czwartek, 24 sierpnia 2017

Obóz część 1. Paryż, Disneyland - Jak było? :) + zdjęcia

Heeej Wam! :)

Przychodzę dziś do Was z obiecanym postem, a mianowicie opowiem o moim pobycie we Francji i Hiszpanii. Byłam tam na obozie z biura podróży Fun-Club. Postanowiłam, że podzielę to na dwa posty, ponieważ  nie umiem się streszczać i jak na jeden wpis to by było tego za dużo ^^. . Postaram się jednak, żeby to było w miarę zwarte. Zaczynamy! :)

PARYŻ

 

Wyjechaliśmy w czwartek 3 sierpnia o 11:30 z Katowic. Pierwsze wrażenia? Prawie same dziewczyny :D. Po niecałych 24 godzinach dotarliśmy do Paryża. Hmmm... wow, wow, woooow, jakie to miasto jest piękne.Ta architektura, niesamowity klimat, natłok turystów i mieszkańców z różnych stron świata... :). Na początku wspięliśmy się na wieżę Eiffla, a ja wciąż nie wierzyłam, że naprawdę tam jestem. Wchodziliśmy schodami i tutaj odezwała się moja kiepska kondycja haha, musiałam chwilkę odsapnąć w połowie drogi. Z początku byliśmy na 1 piętrze, a następnie na 2. Na 3 można było tylko wyjeżdżać, my nie mogliśmy. Ale i tak widoki były cudowne. Paryż z wysoka wygląda jeszcze piękniej! Wyobrażacie sobie, że zwykły burger pod wieżą Eiffla kosztuje 12 euro (  51 złotych), no ale co tu się dziwić haha:). Poza tym niedaleko wieży chodziły służby specjalne uzbrojone ze wszystkich stron, widać było, że stan nadzwyczajny panuje w tym mieście.  Następnie płynęliśmy statkiem po Sekwanie, po drodze oglądając m.in Luwr, czy katedrę Notre-Dame. Później przeszliśmy się pod Łuk Triumfalny i na Pola Elizejskie, najdroższą ulicę Paryża. Po tymże zwiedzaniu poszliśmy na pyszny obiad, następnie pod katedrę Notre-Dame, tym razem z bliska, zrobiliśmy szybkie zakupy pamiątek i pojechaliśmy pociągiem do hotelu. Byliśmy zmęczeni, ale zarazem pełni wrażeń.
















DISNEYLAND


Następnego dnia czekały nas kolejne atrakcje - Disneyland! Zawsze marzyłam, by tam pojechać. Okazało się, że cały Disneyland dzieli się właściwie na dwa parki; właściwy Disneyland oraz Walt Disney Studios Park oraz pobliskie Disney Village.
Na początku udaliśmy się do WD Studios Park. Atrakcji było tyle, że nie wiedzieliśmy gdzie iść. Na początku chodziliśmy w piątkę, jednakże każdy chciał iść gdzie indziej, więc po pewnym czasie ja i mój chłopak się odłączyliśmy i poszliśmy na początku na Toy Story... ee nie pamiętam do końca nazwy tego czegoś, ale siadało się w takich zielonych meduzach (to miały być spadochrony, ale co tam, mi to bardziej przypominało meduzy) i podnosiło nas w górę w górę w górę.... nagle zatrzymywało się i szybki opad w dół. Za ostatnim razem potrzymali nas chwilę dłużej na górze, a opad był najszybszy z wszystkich. Musieliśmy odstać swoje w kolejce, ale było warto. Mieliśmy jeszcze iść wcześniej na taki hmm statek co jeździ po poziomo ustawionym półkolu (albo nawet 3/4 koła) prawie, że do góry nogami, ale patrząc na mega kolejkę zrezygnowaliśmy. Tak, kolejki to cecha charakterystyczna Disneylandu i coś nieuniknionego. Idziesz sobie i myślisz "mam cały dzień, zdążę pójść na tyle atrakcji" ! A rzeczywistość jest niestety taka, że z około 100 atrakcji zdążysz pójść na max 7 (jeśli oczywiście nie zrobisz przerwy by zjeść coś w knajpce). I właśnie z wieeelką kolejką wiązała się nasza kolejna atrakcja. Były to żółwie, ale bynajmniej wolne. One były baardzo szybkie haha. Ale po kolei. Podchodzimy za budynek... a tam... kolejka taka długa, że nie wiadomo właściwie, gdzie się kończy. No ale dobra stoimy. Po jakiejś godzinie wchodzimy w końcu do środka budynku, myślimy, że to już, zaraz wejdziemy na te żółwie, a tu nie... kolejna ogromna kolejka xD. Koniec końców dotarliśmy, nasza kolej. Na żółwie (a ściślej mówiąc skorupy żółwi) trzeba było wchodzić dość szybko gdyż były one w ciągłym ruchu. Jedna skorupa liczyła 4 osoby. Ja i mój chłopak stesty niestety trafiliśmy na miejsce tyłem do "kierunku jazdy." Ruszamy. Z zewnątrz ta atrakcja wyglądała dość niewinnie, myślałam, że tylko przejedziemy się kawałek, wyjedziemy na zewnątrz, wjedziemy do środka i koniec. Ojj, chyba bym nie poszła na to, gdybym była świadoma tego co mnie czeka. Po niewinnym początku, gdy już przejechaliśmy przez zewnątrz, zaczęliśmy jechać do góry i do góry coraz szybciej i szybciej, a później w dół, ja oczywiście zaczęłam piszczeć, zaczęło nas kręcić na wszystkie strony, raz jechaliśmy przodem, raz tyłem raz bokiem, zakręty były bardzo ostre, rzucało mną na wszystkie strony, niby byłam przypięta no ale... Po szynach w różne strony, niczym w kinie 9d na filmie o kopalni, tyle że to było w jaskini i na żywo!^^ Wydawało się że za chwilę przyfasolimy w ścianę... dość dość, zamknęłam oczy i do końca przejażdżki miałam je zamknięte. Gdy w końcu dotarliśmy do końca ("To już koniec, Kuba, Kuba, czy to już się kończy po tym tunelu?" XD ) wysiadłam i na chwiejnych nogach podeszłam do mojego chłopaka mówiąc"Ojeej". On jednak stwierdził, że było bardzo fajnie, cały czas miał oczy otwarte i, że warto było czekać te 90 minut. Później dowiedzieliśmy się od dziewczyn, że na tej samej atrakcji w Disneylandzie tego samego dnia był Borys Szyc z córką, szkoda, że my go nie widzieliśmy;).
Po wyjściu z żółwi zorientowaliśmy się, że jest już jakoś 14 i otworzyli już właściwy Disneyland. No to tam poszliśmy. Na początku obeszliśmy chyba całość zastanawiając się na co pójść. Park dzielił się na kilka sekcji np. Adventureland, Fantasyland czy Discoveryland. Kolejki - gdzieniegdzie jeszcze większe niż w tym pierwszym parku. Wchodziliśmy do bajkowych zamków, do labiryntu, czy na zwodzone mosty. Chcieliśmy iść na kolejkę, która jeździła wewnątrz góry, ale sprawdziliśmy w aplikacji, że trzeba czekać 80 minut więc zrezygnowaliśmy. Finalnie poszliśmy na samochodziki, ale nie takie jak u nas są, tylko jeździło się po takim dużym torze, każdy miał swój, można było jechać szybko,wolno jak się chciało i wpadać na siebie haha. Kolejno chcieliśmy iść na taki pociąg, który objeżdżał Disneyland wokoło, ale okazało się, że już się nie zmieścimy, a to ostatnia tura, bo zamykają... ehh szkoda! Zamiast tego poszliśmy więc na jakąś atrakcję związaną ze Star Wars, ale nie wiedzieliśmy do końca co to było. Okazało się, że wchodzi się do takiego pomieszczenia, a w kolejnym pomieszczeniu jest koleś przebrany za Lorda Vadera (ale cholernie dobrze przebrany, maska, zmieniony głos, oddech jak z horroru- wszystko). I jak przychodziła kogoś kolej, no to on tak powooli wychodził po tego kogoś, coś do niego gadał, straszył i szło się z nim i robiło się zdjęcie. Mówił do mnie coś po angielsku, czy jestem zwolenniczką Imperium itepe, a ja nie wiedziałam o co chodzi, a to dlatego, że nie oglądałam Gwiezdnych Wojen (poza ostatnim dodatkiem, który był w grudniu).
Gdy wyszliśmy z tej atrakcji nadszedł czas, by się zbierać. Cała grupa miała spotkać się w MacDonaldzie w DisneyVillage, więc poszliśmy tego szukać. Nie jedliśmy nic od śniadania (nawiasem mówiąc we Francji preferują śniadania na słodko, dżemy, dżemy i jeszcze więcej dżemów, serki, jogurty itepe) więc byliśmy mega głodni. Każdy dostał BigMaca, frytki i colę. Nie przepadam za fastfoodami, ale wówczas to było coś najpyszniejszego na świecie. Po posiłku mieliśmy jeszcze godzinę, więc poszliśmy popatrzyć na sklepy. Mojego chłopaka najbardziej zaabsorbował Lego Shop, natomiast mnie sklep księżniczek haha :D. Obeszliśmy chyba wszystkie sensowniejsze sklepy, w jednym z nich był nawet dział Christmas i pełno bombek, łańcuchów i śnieżynek haha, w sierpniu ^^.
Następnie nadszedł czas by wyjeżdżać. W drodze na parking widzieliśmy znowu uzbrojone służby patrolujące teren. Spieszyliśmy się, żeby zdążyć na rano na śniadanie do Lloret de Mar, więc przez całą noc były tylko jakieś 2 postoje.














Taam tam taaam i tak zakończyła się nasza Paryżowa przygoda. Mówiłam Wam, że ja nie umiem się streszczać tak więc podzielę relację z obozu na dwa wpisy. W kolejnym będzie już tylko o Hiszpanii :).

Piszcie, czy Wy byliście kiedyś w Paryżu i czy Was też to miasto tak zachwyciło? A może chcielibyście pojechać?:)

To tyle na dziś,
za kilka dni przyjdę z częścią 2 - Lloret de Mar i Barcelona :).
Trzymajcie się
Paaaaa! :)

niedziela, 20 sierpnia 2017

Nie bój się wychodzić z inicjatywą! :)

Heeej Wam!:)

Dawno mnie tu nie było. Planowałam przyjść z postem o obozie, z którego niedawno wróciłam, aczkolwiek jak to u mnie plany lubią się zmieniać :). Następny post będzie o tejże podróży. A dzisiaj... dzisiaj będzie kilka zdjęć z Lloret de Mar, więc plan częściowo wykonany haha ^^.
A oprócz tego...



Nie wiem, czy jestem pewna siebie, ale wiem, co chcę osiągnąć. Mam cel, do którego dążę. Jeśli pewność siebie okaże się niezbędną do realizacji tegoż przedsięwzięcia, wykształci się ona samoistnie podczas wykonywania kolejnych działań, kolejnych kroków.



Gdy mam poczucie, że mogę zrobić coś dobrego, chowam gdzieś niepewność i obawy. Mam pomysł, realizuję go i oglądam efekty.



Ten nic nie zyskuje, kto nic nie robi. Życie jest zbyt krótkie by bać się wychodzić z własną inicjatywą. Zmieniaj świat koleżanko, zmieniaj świat kolego. Choćby to było dotarcie do kilku osób... to także "liczy się" jako zmiana świata. Bo oni są jego częścią, czyż nie?



 Twoje pomysły w pierwszym starciu mogą zostać odrzucone,ale nie poddawaj się, forsuj i forsuj, aż przeforsujesz. Gdy nie wyjdzie, zwróć się z tym do innej grupy osób. Nie wpuszczają drzwiami - właź oknem. Pod warunkiem, że wiesz wiesz, iż to, co planujesz przyniesie naprawdę dobre owoce, gdy się ziści. To nie mogą być spontaniczne wymysły, lecz akcje przemyślane tygodniami. Jeśli jesteś pewien, że ta inicjatywa przyniesie dobro na małą, bądź dużą skalę - walcz o jej realizację.



W mojej głowie aż się roi od inicjatyw. Mam jednak taką, która chodzi już za mną od kilku miesięcy. Przed wakacjami, na wakacjach, było tuż-tuż do realizacji, aż pojawiła się fundamentalna przeszkoda. Po wakacjach byłoby prosto, gdyby nie fakt zmiany hmmm że tak powiem - punktu odniesienia. Mam jednak ludzi na oku. Czy uda się ich przekonać? Oby, bo sytuacja będzie podwójnie sprzyjająca, że tak powiem - dwie pieczenie na jednym ogniu. Z mojej strony pozostaje merytorycznie, technicznie i mentalnie przygotować się na forsowanie mojego pomysłu. Ale wiem, że warto. I będę walczyć.




To tyle na dzisiaj. A u Was jak jest, jeśli chodzi o wychodzenie z inicjatywą? + Gdzie byliście w te wakacje? Piszcie :).

Do następnego,
Trzymajcie się,
Paaaaa! :)

poniedziałek, 24 lipca 2017

Pomagasz innym dla swojego dobra czy ich?


źr. obrazka weheartit.com

Hej Wam :).

Witam was po ponad miesięcznej przerwie w pisaniu spowodowanej; brakiem czasu, pobytem na oazie letniej i na końcu brakiem weny. Ale wracam już do bloga, bo stęskniłam się trochę za tymi klimatami, pisaniem i dzieleniem się swoimi myślami. Poza tym zdałam sobie sprawę, że to wszystko jest po coś, nie tylko po to bym mogła uporządkować swoje myśli, ale przede wszystkim to co tu zamieszczam jest dla Was. Nie chcę więc tego porzucać.

Co u mnie? Matury mi poszły ogółem lepiej niż się spodziewałam, dostałam się na te studia, które chciałam, więc jestem mega zadowolona :). Złożyłam papiery, potwierdziłam; lokum też już mam więc dobrze jest :)). Póki co spokojnie, mało wyjeżdżam i mało niestety zażywam ruchu, a to dlatego, że będąc w czwartek na basenie odezwały się znowu moje potłuczone żebra i gdy pływałam zaczęły mnie na nowo boleć. Tak więc muszę się oszczędzać, bo do mojego kolejnego wyjazdu zostało jakieś 10 dni.
Jaki to wyjazd? Mój wyśniony wymarzony, bowiem jest to obóz w Hiszpanii, a dokładniej w Lloret de Mar. Już nie mogę się doczekać <3. To mój ostatni obóz (przynajmniej jako uczestniczka hihi), bowiem można na nie jeździć do 19 roku życia włącznie, a ja mam właśnie tyle. Tak więc postanowiłam, że na ostatni raz musi to być coś naprawdę super. Oczywiście moje poprzednie kolonie, czyli Bułgaria i Chorwacja też były bardzo udane, tyle, że były dość blisko. Hiszpania to będzie najdalszy odwiedzony przeze mnie kraj do tej pory, tak daleko od domu nie byłam jeszcze nigdy haha :).
Ponadto dzisiaj mija dokładnie rok, odkąd jestem z moim chłopakiem, no tak rok temu  o tej porze był ŚDM, wow kiedy to minęło, ale jestem mega szczęśliwa, że już tyle razem jesteśmy :)).

Jak było na oazie letniej? Na pewno inaczej niż zwykle, bowiem pierwszy raz nie jechałam jako uczestniczka, lecz jako animatorka (to jest taki jakby wychowawca do dzieci, ale trochę się to różni). To, że inaczej nie znaczy, że było gorzej, nie nie. Nowe doświadczenia i nowe przeżycia - buena! :) Lubię znajdywać się w nowych sytuacjach i robić coś, czego do tej pory jeszcze nie próbowałam. Tzn. z początku przeważnie się boję, ale jak przyjdzie co do czego to jestem później zadowolona :)). Moja grupa, tak jak i reszta uczestników byli naprawdę wspaniali, bardzo mnie ubogaciły rozmowy z nimi i wspólnie spędzony czas. Dużo się od tych dzieci nauczyłam. Duchowo również plusy, zwłaszcza w codziennych trudnościach spotykałam Bożą Opatrzność. Bóg posyła - Bóg uzdalnia - oo tak, poczułam to na własnej skórze. Byłam bardziej opanowana i spokojna niż zwykle oraz nie przejmowałam się drobnostkami tak bardzo jak to mam w naturze. Podchodziłam do tego co się działo z takim fajnym dystansem, przez co trzymałam nerwy na wodzy. Zdecydowanie widzę w tym działanie Pana Boga. Podsumowując ta oaza to był naprawdę udany czas :).
***

Przechodząc już do tematu właściwego dzisiejszego postu... Ostatnio naszły mnie przemyślenia na temat pomagania innym. Zainspirowała mnie do tego jakże popularna przypowieść o ubogiej wdowie. Inni, bogaci ludzie dawali do skarbony to co im zbywało, nadmiar pieniędzy, do niczego im niepotrzebny, który mogli bez żalu oddać. Uboga wdowa jednak dała wszystko co posiadała, wszystkie swoje pieniądze, chociaż miała ich bardzo mało. A jeśliby przełożyć tą opowieść na życie, ale nie odnosić jej tylko do pieniędzy? Niech monety będą symbolem... czasu. Naszego czasu. Czasu, którymożemy przeznaczyć na własne cele lub też ofiarować go innym. Bo żeby dać coś z siebie drugiej osobie, rozmowę, miłe słowo, pocieszenie, uścisk, radę,pomoc... musimy również jednocześnie ofiarować jej nasz czas.

Kiedy więc zachowujemy się jak ci "bogaci ludzie" dający z tego co nam zbywa? Taki przykład; jesteś zapalonym matematykiem, lubisz rozwiązywać zadania, nierzadko w wolnych chwilach i sprawia ci to przyjemność. Jesteś też najlepszy z całej klasy z tego przedmiotu. Siedzisz sobie na przerwie w szkole, nie masz co robić ,strasznie ci się nudzi, bo akurat ci z którymi trzymasz gdzieś wybyli. Podchodzi do ciebie kolega i pyta się, czy wytłumaczysz mu ostatnie trzy zadania z matmy, które były do odrobienia w domu. W sumie to się cieszysz, bo zrobisz coś co lubisz i nie będzie Ci się na tej przerwie nudziło. Pomagasz mu. Nie dlatego, że chcesz by to w końcu zrozumiał, ale dlatego, że tak będzie w tej sytuacji dla Ciebie korzystnie. E tam i tak nie mam co robić, nudzi mi się, to w sumie mu pomogę.

Kiedy natomiast zachowujemy się jak uboga wdowa? Umówiłaś się z koleżanką, że po lekcjach pójdziecie na pizzę. Zajęcia się kończą, ubieracie się i już już macie wychodzić ze szkoły, gdy podchodzi do Ciebie znajoma z klasy niżej. Prosi Cię byś wytłumaczyła jej logarytmy przed kartkówką. "Okay, a kiedy ta kartkówka?" - pytasz. "Na tej lekcji mamy okienko, a na kolejnej jest kartkówka". Dodajmy jeszcze, że nie przepadasz za matmą, nie pasjonuje cię ona, po prostu ją ogarniasz i tyle. Zastanawiasz się co jej odpowiedzieć, z jednej strony chciałabyś się w końcu wyluzować, już nastawiłaś się, że od razu po lekcjach będzie pizza, ale z drugiej strony... chcesz jej pomóc. Pytasz się koleżanki, z którą jesteś umówiona, czy możecie iść na tą pizzę godzinę później. Mogła mieć czas i się zgodzić ,a mogła nie mieć i przełożyć spotkanie na inny dzień. To nie jest najistotniejsze. Pomagasz znajomej z niższej klasy. Poświęcasz jej tą godzinę lekcyjną i ćwiczycie logarytmy. Później ona dziękuje ci i bardziej pewna siebie niż zwykle przed kartkówkami idzie na lekcję. To już nie tak bardzo istotne, czy dzięki Tobie otrzymała lepszą ocenę, niż by to było bez Ciebie. Najprawdopodobniej tak.
Ale zrobiłaś to. Dałaś jej swój czas, chociaż mogłaś przeznaczyć go do swoich celów, na swoje przyjemności. Zmieniły Ci się plany. Ale dałaś wszystko co w tym momencie miałaś. Mogłaś robić coś innego, ale mimo to postanowiłaś pomóc, dla niej. Dałaś jej swój czas.

A Ty jak najczęściej pomagasz? Niektórzy mówią, że po tym jak już pomogą drugiej osobie, to wcale nie czują się przez to lepiej. Dlaczego? Gdy mama prosi cię o pomoc w sprzątaniu pomagasz jej, bo chcesz by miała mniej do roboty, lub sobie odpoczęła po całym dniu pracy, czy pomagasz jej, bo nie chcesz by robiła ci wymówki, krzyczała, czy narzekała na ciebie, że się lenisz? Zastanówmy się nad tym w jaki sposób najczęściej pomagamy innym i co można by w tej naszej pomocy zmienić. Gdy będziemy pomagać z dobrego serca, czyli po to, by druga osoba miała lżej, by przysłużyć się dobru ogółu, z troski o kogoś kto sobie nie radzi; z pewnością będziemy mieli do tego większe chęci i później dobre samopoczucie, niźli wtedy gdy pomagamy z przymusu, od niechcenia, lub z nudów.

A Wy co sądzicie na ten temat? Piszcie ! :)

To by było na tyle,
do następnego wpisu
trzymajcie się i udanych wakacji życzę
Paaaaa! :)






środa, 14 czerwca 2017

Kobiety są wartościowe i mają piękną osobowość vs. "ideał nowoczesnej kobiety".

Hej Wam :).
źr. - Weheartit.com

Dzisiaj poruszę nieco poważniejszy temat. Ostatnimi laty możemy zauważyć rosnące zainteresowanie kobietą. W telewizji, w internecie, w różnego rodzaju czasopismach, poradnikach... słowem - wszędzie. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie fakt, że zainteresowanie to sprowadza się głównie do zewnątrz - ciało, wygląd, makijaż, fryzury, bycie "fit" itd. Jak wyglądać seksownie - to chyba najczęściej pojawiająca się myśl przewodnia.
Nie byłoby w tym nic złego, gdyby... Albo nie, przyjrzyjmy się typowej kobiecie promowanej przez różne środki masowego przekazu:
- jest szczupła
- posiada talię osy i jednocześnie kobiece kształty
- duże usta to jej znak rozpoznawczy
- "supermodnie" się ubiera
- ma perfekcyjny makijaż
- idealnie wyregulowane... wszystko

Ale, ale nie zatrzymujmy się tylko na wyglądzie. Idźmy dalej - co taka kobieta robi?

- jej kariera rozwija się w zawrotnym tempie, pracuje w korporacji i dużo zarabia
- wyjeżdża na zagraniczne podróże
- ubiera się u projektantów
-  medytuje i biega
- regularnie odwiedza salony piękności

Czy któraś z tych cech wyglądu/ubioru czy czynności jest zła? NIE. Nie ma w tym nic złego. W czym rzecz? Ale idźmy jeszcze dalej. Jak ta nowoczesna kobieta podchodzi do relacji z innymi do związków?
- ma partnera przez jakiś czas, później jej się znudzi i już go nie ma
- wypróbowuje facetów
- Tinder, tinder, tinder...
- najważniejsze są wygórowane oczekiwania tejże kobiety, nieidealni - spadać
- facet ma być bogaty, dobrze ubrany, superprzystojny i najlepiej niech też pracuje w korporacji
- "seks na pierwszej randce? W życiu! Ale na piątej to już tak..."
- "bądźmy w sezonowym związku nie angażując się uczuciowo, a później jak już nam się znudzi rozejdźmy się jakby nigdy nic, bez emocji, bez żalu."
- po kilku randkach można ewentualnie zapaść się pod ziemie i przestać odzywać...
- "ślub, dzieci, związek na zawsze? O nie! Ja chce się dobrze bawić, wyszaleć, poużywać życia, póki jestem młoda."
- "Mój wygląd świadczy o mojej wartości."

Czytające to nastoletnie, czy nawet dorosłe kobiety zapewne pomyślą sobie teraz; "Co za zołza, to nie o mnie". I słusznie. Skoro więc takie nie jesteśmy, to do kogo mass-media kierują ten przekaz, na kim wzorowany jest wizerunek kobiety, który promują?
Proszę Was... ile kobiet pracuje w korporacji w Warszawie i spełnia pozostałe wymienione wyżej warunki, co do wyglądu, ubioru, sposobu spędzania wolnego czasu i podejścia do związków? Obstawiam, że nie więcej niż 5% na całą Polskę. A według gazet takich jak "Glamour" takich kobiet jest co najmniej 80%, bo prawie, że tylko o takich piszą. Nie spełniasz kryteriów- no cóż... musisz się dostosować, być "na czasie", bo inaczej... nie będziesz YOLO, nie zrobisz kariery, nie będziesz w zgodzie z sobą, nie znajdziesz sobie chłopaka... wooo straszne serio.
W gazetę "Glamour" zwątpiłam już dawno, po tym jak zobaczyłam tam artykuł o chodzeniu do wróżki, jakie to jest super i "trendy". Serio? Ciemnogród. Ciemnogród. Ciemnogród. Takie zabobony to w średniowieczu były, sorki. Albo...w innej: "osoby spod określonego znaku zodiaku mają określone cechy charakteru." Jacy naukowcy to potwierdzili przemądra gazetko? Cóż ja myślałam, że niektóre cechy charakteru dziedziczymy, a niektóre nabywamy- warunkuje je środowisko, w którym żyjemy. Ta opcja brzmi znacznie bardziej racjonalnie ;).

Ale wracając do tematu. Jak nie dać się omamić "ideałowi nowoczesnej kobiety", która ma być zimna, nieczuła, nie angażować się emocjonalnie, aa i oczywiście być seksowna, by móc pełnić rolę "obiektu westchnień" wielu mężczyzn na raz?
Myśleć. Przede wszystkim myśleć. Odciąć się od tego chłamu, który próbują nam wciskać i pomyśleć. Czy taka kobieta rzeczywiście jest szczęśliwa? Czy Twoim pragnieniem jest zmieniać co kilka miesięcy faceta, oczywiście uprzednio wypróbowując go na wszelkie możliwe sposoby, ubierać się tak, żeby oglądał się za Tobą każdy facet (starzy i brzydcy też- każdy to każdy) i myślał sobie "Oo k... ruchałbym ją!" Tego naprawdę chcesz? Zapewne odpowiesz teraz: "Nie!" Miej to na uwadze, gdy następnym razem będziesz czytać artykuły w jednej z "wielce oświeconych" kobiecych gazet, czy też na kobiecych portalach internetowych.
Jak widać też takie gazety czytam. W czym rzecz? Dystans, ogromny dystans. Lubię poczytać artykuły o podróżach, makijażu, modowe, wywiady z sławnymi osobami często inspirujące, pośmiać się z pseudoporadników...Dlatego takie gazetki kupuje. Ale gdy tylko widzę hasła typu "millenialsi", "benching", "situation-ship", czy "ghotsting", to już wiem, że za chwilę zacznie się pomylone gadanie o atrapie szczęścia, wadliwej w dodatku.

W tejże promowanej przez kobiece pisma atrapie szczęścia nacisk kładziony jest oczywiście na kobiety, ich sytuację. Upraszczając kobieta sprowadzana jest do jej ciała; ładna z przodu, ładna z tyłu, idealna do użycia. Nie do życia droga dziewczyno, lecz do użycia. Ty nie masz być (dobra, łagodna, pokorna, kochająca, uczciwa, obowiązkowa, wierna, charyzmatyczna, pomysłowa, odważna, oddana...), ty masz mieć (dobrą pracę, masę pieniędzy, pociągające ciało odpowiednio odkryte i wyeksponowane, drogie ubrania i nienaganny makijaż)!

Serio? Sprzeciwiam się. Kobieta ma tak wiele do zaoferowania... charakter, pasję, zainteresowania, poglądy, wartości, plany na przyszłość, wizję świata, wizję jej własnego życia, uczuciowość, dobre serce...
 Dlaczego to wszystko ma być przykrywane wyzywającym nierzadko strojem, wyglądem, zachowaniem, wyzbyciem się uczuciowości, bezwzględnością, konsumpcyjnym nastawieniem do życia?
Chcesz znaleźć sobie wartościowego chłopaka? Nie bój się okazywać tej prawdziwej, szlachetnej strony kobiecości, jej pięknych właściwych sobie cech takich właśnie jak; oddanie, dobroć, łagodność, uczuciowość, wierność, zdolność do poświęceń, altruizm, współczucie...
A także właściwych sobie, zgodnych z Twoim charakterem; może jesteś odważna, może niezwykle kreatywna, masz nietypową pasję, dążysz do wielkich rzeczy, a może jesteś niezwykle skromna lecz masz w sobie siłę do pokonywania przeciwności losu lub też posiadasz talent przywódczy, pewność siebie i zdolności organizatorskie? W każdym przypadku jesteś wspaniała. Ty, właśnie Ty. I to te Twoje cechy, osobowość powinny być zawsze na pierwszym planie. Nie idealny wygląd, nie perfekcyjny ubiór,  nie bycie "fit" i nie chęć bycia obiektem westchnień każdego faceta. Każdy Cię pragnie? Słabo. Dlaczego? To oznacza, że jesteś przeciętna. Dla tego jedynego będziesz wyjątkowa, jedna na milion, najlepsza, najpiękniejsza. Ale zachwyć go swoją osobowością. Wygląd z roku na rok będzie coraz mniej atrakcyjny. Natomiast Twoje wnętrze wraz z upływającym czasem może być dla niego i dla wszystkich coraz bardziej atrakcyjne. Daj się odkrywać, powoli odkrywać, niczym głęboko schowany skarb, bądź najbardziej inteligentną zagadką, codziennym wyzwaniem dla niestrudzonych, niedającą się znudzić.

I bądź też... piękna! Właśnie tak. Ubierz się w swoje najlepsze ubrania, dopasuj je idealnie bądź nie. Lubisz podążać za modą ? Super! Wolisz próbować własne kombinacje, których aktualnie nikt nie nosi? Też świetnie! Najważniejsze byś czuła się komfortowo i po prostu pięknie. Modnie i godnie - te dwa przymiotniki świetnie ze sobą współgrają. Makijaż? Podkreśl swoją urodę. Pamiętaj, że dzięki makijażowi można podkreślić urodę, a nie ją stworzyć. Jesteś piękna taka jaka jesteś, nie potrzebujesz tony tapety. Niemniej jednak jeśli dobrze wyglądasz w makijażu to go noś. Każda kobieta jest piękna, wystarczy, że to piękno z siebie wydobędzie. Idź do fryzjera, zrób fryzurę taką jaka Ci się tylko podoba, taka która pasuje do Twojej osobowości i wyglądu.

I idź zdobywać świat swoją charyzmą, uśmiechem, inteligencją, mądrością, zrozumieniem dla drugiej osoby, empatią, kreatywnością, poczuciem humoru, dobrym sercem i tym co jeszcze posiadasz, a posiadasz wiele, uwierz w to, odkrywaj to!;) Nie daj sobie wmówić, że o Twojej wartości świadczy perfekcyjny wygląd i stan konta...

Wychodzę z domu, rozglądam się po okolicy... i widzę setki nieszczęśliwych kobiet; czy to w małym mieście, czy w dużym, czy też na wsi. Tak nie może być. Zasługujemy na to by być szczęśliwe. W internecie to samo; patrząc dyskusje w różnorakich grupach, czy pod postami na fanpagach można spotkać dziewczyny piszące wprost "jestem nieszczęśliwa" bądź też dające to do zrozumienia pośrednio. Przyczyn jest oczywiście wiele, ale ta nad którą się skupiam w tym poście to narzucane przez społeczeństwo masowe niezdrowe kanony; kult ciała, z pominięciem wnętrza. Dziewczyny w różnym wieku piszą o sobie, że są brzydkie, bezwartościowe i nikt ich nie zechce. Z wyglądem można eksperymentować - zmień fryzurę, dobierz makijaż, który pasuje do Twojego typu urody, jeśli masz nadwagę - zacznij ćwiczyć i ogranicz słodycze. Ale ćwiczyć dla siebie, nie po to by za parę miesięcy afiszować się z półnagimi zdjęciami na Instagramie - chcesz budować poczucie własnej wartości na setkach osób, które Cię prawie że nie znają? Sama widzisz w lustrze jak jest. Opinia innych ani Ci nie odbierze ani też nie doda wartości pamiętaj. Wartość już masz, zawsze tę samą, czyli największą, bo jesteś jedyną sobą na świecie ;).
 A więc skup się na swoim wnętrzu. Chłopcy, którzy lecą na sam wygląd... cóż.. sama wiesz jak jest. To, czy znajdziesz sobie w przyszłości faceta marzeń wcale nie zależy od tego czy masz bardziej, czy mniej typową urodę. Zachwycisz go swoim charakterem, tym jaka naprawdę jesteś, swoją oryginalnością. Więc pracuj nad rozwijaniem swych dobrych cech charakteru, co wpłynie na pewność siebie i poczucie własnej wartości. Wykorzystaj swój talent, by przysłużyć się dobru innych, pokaż co potrafisz; zrób coś dobrego dla drugiej osoby, bezinteresownie, chociaż Cię nie prosiła. Gwarantuję, że przyprawi Cię to o lepsze samopoczucie i da więcej szczęścia niż wizyta w najlepszym salonie piękności ;).

_______________________________

To by było tyle na dziś :). Notka wyszła w sumie dłuższa niż planowałam, ale... zaraz, ja jej przecież nie planowałam. Usiadłam wczoraj po 22 do laptopa, przyszła mi taka myśl, rozwinęłam ją, przed chwilą dokończyłam i jest.

A Wy drodzy czytelnicy co sądzicie na temat promowanego przez mass-media "ideału nowoczesnej kobiety"? Piszcie :D.

Trzymajcie się,
Paaaaa! :))


wtorek, 6 czerwca 2017

30 nietypowych i typowych pytań

Hej Wam! :)

⧫Chyba wtorek będzie moim dniem postów haha. Dzisiaj, coby posty były różnorodne będzie tag 30 nietypowych i typowych pytań. Chociaż najbardziej i tak lubię pisać posty z przemyśleniami, ale trzeba próbować nowych rzeczy ^^.
Let's start :).

1. Lubisz wyróżniać się z tłumu ?

Jeśli chodzi o wygląd, to nie mam jakiś szczególnych aspiracji, by ludzie których mijam na ulicy oglądali się i myśleli "Ona ma różowe włosy!" itp. Natomiast lubię się wyróżniać, jeśli chodzi o moje poglądy, wartości, styl bycia, zachowania się itp .
  
2.Co ma wspólnego łyżeczka z jesienią?

Jesienią można jeść szarlotkę tą łyżeczką... czy coś.

3.Jakiego kłamstwa najczęściej używasz ?

"Życie jest bez sensu". XD

4. Czy uważasz że warto utrzymywać kontakt ze swoim byłym lub byłą?

Nie mam byłego ani byłej, ale uważam, że na ogół nie warto. Po co powracać do tego co było; aby rany się zagoiły lepiej jest nie widywać tej osoby. Chyba, że rozstanie nastąpiło w przyjaźni, ale to się raczej rzadko zdarza.

5.Wyobraź sobie ze masz magiczne okulary pokazujące twoje życie za 5 lat. Czy możesz opisać mi co widzisz ?

Studentka, właściwie to kończąca już studia. Mająca męża i z nim własne mieszkanko, póki co jeszcze w bloku gdzieś w Krakowie. Podróżniczka i pisarka. Mająca za sobą i przed sobą wiele wspaniałych przeżyć. This is it <3.

 6.Pewnego ranka wstajesz rano, wyglądasz przez okno, słyszysz krzyki, wszędzie krew i już nic nie jest takie samo- to apokalipsa Zombie. Masz w sobie tyle odwagi by stawić im czoła ? Jeśli tak, to czym zamierzasz walczyć o własne życie ?

Wybieram opcję: Uciekam na Madagaskar ;).

 7. Jak Czujesz się z tym że Jesteś mordercą ? Zapewne w tym roku z twojej reki zginęło wiele muszek i komarów.

Nie zabijam na ogół much, bo się ich brzydzę. W tym roku nie atakował mnie jeszcze żaden komar, to żadnego też nie zabiłam, a przynajmniej nie przypominam sobie tego ;).

8.Najgorsza i najlepsza książka?

Nie umiem odpowiedzieć na to pytanie, bowiem w życiu przeczytałam wiele niezbyt dobrych książek, ale i wiele zachwycających. Nie umiem wybrać po jednej pozycji z każdej z tych dwóch kategorii.

9.Czy komplementy sprawiają że czujesz się pewniej ?

Taaak! <3

10.Pamiętasz w dzieciństwie jak piekło się babkę z piasku ?  Co wtedy się mówiło ?

Robiłam babki z piasku za pomocą wiaderka, pamiętam tylko, że klepałam w denko, żeby lepiej wyszła, ale czy coś mówiłam... Aż sprawdzę z ciekawości w internecie XD. ---> "Babko, babko udaj się, jak się nie udasz to Cię zjem". Kurczę, faktycznie tak się mówiło :D.
 
11.Zdarzyła Ci się taka sytuacja ?  Wchodzisz do kuchni,  na dworze temperatura 30C w cieniu, otwierasz zamrażarkę, patrzysz - lody, otwierasz pudełko a tam KOPEREK ?

Tak, ale nie w domu. U mojej babci kilka razy tak mi się zdarzyło ;).

12. Na co jako pierwsze wydała byś kasę z wygranej 1 mln zł ?

Podróże, podróże i jeszcze raz podróże <3.

13. Wymarzony chłopak/dziewczyna ?

Mój chłopak :).

14. Jakiego rodzaju muzykę lubisz i dlaczego ?

Lubię rock, bo można się przy nim wyżyć. Lubię muzykę taneczną, bo można się przy niej wytańczyć. Lubię niszowe kawałki, bo można przy nich pomyśleć.

15. Bogactwo, czy prawdziwa miłość na zawsze ?

Prawdziwa miłość na zawsze <3.

16. Jak dziś jesteś ubrany ?

Dziś jest piżamowy dzień :).

17. Co zazwyczaj robisz w deszczową pogodę ?


Siedzę w domu i robię twórcze rzeczy, albo... cokolwiek.

18. Jaki jest twój styl ?

Ubieram się w to, co mi się podoba. Trudno go określić.

19. Przejmujesz się tym co inni o tobie myślą inni?

To zależy kto.  Naprawdę niewiele osób mnie dobrze zna. Najczęściej plotkują o mnie osoby, które nigdy ze mną nawet nie rozmawiały i nic o mnie nie wiedzą, bądź te które znają mnie słabo, więc... Czym tu się przejmować haha :).
Ważne jest dla mnie tylko to, co myślą o mnie bliskie mi osoby, te, które mnie dobrze znają.

20. Jak byś zareagował/zareagowała na to gdyby chłopak zechciałby z tobą chodzić po pięciu dniach znajomości ?


Hoho 5 dni to trochę krótko, żeby podjąć taką decyzję. Nie wiem jakbym zareagowała haha, jakbym miała 12-14 lat, to pewnie inaczej, a jak 16-17 to jeszcze inaczej. Mnie o "chodzenie" mój obecny chłopak poprosił, gdy miałam 18 lat; zgodziłam się od razu, aczkolwiek było to po kilku miesiącach znajomości ;)).

21. Miejscowość do której chciałabyś pojechać ?

Sydney

22. Jaka jest najbardziej szalona rzecz którą zrobiłaś ?

Omg, w tej chwili trudno mi jest sobie przypomnieć taką mega, mega szaloną. Hmm.. w dzieciństwie weszłam wysoko na drzewo orzech, zatrzymałam się mniej więcej na wysokości 3 piętra
i zrobiłam fikołka na gałęzi (wiecie taki fikołek co się go robi np. na trzepaku), to nic, że gdybym spadła albo gałąź się złamała... pamiętam do dziś tę adrenalinę. Ale to było raczej głupie niźli szalone! Ile ja lat wtedy miałam... chyba 9 xD. Powinno się wycinać orzechy, bo zdecydowanie za łatwo się po nich wspina, mają takie idealne gałęzie do tego xD.
A w dorosłym życiu, to już takie średnio szalone, np. zapisałam się na obóz zagraniczny, gdzie nikogo nie znałam, albo wybrałam się tak o do Warszawy, takie tam 370km, tylko po to by spotkać się z koleżanką, albo pojechałam z inną kol na koncert do Nowej Słupi, kiedy wiedziałam, że nie ma czym wrócić i wracałyśmy przez całą noc, błąkając się nocą po obcych miastach, z kilkoma przesiadkami. Ale w porównaniu do tego, co robiło się w dzieciństwie to takie średnio szalone xD.

 23. Ulubiony napój ?

Sok wieloowocowy z Biedronki xD. I kakao, nie umiem wybrać hah.

24 .Chciała byś wszystko wiedzieć ?

Niee, to by było zbyt męczące się tego wszystkiego dowiadywać. Poza tym, gdybym wszystko wiedziała, to świat nie byłby już taki ekscytujący i tajemniczy. Było by mi najzwyczajniej w świecie nudno.

25.Z jakiej przeglądarki korzystasz ?

Aktualnie z Mozilla Firefox.

26.Najbardziej wkurzająca rzecz na świecie ?


Kiedy gubisz coś cennego.

27.Wolisz upał czy jak jest bardzo zimno ?

Zdecydowanie wolę upał :).

28. Herbata zielona vs. czarna ?

Żadna. Nie piję ani takiej ani takiej. W ogóle rzadko piję herbatę, a jak już to owocową.

29. Twoje największe marzenie ?

Być spełnioną życiowo, szczęśliwą kobietą, mającą rodzinę i mogą robić to co  kocha tzn. realizować się jako żona, mama, pisarka i podróżniczka, ewentualnie działać jeszcze w polityce. A po śmierci zostać zbawioną. Chyba tyle:).

30. Co sądzisz o tatuażach, chcesz mieć? 

Nie podobają mi się. Nie chcę ich mieć z czterech powodów; boli przy robieniu, zostają na całe życie i po jakimś czasie mogą wyglądać nieatrakcyjnie, mógłby mi się szybko znudzić i jak już mówiłam nie podobają mi się wizualnie.

___________________________________

⧫Tam tam taam :). To by było na tyle.

➩Piszcie w komentarzach, w której z poruszanych kwestii zgadzacie się ze mną, może wiele nas łączy, kto wie ?;)

⧫Trzymajcie się ,
Paaaa! :)


wtorek, 30 maja 2017

5 wymyślonych przeze mnie fabuł powieści

Hej Wam :).

Jak widzicie powróciłam do bardziej regularnego zamieszczania postów na blogu. Dzisiaj post trochę nietypowy i trochę szalony. Będzie się w nim znajdowało 5 wymyślonych przeze mnie opisów powieści . Chciałabym, żeby kiedyś takowe książki się ukazały haha :D. Napiszcie mi później w komentarzu, którą książkę <jeśli by oczywiście takowa istniała> z tych pięciu przeczytalibyście najchętniej.

Zaczynamy! :D


1) Kroki Ohayo
gatunek: powieść przygodowa

Grupa przyjaciół z Nowego Orleanu wybrała się na wakacyjną podróż do Australii. Podczas zwiedzania Parku Narodowego Kakadu jedna z dziewcząt - Alice wpada do przepaści pomiędzy dwoma skałami. Przyjaciele nie mogą jej sami w żaden sposób wyciągnąć pomóc, więc ruszają by poszukać pomocy. Dziewczyna szczęśliwie zsunęła się pomiędzy blisko położonymi skałami, nie doznała większego uszczerbku. Nie mogła jednak w żaden sposób dostać się spowrotem na górę. W oczekiwaniu na ratunek zaczęła, przyświecając sobie latarką, rozglądać się po miejscu, w którym się znalazła. Wewnątrz skały były wyżłobione z obu stron. Na jednej z nich Alice dostrzegła napisy w nieznanym jej języku. Pod inskrypcją ujrzała niewielkie wgłębienie i postanowiła włożyć w nie swą rękę...

2) Dziecko ze szramą
gatunek: dramat

Podczas II wojny światowej 13-letnia Agathe - pół niemka-pół romka mieszka wraz ze swoją macochą i babką we Frankfurcie. Jej matka zginęła podczas zmasowanego ataku nazistów na Mszy katolickiej, gdy dziewczynka miała 11 lat, natomiast ojciec walczy pod dowódctwem Fedora von Bocka gdzieś pod Moskwą. Pewnego dnia Agathe wybiera się na strych i odkrywa tam dokumenty poświadczające, że jej macocha - pozorująca na antysystemowca i wzorową katoliczkę, jest członkinią partii NSDAP, a co więcej jeszcze przed wojną brała udział w spisku przeciwko tamtejszemu burmistrzowi, w wyniku którego ten został bestialsko zamordowany. Dziewczynka ma wrażenie, że właśnie cały jej świat stanął na głowie. Jest przerażona, boi się komukolwiek o tym powiedzieć, wiedząc jakie byłyby tego konsekwencje. Przeczuwa, że to kwestia miesięcy, a może nawet dni, a jej macocha ujawni swe prawdziwe oblicze i wyda ich na pewną śmierć. Do tej pory udało się jej ukryć swoje eksterminowane przez władzę romskie korzenie oraz przywiązanie do wiary katolickiej, jednakże, gdy mieszka pod jednym dachem z pionkiem w tym zbrodniczym reżimie... Agathe z początku postanawia uciec z domu, nie może jednak pozostawić swojej ukochanej babci na pastwę losu. Decyduje się więc upozorować śmierć ich obu...

3) Dziesiąta muza rano
gatunek:powieść społeczno-obyczajowa

Sophie jest 18- letnią atrakcyjną mieszkanką słonecznej Kalifornii. Z pozoru to beztroska i uśmiechnięta nastolatka, jednakże w głębi serca wciąż nosi rany, które zadała jej mroczna przeszłość. Wychowała się w patologicznej rodzinie, mieszkającej w stanie Montana na skraju wielkiego lasu. Ojciec był lubiącym wypić drwalem, natomiast matka - kurą domową, które całe dnie spędzała przy pracy w stajni, sprzątaniu domu i opiece nad dziewięciorgiem dzieci, z których najmłodsze miało trzy miesiące, a najstarsze 15 lat. Pewnego dnia ojciec w alkoholowym upojeniu zadał żonie cios siekierą, a ta za kilka dni w wyniku odniesionych obrażeń zmarła. Wkrótce dzięki interwencji najstarszego dziecka - Gerarda, ojcu odebrano liczne potomstwo i osadzono ich w rodzinach zastępczych.  Dwunastoletnia wówczas Sophie została przygarnięta przez rodzinę Williamsów - bogatych prawników z Los Angeles. Dziewczyna nie mogła wymarzyć sobie czegoś wspanialszego. Wychowana w biedzie zaczęła upajać się luksusem, wygodą i niczym nieograniczoną wolnością. Zapisała się na warsztaty aktorskie i zaczęła grywać w lokalnych przedstawieniach. Z czasem zerwała kontakty z rodzeństwem i postanowiła poświęcić się całkowicie swej pasji oraz oddać beztrosce. Poprzez pieniądze i rozrywkowe życie chciała zagłuszyć w sobie złe wspomnienia z dzieciństwa. Pewnego dnia jednak, pod budynkiem, w którym mieścił się jej luksusowy apartament spotkała dziwnie wyglądającego żebraka. Po chwili zorientowała się, że to był jej ojciec! Kiedy wyszedł z więzienia, jak ją znalazł i czego od niej chciał? Wkrótce wszyscy mieli dowiedzieć się o jej mrocznej przeszłości, którą tak pieczołowicie skrywała...

4)  Po drugiej stronie hejtu
gatunek: powieść młodzieżowa

Eddy to piętnastoletni uczeń Harebore School, czyli szkoły dla mieszkańców ubogiej dzielnicy Nowego Jorku. Chłopak jest prześladowany wśród rówieśników z powodu swojej otyłości, otrzymał od nich nawet przydomek "Mamut". Nazywają go także niezdarą i ofermą. Chłopak chcę jakoś oderwać się od parszywego życia i nieznośnych kolegów. Popada w uzależnienie od internetu. Tam - w jak to określa "lepszym świecie" - poznaje Bossa, który to, jak się później okazuje, jest liderem podmiejskiego gangu narkotykowego. Proponuje Eddy'emu lepsze życie w zamian za zostanie dilerem kokainy. Chłopak z początku waha się, nie chcę popaść w kryminał, przed którym to zawsze przestrzegała go matka. Jednakże z czasem, gdy prześladowania w szkole wzmagają się, Eddy podejmuje decyzję - zgadza się na propozycję Bossa. Od tej pory zaczyna wieść podwójne życie...

5) Gorsza wersja snu
gatunek: romans

Do liceum w Phoenix uczęszcza Brian - 18 letni spokojny chłopak i wzorowy uczeń. W ostatniej klasie szkoły średniej jego wychowawczynią, a zarazem nauczycielką angielskiego zostaje profesor Miranda Hoockley - zaledwie osiem lat starsza, przepiękna, złotowłosa kobieta. Briana zachwyciła już od pierwszych zajęć, jednakże od początku wiedział on, iż o jakimkolwiek zauroczeniu nauczycielką nie mogło być mowy - to przecież nieetyczne. Z czasem jednak chłopakowi jest coraz trudniej walczyć z rodzącym się uczuciem. Nie łamie się jednak - do nauczycielki odnosi się uprzejmie, aczkolwiek z właściwym dystansem. W końcu przychodzi upragnione zakończenie roku, na co Brian reaguje z ulgą. Nareszcie koniec z widywaniem pięknej Mirandy Hoockley. Życie jednak przyniesie mu jeszcze większe próby, niż dotychczas. Dostaje się na wymarzone studia na Uniwersytecie Harwarda. Podekscytowany nowym środowiskiem przychodzi na rozpoczęcie roku akademickiego. Podczas przedstawiania wykładowców nagle zamiera, ponieważ informatyki - jego wiodącego przedmiotu uczy profesor Luiza Hoockley - starsza siostra Mirandy, niesamowicie do niej podobna. Brian ma deja vu, a jednocześnie przeczucie, że historia z tą siostrą może mieć nieco inne zakończenie...

___________________________

Tadam! :) To wszystko. Piszcie, która z tych fabuł podoba Wam się najbardziej. Jeszcze raz podkreślę, iż są to tylko takie opisy. Nie napisałam nic więcej na temat żadnej z tych powieści. To tylko pomysły, które narodziły się w mojej głowie. Kto wie? Może kiedyś któryś z nich wykorzystam? ;)

Trzymajcie się!
Paaaa :) 






wtorek, 23 maja 2017

Come back

Hej Wam! :)

Wracam do pisania bloga po kilkumiesięcznej przerwie. Wiecie - maturalny zawrót głowy i te sprawy. Nie tyle sam zawrót, co iluzja braku czasu. Tak, iluzja. Kiedy trzeba zrobić dużo, jak to w naszym mniemaniu wydaje się - zbyt dużo, to zamiast wykonywać pożyteczne lub twórcze czynności traci się czas na nicnierobieniu. Ale o tym już kiedyś pisałam, nie będę się powtarzać.
Matura to bzdura? Czy ja wiem... Napisałam, zdałam. Co do samej formy tegoż egzaminu nie mogę mieć zastrzeżeń, gdyż był on nam wybitnie na rękę. Coś czuję, że za parę lat może to ulec zmianie i młodsze roczniki (tj. te od reformy) już nie będą miały tak łatwo jak my. Ale czy to oznacza, że będą mieć gorzej? Jeśli program będzie zmieniony na bardziej hmm życiowy, to zdecydowanie można im zazdrościć, pomimo potencjalnie trudniejszego tj bardziej wymagającego egzaminu maturalnego. Cóż, nam pozostaje zdobywać to, czego jeszcze nie zdobyliśmy w liceum. Nie należę do krytyków, bo bądź co bądź wiele się przez ten czas nauczyłam, stałam się bardziej świadoma tego co się dzieje wokół mnie w Polsce, na świecie. Zrozumiałam pewne stałe procesy i zależności. Poznałam ludzi sprzed wieków, którzy mieli dokładnie takie same problemy, jak i my w teraźniejszości i co za tym idzie wiele nowych spojrzeń na to, co nas otaczało i otacza.
Nie mogę więc powiedzieć, że wszystko było złe i w ogóle matura jest bez sensu. Coś tam pokazuje. Nawet obiektywnie. Zakończyła ona przecież ważny etap w życiu- etap uczenia się w szkole. Koniec z klasami, ławkami, gąbką i kredą, że tak powiem przyziemnie. I odpytywaniem. I wiedzą na czym stoisz i co cię czeka. Studia to inna bajka, inna forma. A teraz liczenie punktów i... to dopiero za ponad miesiąc.

Teraz wakacje. I co z tym fantem zrobić? Wykorzystać ten czas - usłyszymy zapewne odpowiedź. Wykorzystać... ale jak ? A co jeśli to czas nas wykorzysta? Na początek potrzebuję dobrej książki, tak zdecydowanie potrzebuję dobrej książki. Nie pseudo-romansidła dla nastolatek... czytałam... większość wygląda mniej więcej tak samo; dziewczyna szara myszka, nigdy nie miała chłopaka, nie chce go mieć, aż tu nagle poznaje megabogatego i popularnego kolesia z urodą Adonisa z mroczną przeszłością, snuje o nim zmysłowe fantazje, on ją podrywa... i zaraz zapomina o swoich zasadach. Och, ileż można. Wszystko o tym samym. "Bestseller" - o nie, już się na to nie nabiorę. Takie to przewidywalne.
Zaczęłam też czytać ostatnio coś zdeczka innego. Polecane, reklamowane - "13 powodów".  Pierwsze kilka rozdziałów i ... już nie mogłam zasnąć w nocy. Za bardzo przejęłam się postacią. Historie o samobójstwie to raczej nie dla mnie. Spróbowałam przynajmniej i wiem. Chyba na początek przestanę kupować książki w księgarniach, a zaglądnę do dawno nieodwiedzanej biblioteki. Tak, to będzie rozsądniejsze,bo w razie kolejnej nieudanej książki przynajmniej nie będę miała poczucia zmarnowanych pieniędzy.
Polecacie mi jakąś dobrą książkę? Piszcie w komentarzach :) .

Mój pierwszy wyjazd będzie dopiero w czerwcu, więc do tego czasu trzeba twórczo się czymś zająć ;). Szkoda, że większość moich znajomych ma jeszcze szkołę ehh.
Pociesza mnie myśl, że już za 10 dni mój pierwszy w tym roku wakacyjny wyjazd, a mianowicie - Lednica. Już trzeci raz tam będę, mówiłam, że będę jeździć co roku i póki co tak jest. Świetne miejsca, atmosfera, ludzie, wrażenia i to wszystko skupione na Bogu. Aha lubię to :).
W porównaniu z zeszłorocznymi, te wakacje są dość mało obfite w wyjazdy, przynajmniej te planowane. Ale widocznie tak ma być, może zdarzy się jeszcze coś nieplanowanego i nieprzewidzianego, mam nadzieję.
No, ale co ja narzekam. Jak to miałam w planach już od dawna, w tym roku na ostatni mój obóz (niestety są one do 19 lat) wybieram się do Hiszpanii. Zawsze chciałam tam być, w końcu to moje małe marzenie się spełni.

Więcej czasu, to również przychodzące co krok przemyślenia. Chwila ciszy... i nagle nachodzą różne pytania - o sens życia, o przyszłość, o mój aktualny stan ducha, co mogę zrobić, a co muszę, czy żyję w prawdzie... Trochę się zaczynam bać, ale później stwierdzam, że uda się tak jak ma się udać, że będzie, jak powinno być, muszę się tylko temu poddać, robić co w mojej mocy i ufać Mu.

Jeśli nachodzą Was refleksje, dajcie się im porwać. Oczywiście te destrukcyjne odrzucajcie. Ale jeśli przyjdą do Was te, które wskazują, co możesz zmienić w swoim życiu, by być lepszym człowiekiem podejmij to. Nie zakładaj na uszy słuchawek i nie zagłuszaj się muzyką. Nie otępiaj alkoholem. Nie "rozluźniaj" papierosami. Chwilowe zapomnienie... właśnie, chwilowe.  Nie odwracaj na siłę myśli od tego, co Cię boli. Rany trzeba przemyć, wpierw nim się zagoją. Kluczowym jest tu przebaczenie osobom, które nas zraniły. Czasami naprawdę jest to ekstremalnie trudne, ale gdy wewnętrznie pogodzimy się z tym czego zmienić się nie da, poczujemy w końcu ulgę. Możesz już nigdy nie zadawać się z daną osobą, ale wewnętrzny ból i pomnażana wciąż nienawiść tylko Cię niszczy. Kiedyś słyszałam, że przebaczenie komuś nie jest tylko dla tej osoby, ono jest również dla nas - byśmy mogli poczuć się lepiej. Co musi dziać się w drugiej osobie, skoro ona nas rani... I odwrotnie. Staraj się zrozumieć siebie, swoje postępowanie, dlaczego denerwuje Cię akurat to, dlaczego robisz to, co robisz. Nie zadowalaj się powierzchownymi odpowiedziami, wyuczonymi niekiedy na pamięć regułkami, schematami. Zajrzyj głębiej. Może być to  nieprzyjemne, ale dowiesz się przynajmniej na czym stoisz. I będziesz mógł coś z tym zrobić.  Przykładowo jeśli ranisz swoją koleżankę np. swoimi docinkami spytaj siebie, dlaczego tak robisz. Najpierw odpowiesz zapewne coś w stylu - bo mnie wkurza. Gdy jednak zajrzysz głębiej, może przyjdzie Ci na myśl, że ranisz ją, bo sam jesteś w pewien sposób zraniony lub też zazdrościsz jej czegoś; ona ma coś czego Ty pragniesz, czujesz się niedoceniony etc, powody mogą być naprawdę różne. Tak czy inaczej za zwykłym, powierzchownym "robię to, bo mnie wkurza" może kryć się setki powodów, setki złamanych kawałków naszej osobowości. Warto zastanowić się, co z nimi zrobić. Aby te złamane kawałki nas mogły się prawidłowo zrosnąć na początek trzeba odkryć ich istnienie, zaakceptować, potraktować jako fakt i dopiero wtedy można zastanawiać się jak to wszystko ogarnąć.

Twórczego czasu Wam życzę Kochani, myślcie dużo, znajdźcie w tym codziennym zabieganiu czas na refleksję. Nie traćcie życia na powierzchowne odpowiedzi na aktualne  problemy, starajcie się zajrzeć głębiej, a może wtedy odkryjecie jak je szybciej rozwiązać. Życie jest zdecydowanie za krótkie, by było w nim dość miejsca na dni smutku, bez zdecydowanego uszczerbku na dniach radosnych. Śp. ks. Jan Kaczkowski powiedział kiedyś "Tylko nie martw się przez cały dzień. Wyznacz sobie na to godzinę, a potem ciesz się życiem”. Jak pewnie większość z nas wie był on chory na nieuleczalny nowotwór, gdy wypowiadał te słowa. Jak dla mnie mega postawa, daje mi dużo do myślenia. Tak więc stawiajmy czoła naszym problemom, by nie zatruwały nam życia przez dłuższy czas, niż to konieczne. Ale nie przez zagłuszanie ich, tylko rozwiązywanie. To trwalsze i lepsze.
Boże! Proszę, daj mi siłę, abym pogodził się z tym, czego zmienić nie mogę; odwagę, abym zmienił to, co zmienić mogę i mądrość, abym potrafił odróżnić jedno od drugiego. - Reinhold Niebuhr

Taki cytat przyszedł mi jeszcze do głowy na zakończenie. Odwagi, siły i dużo pozytywnych dni Wam życzę :). 
Do następnego wpisu,
trzymajcie się
Paaaa! :)