, często, a raczej prawie zawsze nie takiej jaką sobie wyobrażaliśmy. "Do nowego trzeba się przyzwyczaić" - mówimy. I brniemy w to dalej. Przecież tak chcieliśmy i w końcu się udało. Trzeba było działać szybko, coby nie przepadło, coby ktoś inny nam tego nie odebrał, coby nie zmienić decyzji...
Zaczyna pojawiać się niepokój. Przez jakiś czas przeplata się z ulotnym szczęściem. Kolory się mieszają. Później powstaje już niezytentyfikowana papka. To jak po zmieszaniu wielu kolorów plasteliny wychodzi taki szarawy. Niezbyt ładny, przeciętny. 
Zaczynamy sobie uzmysławiać, że to nie może być szczęście, że to jakaś tania podróba z fabryki w Wietnamie.
Ale sytuacja jest już zbyt rozwinięta, ogarnia nas ze wszystkich stron. I wtedy zaczynamy MYŚLEĆ jak z tego wybrnąć. Myśleć. Długo. I to często okazuje się dla nas zbawienne. Wychodzimy z tej chorej sytuacji.
Mija jakiś czas.
Naczytamy się o korzystaniu z chwili.
Jesteśmy ostrożni, to przecież głupoty.
Znów czegoś bardzo chcemy, chociaż sami nie wiemy po co.
To jest takie wszechobecne, wszyscy wokół też tego chcą...
lub to mają...
lub to będzie dla nas takie... nobilitujące
chwila
jest super
idę w to!!
I tak w kółko. Niby można... ale po co marnować sobie zdrowie, czas, wiarę w ludzi... jak można przemyśleć, poczekać na dogodny moment, wejść w coś z całą świadomością i czerpać z tego daleko większe szczęście, na różnych płaszczyznach i przez długi czas?
To wydaje się trudne. Bo to jest trudne. Łatwe łupy nie są zazwyczaj wartościowe. Na trudzie jednak można zbudować mocne fundamenty i czerpać z tego latami. Domy na piasku są okay do pierwszego mocniejszego powiewu. Lepiej nie dać się zdmuchnąć. Tylko stać mocno na długo budowanym fundamencie.
Nie dać się wykorzystać przewrotnej chwili, która w całym swym zakłamaniu wmawia ci, że to ty korzystasz z niej.
Nie myśl o szczęściu jak o czymś ulotnym i chwilowym, myśl o nim jak o czymś normalnym, wpisanym w życie, czymś na co zasługujesz. I rozmyślaj jak by tu odkryć, które to będzie to prawdziwe. Na to potrzeba czasu i świeżego umysłu. Ale warto, serio ;).



wciąż mam w pamięci widoki tego lata:)

To tyle na dziś,
miło spędzajcie te pozostałe dni wakacji
nie dajcie się wykorzystać chwili, która chce was zepchnąć
ale to Wy ją spychajcie tam gdzie chcecie i myślcie, co naprawdę przymnoży Wam szczęścia i zadowolenia z życia.

Pozdrawiam serdecznie! :*
Paaaaa :).

sobota, 20 sierpnia 2016

O podróżowaniu słów kilka :). Miejsca, które mnie zachwyciły w 2016 roku.

Cześć Wszystkim :).

Dzisiaj chcę poruszyć temat, który jest właściwie jedną z moich pasji, a mianowicie: podróżowanie. Tak, uwielbiam to robić, uwielbiam poznawać nowe miejsca, nowych ludzi i nowe zwyczaje. Uwielbiam także podziwiać różnorodną przyrodę. Póki co oczywiście skala tego jest na miarę moich możliwości, jednakże w przyszłości pragnę tą skalę powiększać i powiększać.

W tym wpisie chcę pokazać Wam i krótko opisać kilka miejsc, które udało mi się odwiedzić w 2016 roku, takie, które w szczególny sposób mi się spodobały. Zaczynamy :).

1. Rzeszów - plaża nad Wisłokiem 

Miałam okazję być tam w maju na sesji zdjęciowej. To miejsce zachwyciło mnie swoim spokojem, tym, że czuć było po prostu taki luz. Jest to zdecydowanie miejsce do aktywnego wypoczynku, ponieważ równolegle z rzeką biegnie ścieżka rowerowa, ścieżka do biegania, do jeżdżenia na rolkach.. a na niej pełno osób od dzieci do emerytów, osób, które dbają o swoje zdrowie i dobrą kondycję. Ponadto oczywiście woda - cóż jest lepszego jak ciepły wieczór nad wodą. Od dziecka lubiłam wszystko co z wodą związane, zawsze synonimem udanych wakacji był dla mnie wypoczynek nad wodą, jakąkolwiek; rzeka, jezioro, morze, a w razie braku wymienionych - basen. I udało się takowe miejsce znaleźć również w Rzeszowie - Rzeszowie, który zawsze uważałam za miasto brzydkie i nieciekawe. Kojarzył mi się niezbyt dobrze, nie sądziłam, że znajdują się w nim tak urokliwe miejsca jak właśnie ta plaża. Drewniane molo, różnokolorowe łódki, wokół pływające łabędzie i kaczki. Idealne miejsce dla odpoczynek dla miejscowych po dniu pracy lub szkoły. A we wakacje - dobre miejsce na kąpiel lub opalanie.
Daję zdjęcie, coby nie być gołosłowną;

2. Warszawa - Park Łazienkowski

I to jeszcze początkiem maja, gdy kwitły tam różowo-fioletowo-białe tulipany <3. Ogólnie całość tegoż obiektu zauroczyła mnie swoim pięknem. Różnorodne pałacyki, amfiteatr, piękne fontanny, bogata roślinność i pawie chodzące sobie tam, gdzie chcą.  To miejsce zarówno dla ciekawych turystów, chcących odpocząć po całodniowym zwiedzaniu, jak i dla zakochanych. To także moje ulubione miejsce w naszej stolicy. Bardzo miło spędziłam tam czas i jestem pewna, że powrócę do Łazienek jeszcze nie raz.




3. Poznań - rynek

W czerwcu miałam okazje być po raz pierwszy w Poznaniu. Z całego tego miasta najbardziej spodobał mi się rynek i te charakterystyczne wielokolorowe domki. Koziołki także zrobiły swoje i dodały uroku temu miejscu. Godzina 12,a tam tysiące ludzi stoi tylko po to by zobaczyć trącające się koziołki, osobliwe nie powiem :) . Rynek w Poznaniu to zdecydowanie miejsce, które warto odwiedzić :D.


4. Londyn - całość

Próbowałam przez chwilę zastanawiać się nad jednym konkretnym miejscem w tymże mieście, ale stwierdziłam, że nie sposób wybrać tylko jedno. Londyn zachwycił mnie w całości:). Nie będę się powtarzać, ponieważ kilka postów temu opisałam dokładnie tę wizytę. Dodam tylko,że Londyn ma w sobie wciąż wiele tajemnic i przy następnej mojej wizycie w tymże miejscu zobaczę coś nowego, coś innego i tak to jest bardzo ekscytujące:). Zdecydowanie miejsce, które warto odwiedzić.


5. Bolestraszyce k.Przemyśla - ogród botaniczny

Miejsce przepiękne i zarazem miejsce, z którego nie mam ani jednego zdjęcia. Dlaczego? Nie miałam ze sobą wówczas telefonu;). Zdjęcia "profesjonalne" były owszem robione, jednakże nie zostały jeszcze zamieszczone na naszej grupie na fb. Cóż, muszę posłużyć się zdjęciem z internetu.
Tak, czy inaczej miejsce magiczne, pełne różnorodnych roślin i zwierząt, stawów i ławeczek skrytych w winorośli. Ma ono swój niepowtarzalny klimat. Zdecydowanie warte odwiedzenia :).


6. Kraków - nad Wisłą

Wahałam się pomiędzy Wisłą, a rynkiem, oba miejsca piękne, nastrojowe i warte odwiedzenia. Opiszę jednak miejsce, w którym miałam okazje być wielokrotnie w swoim życiu, jednakże za każdym razem jednakowo mnie zachwyca. Miejsce, w którym lubią przesiadywać zarówno mieszkańcy Krakowa jak i przyjezdni. Miejsce do wyboru, jak kto woli, ławka lub trawa. Do tego widok na Wawel, ewentualnie do tego Smoka Wawelskiego. I Wisła - spokojna Wisła, jedna z "wizytówek" Polski, naszego kraju. To zdecydowanie miejsce w którym każdy powinien zagościć chociaż raz :).

7. Olsztyn - jezioro Kortowskie

W Olsztynie już po raz drugi byłam w sierpniu. Jednakże pierwszy raz byłam nad jeziorem Kortowskim. W końcu było mi dane poczuć klimat prawdziwej Warmii. To miejsce zauroczyło mnie piękną przybrzeżną przyrodą, czaplami, łabędziami i całą resztą. I oczywiście ciepłą wodą <3. Piaszczyste plaże, klimatyczne molo, tak zdecydowanie lubię to :D.






8. Chorwacja - Pag, jaskinia wodna, jeziora Plitwickie

I pod koniec mojego tegorocznego zestawienia nie może się znaleźć nic innego jak właśnie Chorwacja. Malownicza wyspa Pag, ogółem mówiąc też krajobraz Chorwacji, czyli góry występujące obok morza, jaskinia wodna niedaleko wyspy Metanja i już nieco dalej jeziora Plitwickie. Te widoki <3. Czyściutka woda, kolorowe ryby w niej pływające, dużo muszelek, woda idealnie lazurowa. No i jeziora Plitwickie również zachwycające  kolorem, wodospadami nieopodal, fauną i florą. 
Piękne miejsca :).











__________________

To by było na tyle :). Tych miejsc, które mnie zachwyciły było oczywiście o wiele, wiele więcej jednakże chciałam, żeby to zestawienie było nie nie wiadomo jak długie.
Tak teraz patrzę i wspólnym mianownikiem dla większości z tych miejsc byłaby woda. Cóż już mówiłam, że takie klimaty lubię najbardziej :). Bo zwiedzanie miast niestety często mnie nudzi, ale piękno przyrody- nigdy.

Podsumowując to kocham podróżować, dlatego... bo życie jest tak krótkie, a miejsc do odwiedzenia tak dużo. Chciałabym odwiedzać wciąż nowe i nowe rejony. Jeśli chodzi o Polskę, to marzy mi się odwiedzić Puszczę Białowieską, a jeśli chodzi o świat to Madagaskar, jednakże to eskapada, którą mogę umieścić tak... hm 5 lat do przodu. Póki co finanse na to nie pozwalają haha ;).

A Wy lubicie podróżować? Jakie miejsce z tych, które odwiedziliście było Waszym ulubionym, a jakie chcielibyście jeszcze zobaczyć? Piszcie :D.

Ja już się z Wami żegnam
Paaaa!:)