środa, 21 lutego 2018

Jak to właściwie jest na studiach prawniczych? - moje wrażenia po pierwszym semestrze


O tymże kierunku krąży wiele mitów. Tak się akurat składa, że będę je w stanie choć po części rozwiać lub potwierdzić (bowiem jestem dopiero na pierwszym roku)... bo tak się zdarzyło, że studiuję prawo. Tak więc zacznijmy od początku.

Czy od zawsze chciałam studiować prawo?

Cóż, w liceum wahałam się z początku pomiędzy różnymi humanistycznymi kierunkami studiów (z racji typu zdolności, zainteresowań). W pierwszej klasie byłam zdecydowanie za dziennikarstwem, najbardziej się w tym miejscu widziałam, byłam nawet na dziennikarskich warsztatach z lokalnego portalu internetowego, było ciekawie, nie powiem. Dużo też wtedy pisałam wierszy, opowiadań, wszystkiego.  Jednakże po pewnym czasie moje zainteresowania pobiegły w nieco innym kierunku, a mianowicie - w stronę polityki. Przez co, a raczej przez kogo zainteresowałam się polityką? Będę szczera. Cóż w owym czasie, tj. w 2015 roku śledziłam uważnie poczynania Janusza Korwin- Mikkego. Czytałam regularnie fanpage'a, wyszukiwałam kiedy i w jakiej telewizji się pojawi, oglądałam w internecie, czytałam jego bloga, wywiady z nim itp, itd. Przez to więc, że zainteresowałam się jego poglądami, poszłam dalej, zaintrygowała mnie ideologia liberalizmu, choć podchodziłam do niej - i dalej podchodzę z pewnym dystansem. Jeśli już zaczęłam śledzić poczynania tegoż polityka, zaczęłam też i innych, inne partie, poznawałam odmienne poglądy. Temat mnie zaciekawił, zaczęłam częściej czytać wiadomości z kraju i ze świata. Co ze studiami? W tamtym momencie byłam chyba najbliżej politologii.

W takim razie co z tym prawem?

Motywy prawnicze przewijały się u mnie przez całe liceum; zapisałam się bowiem na zajęcia dodatkowe o wdzięcznej nazwie "Elementy prawa". Najbardziej podobało mi się w nich, to, że były różnorakie wyjścia; na policję, do sądu, czy wyjazdy do więzień. To było coś nowego, dotąd nieznanego, interesującego, ale jakoś nie przekonało mnie do tego kierunku. Brałam również udział w konkursach prawniczych, gdzie mogłam przyjrzeć się sprawie z bliższa. Materiały były po części ciekawe, ale trochę i nużące - dali nam bowiem do przeczytania m.in. jakiś fragment Kodeksu Cywilnego, bodajże trochę prawa spadkowego. Dało się przeczytać, ale... jak do tego podejść nie mając fundamentów? Nie bez przyczyny Prawo Cywilne na studiach można wziąć od drugiego roku. Tak, czy inaczej konkursy te były motywujące, bo pomagały chociażby w samym przygotowaniu się do matury z WOS-u.

Dlaczego więc zdecydowałam, że chcę studiować prawo?

Może z początku nie zabrzmi to zbyt przekonująco, ale ... stwierdziłam, że jest to po prostu najciekawszy kierunek z wszystkich dostępnych. Taka trochę selekcja. Na pewno wiedziałam, że to będzie Kraków, na pewno wiedziałam, że to będzie UJ - tylko tam chciałam. No i złożyłam; na dziennikarstwo, na politologię i na prawo. Stwierdziłam, że jeśli mnie przyjmą na prawo - no to pójdę, a jak nie to nie. Wtedy podchodziłam do sprawy z dystansem (wytrwajcie do końca notki, to zobaczycie jak to się zmieniło :D ), nie miałam jakiegoś mega parcia. W tamtym momencie posłuchałam - o zgrozo! - świata i zaczęło mi się wydawać, że prawo może być nudne. Jakże się wtedy myliłam - ale o tym za chwilę.
Dostałam się na wszystkie z tych trzech kierunków. To na prawo - zdecydowałam. Miałam wtedy podejście "jak mi się nie spodoba, to po roku przerzucę się na dziennikarstwo, a jak spodoba, to zostanę".
Taka ciekawostka, a zarazem obalenie pierwszego mitu: na dziennikarstwo na UJ był wyższy próg punktowy niż na prawo (na dziennikarstwo bodajże 81 pkt, a na prawo 76 pkt) - jaki mit to obala? Ano taki, że "na dziennikarstwo idą nieuki albo ludzie co nigdzie indziej się nie dostali" - ehe, na pewno... Nie słuchajcie takich plotek, zarówno na jeden jak i na drugi kierunek raczej dostać jest się trudniej niż łatwiej. ALE- przecież dla chcącego nic trudnego, pamiętajcie o tym ;).

No i teraz najistotniejsze w temacie - jak oceniam te studia po półroczu, jakie widzę plusy, a jakie minusy, co mi się podoba, a co nie?

Na dzień dzisiejszy jestem bardzo, bardzo, baardzo zadowolona z decyzji jaką podjęłam. Poszłam na prawo trochę "w ciemno", zaryzykowałam i opłaciło się. Te studia nie są takie, jak większość je sobie wyobraża. Ileż to razy słyszę od ludzi "aa wy to na tym prawie trudno macie, no wiesz zakuwanie tych kodeksów, pamięciówa" - każdy mówi  prawie, że to samo. A - uwaga- to nie jest prawda. Ponoć dobry prawnik, podczas pracy posiłkuje się tekstem danej ustawy, a nie cytuje z pamięci. Na naszym kierunku stawiamy nacisk przede wszystkim za zrozumienie, wyczucie tematu, a nie na bezmyślne uczenie się czegoś na pamięć. Weźmy przykład pierwszy lepszy z samego początku studiów - paremie łacińskie; co z tego, że nauczysz się ich na pamięć, jak nie będziesz rozumiał/a ich sensu, jeśli nie będziesz potrafił dopasować ich do jakiegoś realnego problemu prawnego. Na kartkówkę styknie, ale do dalszej drogi prawniczej - to troszkę za mało.

Spróbuję uporządkować jakoś mój wywód:

* Atmosfera na uczelni - hmm... swoista ;D. 600 osób na roku sprawia, że trudno jest poznać nawet 1/10 studentów, a co dopiero dobrze poznać. Plus, a zarazem minus (zależy jak na to spojrzeć) jest taki, że jesteś w sumie anonimowy. Minusem są właśnie więzi międzystudenckie, trudno jest z początku nawiązać głębszą relację, jeśli na każdych ćwiczeniach jesteś z kimś innym w grupie, a grupy te są bądź co bądź często 40 osobowe, czyli większe niż jedna klasa w szkole. Aczkolwiek da się - dla chcącego... ;) Jeśli chodzi o sale wykładowe, to nie są to jakieś stare, archaiczne lochy, tylko nowe sale, urządzane kilka lat temu (kolejny mit). Ale powiem Wam, że krzesła nie są zbyt wygodne, no i mało miejsca na nogi ;)))) xD.

*Dojazd - nie dojeżdżam, bo mieszkam w centrum i miejsca wykładów/ćwiczeń też są w centrum. Do jednego miejsca mam 5 minut, do drugiego też, a do trzeciego 7 minut pieszo. To bardzo komfortowa sytuacja, zwłaszcza jeśli są przerwy pomiędzy wykładami, dłuższe bądź krótsze. Dojeżdżam tylko na WF - wprawdzie mogłabym tam też chodzić na nogach, ale zajęłoby mi to około 25 minut i po prostu mi się nie chce ;). Na dworzec to różnie, jak było ciepło to chodziłam, 20 minut i jestem, a jak zimno to też dojeżdżam.

*Towarzystwo - jeeej tu obalę kolejny mit. Studenci prawa to w większości absolutnie nie są sztywniacy. Nie chodzą w garniturach, ani pulowerkach. Nie są spięci. Będę generalizować, wybaczcie, ale trzeba się o coś zahaczyć. Jacy więc są? Pewni siebie i ambitni - to chyba najbardziej w nich lubię. Gdy zadajesz się z osobą ambitniejszą i bardziej pewną siebie niż Ty, to automatycznie podciągasz się w górę. To zgodnie z zasadą, którą lubię powtarzać - "poziom należy równać do góry, nigdy w dół". Są też swoiści, wyróżniający się, mają nietuzinkowe osobowości. "W końcu!"  - rzec mogę. W końcu nie ta jednolita masa mózgowa, jaką to obserwuje się w szkołach. Nie mówię, że tam nie było oryginałów - byli, ale większość z nich bała się "ujawnić". Tutaj ludzie o odmiennym sposobie bycia są na porządku dziennym. Mało co jest w stanie studenta prawa zdziwić. W końcu mogę być sobą bez konsekwencji uznania za "dziwną looool".  Na studiach (prawie) nikogo nie dziwi, nie mierzi,  jaki masz styl ubioru, wygląd, poglądy, czy sposób bycia... Student jest o wiele bardziej otwarty i nastawiony na dialog, wymianę myśli, niźli taki gimnazjalista, czy licealista. W końcu też ambicja jest w cenie. W liceum i gimnazjum osoby wyróżniające się na tle nauki budziły raczej zdziwienie "że jej się chce tak uczyć..." . Tutaj to coś normalnego, że adept stara się jak może i chce osiągać jak najlepsze wyniki. Nie zauważyłam jednak na razie jakiejś rywalizacji. Studenci prawa są raczej pomocni; dzielą się skryptami, materiałami, notatkami z wykładów etc.  Są także wyluzowani - można z nimi pośmiać, pożartować, pogadać o wszystkim i o niczym; oraz otwarci na nowe znajomości :).

* Co najbardziej lubię w studentach prawa, to właśnie ta pewność siebie i... cóż niech to nie zabrzmi źle, ale aspirant na prawnika, to taki trochę mały cwaniaczek - w pozytywnym sensie oczywiście :D. Ponadto ceni swoją wartość, wie do czego dąży, chce zdobywać świat i stawia sobie wysoko poprzeczkę - bardzo lubię takie cechy w człowieku. Ja bym jeszcze do tego dodała jeszcze głęboki fundament pokory, bo jedno drugiego nie wyklucza, no ale piszę o przeciętnym studencie prawa, a nie o idealnym xD. Ja też idealna nie jestem, nikt nie jest.
Nie wiem, do jakiego aspektu to dołożyć, ale nasi profesorowie i doktorzy to również pozytywne osoby - już od samego słuchania ich, człowiek robi się mądrzejszy; elokwencja i te sprawy;). Pasja od nich aż bije, widać, że lubią to, co robią. (Po nauczycielach w szkole rzadziej). W większości potrafią także nawiązać dobry kontakt ze studentem, tak naturalnie, takimi jakimi są.

* Nauka - tam tam taaam. Tu poleci wiele obalonych mitów.
Co mogę powiedzieć ze swojej strony, to bardzo się w tematyce studiów odnajduję. W większości interesuje mnie to, czego się uczę, co jest również znacznym ułatwieniem. Ponadto mogę "mimochodem" poprawić różne umiejętności, jak na przykład pisanie - co mi się niewątpliwie przyda. Mam okazję dowiedzieć się dużo o świecie, o polityce, o tym co było, o tym co jest, różne niuanse. Zdobyć wiedzę z pozoru odległych od prawa dziedzin. Spojrzeć krytycznie na świat, na ludzkie poglądy. Żeby nie było tak sucho, to powiem Wam o tych przedmiotach które najbardziej mi się podobały/podobają i dlaczego. Cóż, z tych przedmiotów, które miałam tylko w pierwszym semestrze, zdecydowanie najbardziej polubiłam "Historię doktryn politycznych i prawnych", zwaną potocznie "Doktrynami". Mogłam poznać, ocenić i porównać poglądy różnych myślicieli na przestrzeni wieków, zobaczyć co ich różni, a co dzieli, od kogo czerpali. Mogłam prześledzić jak rozwijały się doktryny liberalne, konserwatywne, socjalistyczne, komunistyczne, anarchistyczne itd. Jednocześnie też podszkoliłam się z historii, uporządkowałam sobie w głowie pewne wydarzenia, bez zaprzątania umysłu szczegółowymi datami. "W doktrynach ważne jest rozumienie, a nie suche fakty" - mogliśmy usłyszeć na początku wykładów. Miałam okazję wybrać sobie swoich ulubionych myślicieli i zainspirować się nimi, dowiedzieć się  jak oni widzieli dane zagadnienie i sformułować sobie własny, prywatny osąd. Zobaczyć plusy i minusy wielu popularnych "pomysłów polityków", bo jak wiemy historia kołem się toczy. Itp. itd
Z przedmiotów, które mam nadal moje ulubione to Prawo rzymskie i Prawo konstytucyjne. W tym semestrze będę mieć też dwa nowe, więc zobaczymy jak to będzie wyglądało.
Dlaczego prawo rzymskie? Cóż, to z pewnością pewien fundament pod prawo cywilne, aczkolwiek nie utylitaryzm jest u mnie na pierwszym miejscu. Po prostu mnie to ciekawi i intryguje - sprawy sądowe sprzed dwóch tysięcy lat, weź tu rozwiąż studencie, weź się naucz studencie. Intryguje mnie również to, że można poznać inną po części kulturę, zobaczyć jak ludzie wtedy myśleli, jakie mieli priorytety, sposób na życie, z jakimi sprawami przychodzili do sądu, tudzież przed pretora i zobaczyć podobieństwo do tych dzisiejszych. Można się też podszkolić w łacinie - jest ona na każdym kroku, więc chcąc nie chcąc coś zapamiętujemy. Nie musimy oczywiście czytać książek po łacinie, jak to niektórzy myślą;). Nie chcę się rozpisywać, po prostu- w starożytnym Rzymie prawo obywatelskie było według mnie nad wyraz ciekawe, nic dziwnego, że wiele systemów prawnych w dzisiejszym świecie z niego czerpie. Tego się nie da opowiedzieć, to trzeba poznać - o to, to!
Prawo konstytucyjne - lubię, lubię, choć ponoć najtrudniejsze na pierwszym roku. Z  zaciekawieniem czytam o strukturze i pracy sejmu, o kompetencjach obu izb, o postaci Prezydenta RP, co może, a czego nie, o TK, o procesie ustawodawczym, o inicjatywie itp itd - wszystko jak najbardziej na czasie. Cóż, ta tematyka znajduje się w kręgu moich zainteresowań i uczenie się tego sprawia mi najczęściej przyjemność, również przez to, że jest takie intrygujące i życiowe.

*WF - jest obowiązkowy na pierwszym roku, ale to zupełnie inna bajka, niż w szkole. Tutaj wybierasz sobie przed początkiem roku, co chcesz - WF ogólny, fitness, siłownię, basen, a może gimnastykę korekcyjną. Do wyboru do koloru;). Ja wybrałam gimnastykę korekcyjną, a to dlatego, że mam problemy z kręgosłupem i co mogę powiedzieć... dobrze wybrałam:). Zajęcia sprawiają mi przyjemność, a przede wszystkim w jakiś sposób pomagają, nie są zbytnio wyczerpujące, jest miła atmosfera i trwają tylko 45 minut (a taki np. WF ogólny trwa 90 minut), są raz w tygodniu:). Polega to ogólnie na tym, że ćwiczymy na matach przy muzyce; czasem z piłką, czy z gumą, a czasem bez atrybutów. Niekiedy po bolą mięśnie, ale niezbyt długo:). Zazwyczaj ta gimnastyka korekcyjna po prostu poprawia mi humor i z chęcią na nią chodzę ^^. Co warto zaznaczyć to to, że w ciągu semestru można opuścić tylko jedne zajęcia, a tak to trzeba odrabiać, albo przyjść zawczasu w inny dzień, jak np w dzień WFu coś wypadnie. Ja do ostatnich zajęć miałam stuprocentową frekwencję - wykorzystałam ten "jeden raz" właśnie na ostatnich, bo miałam w tym czasie ustny egzamin z Doktryn.
W przyszłym roku już nie będzie WF-u, tylko angielski i jakiś przedmiot po angielsku- trochę się tego boję, ale cóż, dam jakoś radę.

*Jest też duża swoboda - to od Ciebie zależy jak ją wykorzystasz. Wykłady są nieobowiązkowe, a ćwiczenia obowiązkowe - jeśli chcesz mieć z nich zaliczenie. Ja optuję raczej za chodzeniem na jedno i drugie i tego się trzymam:). Raczej nie opuszczam wykładów, z kilkoma wyjątkami podyktowanymi takimi, a nie innymi okolicznościami.
Swobodę mają również wykładowcy/ćwiczeniowcy; nikt ich nie rozlicza z tego czy się spóźnili czy nie, na ogół jednak są punktualni, czy z tego co robią; albo też; przykładowo; jest jakieś wyjście, gościu mówi Wam, że macie być tam, a tam, na takiej, a takiej ulicy. Trzeba się jednak zorientować, że o umówionej godzinie wejście od tej ulicy jest już zamknięte i w efekcie trzeba wejść do budynku od innej ulicy. Nikogo nie obchodzi czy dotarłeś na owe zajęcia w plenerze, czy nie;). W szkole natomiast to było tak: "Ojej ich nie ma, idź po nich! Zgubili się... trzeba czekać..." Ach strasznie mnie to wkurzało. Kolejny raz mogę powtórzyć, że dla chcącego nic trudnego.

Jakie więc minusy studiów prawniczych wd mnie?

O zbyt dużej liczbie osób już pisałam, choć można to traktować jako plus i minus. Może zabrzmi to dziwnie, ale dla mnie minusem jest mała ilość kolokwiów w moich grupach. Pomyślicie sobie "cooooo?" Ale już tłumaczę: mam ogólnie problem z uczeniem się na bieżąco, nie mogę się zmobilizować. I przez to, że tak mało jest tych kolokwiów, to później przed egzaminem "aaaa mam tyle do nadrobienia". Jak na pierwsze półrocze było to niegroźnie-  materiału stosunkowo mało, tak przy przedmiotach całorocznych robi się poważniej. Chodzę na prawie wszystkie wykłady i wszystkie ćwiczenia, aczkolwiek nie mam jakoś motywacji, by czytać i na bieżąco uczyć się, co było w danym tygodniu. Na obecną chwilę jest taki jeden przedmiot, z którego mam wiele do nadrobienia, bo wykłady były cóż... niezbyt porywające, a na ćwiczeniach robiliśmy zupełnie coś innego, < a z kolokwiami licho ;)>, niemniej jednak bardziej intrygującego. Z innego zaś, do ćwiczeń się w miarę przygotowywałam, ale notatek z wykładów nie przyswajałam regularnie, chyba nawet z dwóch ostatnich wykładów nie mam ich za wiele...hmm, trzeba to zmienić.
Tak więc dlatego znajduję taki minus:). Ale to również minus we mnie - że trudno mi z motywacją, a jak już się zmotywuję i przysiądę do nauki - to z koncentracją. Na prawdę6 trudno jest mi nie odlatywać myślami, nawet jeśli czytam coś, co mnie interesuje. To dziwne, ale nie wiem co mam z tym zrobić, coś muszę. Najlepiej mi się uczy w godzinach przedpołudniowych od 9 do 12- to wiem;).  Niestety wtedy są wykłady, więc chodzę na nie, ale teraz będę miała w środę na popołudnie, więc postaram się to wykorzystać.

Kolejnym minusem, a może i plusem, (słynne "to zależy"), jest fakt, iż raczej nie ma przekładania czegokolwiek. W szkole był taki margines bezpieczeństwa "a może przełoży, a nuż się uda". Tutaj raczej tego nie ma. Jest kolokwium zaplanowane na ten dzień i w ten konkretny dzień się odbywa, nikogo nie obchodzi fakt, że masz w tym tygodniu jeszcze 3 inne rzeczy (jeśli to ostatni tydzień to np przedterminy egzaminów, a kolokwium i tak musi być wtedy). I znowu słynne "student uczy się przez cały rok". Właściwie tą konsekwencję w planowaniu czegokolwiek mogę określić raczej jako plus.

Tego, czy jest trudno, czy nie, nie traktuję jako plus albo minus. To zależy od człowieka. Jak Cię to interesuje, starasz się i przykładasz - poradzisz sobie. Ważna jest sumienność i obowiązkowość. Z tego co mówią starsi studenci - pierwszy rok jest stosunkowo łatwy, później to się dopiero zacznie. Nie mi to oceniać. Są to niewątpliwie ambitne studia, ale i pasjonujące zarazem:)

Jeszcze słówko o egzaminach - z Doktryn miałam ustny, umówienie się na konkretny dzień, parę pytań od pani profesor i wsjo. Dużo osób skorzystało z tej możliwości. Z WDP-u (wstęp do prawoznawstwa) i z Archeologii prawniczej miałam pisemny. Z WDP-u wielokrotnego wyboru, kodowany, a z Archeo jednokrotnego i niekodowany.
Jednakże w sesji letniej będą raczej egzaminy bardziej wymagające; oczywiście będzie część zamknięta, ale główny ciężar będzie przerzucony na tą otwartą. Tylko jeden bodajże egzamin będę mieć taki jak teraz miałam- test i jeden będę mogła zdawać ustnie (jeśli z kolosa dostanę wysoką ocenę). W sesji zimowej miałam 3 egzaminy, a w letniej będę mieć 5. W całyn roku mam 9 przedmiotów (no bo z WF-u nie ma przecież egzaminu;)).Przedmioty, poza obowiązkowymi możemy sobie sami dobrać, byleby nie nakładały się na siebie.
Egzaminy nie były jakoś mega trudne - najważniejsze to wiedzieć jak i z czego się przygotowywać, na co kłaść szczególny nacisk. Ale uczniowie ze starszych roczników oczywiście służą pomocą (tzn. mówią z czego najwięcej się uczyć) i to nie ironia :D. Czasami jednak z roku na rok zmienia się np. całkowicie egzamin (np. materia nie ze skryptu, tylko w całości z wykładów) i te porady są wtedy nieprzydatne. Podsumowując: można słuchać porad starszych kolegów, ale trzeba podchodzić do tego z krytycyzmem.


Aaa to chyba tyle jak na dziś, bo mega się rozpisałam, pisałam tą notkę ponad 2 godziny, razem z nieco pobieżną korektą, także wybaczcie, jeśli wkradły się jakieś błędy, czy niestylistyczne sformułowania; a i tak nie powiedziałam wszystkiego co bym chciała. Jeśli macie jakieś pytania, to piszcie w komentarzach:). Dajcie też znać, czy chcecie notkę; "Jak dostać się na wymarzone studia, jak dobrze zdać maturę", czy coś w tym stylu.

Trzymajcie się!
Paaaaa:)
















4 komentarze:

  1. Żyć nie umierać, jeśli coś będę musiał się poradzić to mogę zapytać?
    Pozdrawiam ciepło.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja szczerze jeszcze nie wiem co chcę studiować :D

    OdpowiedzUsuń
  3. No powiem ci ze niezly wpis. Ciesze sie z Toba ze przypadly Ci dp gustu te studia 😉 najbardziej mnie jednak zdziwilo ze wiecej pkt trzeba bylo miec na dziennikarstwo...

    OdpowiedzUsuń
  4. Ciekawy wpis, sama zastanawiam się nad tym kierunkiem

    OdpowiedzUsuń