czwartek, 18 sierpnia 2016

Czy jesteś tym o czym mówisz?

Heeeej Wam!:)

Dzisiaj pragnę poruszyć temat sporów o wartości/przekonania. Nie mówię "gusty", bo nie chodzi mi o sprawy błahe, przeciwnie; o sprawy duchowe, światopoglądowe... Duchowe, jednak rozumiane szeroko, nie zawężane do konkretnej religii, pojmowanie przez różnych ludzi w różny sposób. Każdy z nas ma swoją hierarchię wartości, jednakże one u poszczególnych osób są odmienne, to jasne. Jeden stawia wyżej to, drugi co innego. To samo z przekonaniem czy wiarą. Jeden wierzy w energię dobrą, czy złą, drugi w osobowego Boga, a trzeci w przypadek. Spotykamy ludzi z każdej tej "kategorii" jeśli mogę to tak ująć na co dzień. I nierzadko nawiązują się między nami spory, słowne sprzeczki o wartości, istotę... przekonywania, stawianie na swoim etc... Najczęściej jednak rezultat takiej "dyskusji" jest znikomy, bo strony nadal obstają przy swoim, a mogły się tylko popsuć ich wzajemne relacje. Co robić zatem, nie przekonywać, nie ukazywać swoich wartości? Ukazywać, przekonywać. Ale słowa nie są jedyną drogą, są powiedziałabym jedną z wielu i raczej jedną z tych mniej skutecznych. No bo jaki normalny człowiek wierzy samym suchym słowom, zwłaszcza gdy one kłócą się, wręcz zaprzeczają jego wewnętrznemu głosowi, jego prawdzie, która ugruntowała się w nim przez lata. Człowiek ma to do siebie, że gdy jego idee są atakowane, to on automatycznie, nawet gdy  ma chwilowe wątpliwości, to będzie zaciekle bronił tego, co przez większość czasu uważa za słuszne. Tak więc jeśli jeśli nie słowa to co?

Kiedyś słyszałam, że na końcu... że na tym prawdziwym końcu wybroni się tylko miłość i to co się w niej zawiera. Tak więc wszystko, co wówczas zostanie będzie prawdą, bo w miłości nie może znajdować się fałsz. Co będzie prawdziwe przetrwa i wtedy tak naprawdę zobaczymy w całości co było czarne, a co białe. Teraz możemy tylko przypuszczać, przeczuwać i odczuwać, bo dobro szeroko promieniuje i iść tam gdzie wyczuwamy słuszność, oby ku dobru. Oby to, co mamy za dobro faktycznie nim było, oby nasze teraźniejsze odczucia co do niego były klarowne, niczym niezmącone.
 Jeżeli na końcu wszystkiego, jakkolwiek by tego "wszystko" nie rozumieć, zostanie tylko miłość, to znaczy, że każdy nasz dobry czyn nie uleci gdzieś w próżnię, tylko będzie z nami wciąż.

Jak to się ma jednak do dyskusji? Po kolei. Tak więc po co atakować się nawzajem słowami i wytykać sobie.. "zaorać rozmowę", zagiąć kogoś... Argumenty będą szły za argumentami i nie będzie im końca. Głosisz jakąś wartość, przekonanie? Wykonuj to. Chcesz kogoś przekonać, że Bóg istnieje? To zadaj sobie pytanie; czy po Twoim zachowaniu widać nie tyle, że wierzysz w Boga, jak to, że wierzysz Bogu? Co to znaczy? Ano to, czy widać po Tobie, że jesteś SZCZĘŚLIWY? Ale nie tak na chwilę i nie na pokaz.  Nie chodzi tu o wymuszony uśmiech. Wiadomo, że każdy ma trudne chwile w których jest przybity, ale są to chwile, a nie większość czasu. Czy masz w sobie wewnętrzny POKÓJ, który jest znakiem obecności Boga w Tobie? Czy masz w sobie życie i to życie w obfitości? "Po owocach ich poznacie". No i w końcu czy rozdajesz innym te dary nie tracąc ich w żadnym stopniu (szczęście, pokój, chęć do życia...), które otrzymałeś od Boga? Jeśli nie... to kto Ci uwierzy, że Twój Bóg istnieje? Jeśli chodzisz smutny, zły... nie masz w sobie tej miłości, tego żaru od Boga, nie masz chęci do życia. Powiesz, że to trudne, że jesteś zniechęcony, że Ci się nie chce próbować... okay to zrozumiałe, każdy jest w innej sytuacji. Więc nawróć się najpierw Ty, a później próbuj nawracać innych. Gdy już przylgniesz do Boga, tak, że naturalnym stanie się ukazywanie tegoż przylgnięcia własnym życiem, wtedy będziesz miał innym do zaoferowania znacznie więcej niż tylko zwykłe słowa, dowody i "zagięcia". Będziesz miał w sobie tę miłość, tą radość, której wielu Ci będzie wówczas zazdrościć. I będą się po cichu zastanawiać "dlaczego on taki wesoły, jaki jest powód jego radości?"

Ten mechanizm można było zauważyć chociażby podczas ŚDM. Widząc tą głośną, rozśpiewaną młodzież z całego świata na ulicach, w tramwajach, wielu zastanawiało się "co ich tak cieszy?" Cóż jeśli ktoś ma szczęście, jakiekolwiek, to zazwyczaj mówi o tym, chce się z kimś owym szczęściem podzielić.
Analogicznie, jeśli ktoś ma miłość to chce się nią dzielić. Bo jeśli tylko miłość pozostanie...to zróbmy jej jak najwięcej. Niezależnie od tego w co kto wierzy. Jeśli Twoje przekonania są prawdą, to nie bój się, bo zostaną. Jeśli to co robisz jest dobre, to owoce Twoich czynów będą dobre i będą trwać. Jednak dopóki, to w gmatwaninie i chaosie świata teraźniejszego... po prostu kochaj, najmocniej jak potrafisz, okazuj innym, chociażby przez najprostsze czyny, uśmiech, pragnienie dobra dla drugiej osoby, niezależnie od tego w co wierzy. Ja jako katoliczka oczywiście chciałabym, żeby wszyscy też tacy byli, ale, że aktualnie tak nie jest, to chcę, jak mi się wydaje, po prostu dobra, której źródłem jest miłość. Dla Was wszystkich. I tej miłości Wam życzę, nie poddawajcie się w walce o nią.

To co jest najbardziej wartościowe przychodzi najtrudniej. Miłość nie jest łatwa. Ale jest chyba jedynym wspólnym mianownikiem dla różnych przekonań. Bo każdy ma w sobie jej pragnienie. Więc walczmy o nią, by przejawiała się w naszych czynach, choć to czasem bardzo trudne. Nie musi, a raczej nie powinna być przereklamowana, taka jak się ją głosi w mediach, filmach... miłość to zwykły uśmiech, zrezygnowanie z czegoś dla drugiej osoby, podanie ręki na zgodę, ciche kibicowanie by komuś się w czymś powiodło, nawet jeśli za tą osobą nie przepadamy, wsparcie w trudnej chwili, przywrócenie do pionu, ciepłe słowo, obecność...

Walki o taką miłość Wam życzę z całego serca. A prawda... ta prawda, o którą się toczą tak zażarte dyskusje... jeśli będzie ją naprawdę to przetrwa. Póki co kochajmy.

***

Post "ozdabiam" kilkoma zdjęciami z mojego niedawnego pobytu w Chorwacji:).

Miłej reszty wakacji!
Trzymajcie się!
Paaaaaa! <3









PS: Niedawno minął rok tego bloga. Jestem szczerze zaskoczona, bo zazwyczaj blogi miałam krócej... Pozytywnie zaskoczona :D. Dziękuję za dotychczasowe 18 tysięcy wejść i prawie 100 obserwacji. Dzięki Wam mam motywację do pisania tego bloga. Oby Was było tu jak najwięcej :).

3 komentarze:

  1. Jako chrześcijanka wierze w Boga jednak nie dyskryminuje innych bo wierzą w coś innego, uważam, że każdy ma prawo do tego by mieć swoje przekonania. Dokładnie jeśli ktoś ma miłość niech się nią dzieli. Chciałbym kiedyś wziąć udział w ŚDM ponieważ jest to wspaniałe przeżycie a w tym roku nie miała możliwości :) Zostaje stałą czytelniczką :) slaguu.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Wierze w Boga jednak nie bylam na ŚDM, tekst fajnie napisany, super zdjecia! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Super zdjęcia, też ja bym chciał wżąć udział w dniach młodzieży ale tak jakoś wyszło, jak bene miał okazje to pojadę na to cudowne święto, pozdrawiam i miłego dnia

    OdpowiedzUsuń