poniedziałek, 2 kwietnia 2018

Co dała mi w moim życiu OAZA ?



Heej Wam!:)

Wpadłam na pomysł o czym mogę napisać post, więc piszę. Pewnie część z Was wie, że należę do pewnej wspólnoty Kościoła jaką jest Ruch Światło-Życie znany szerszemu gronu odbiorców pod nazwą "Oaza". I dziś chcę powiedzieć Wam o 8 rzeczach, które dała (?) zmieniła (?) we mnie oaza.

1. Sprawiła, że stałam się odważniejsza i bardziej pewna siebie


Tak, zdecydowanie. Kiedyś bałam się odezwać w małym gronie, dziś gadam do stu osób i w sumie to nawet się już nie stresuję. Jakaś inicjatywa? Jedziemy z tym. Puszczam wodzę swojej kreatywności i w końcu mogę realizować choć część z moich "stu pomysłów na minutę". Na oazie, jeśli już się jest w niej od kilku lat, to są okazje do "publicznych przemów", które również oswajają strach. Pamiętam, że kiedyś nikt nie chciał poprowadzić wieczorku modlitewnego, moja grupa zrzuciła to na mnie. Bałam się, bo nie miałam w tym totalnie doświadczenia. Ale uzyskałam pomoc, przemogłam się i dałam radę. Teraz mogę takie coś robić bez żadnego stresu, czy oporu. Wiem, że coś potrafię i dzielę się tym, np piszę rozważania drogi krzyżowej, które później nasi uczestnicy czytają na takiej randomowej DK w parafii z wiernymi. Potrafię, więc wykorzystuję to; nie boję się dzielić z innymi tym co mam.

2. Polepszyła moją umiejętność nawiązywania relacji

Kiedyś bałam się ludzi. Teraz nie jest do mnie problemem zagadać do kogokolwiek. W czasach szkolnych, kiedy w szkole spotykałam się raczej z identycznie myślącymi ludźmi, bojącymi wychylić się poza schemat, w oazie spotkałam ludzi, którzy myślą samodzielnie i nie wstydzą się swojej odmienności, więcej - są pewni siebie i w tej odmienności się realizują. To był dla mnie szok - wow, istnieje taka młodzież. Spotkałam się tu z tolerancyjnymi ludźmi, nie patrzącymi zerojedynkowo (to jest fejm to go lubimy, to jest nie-fejm to go nie lubimy). Fakt, było kilka chamskich osób, które nie tolerowały indywidualizmu, ale takie osoby pochodziły parę miesięcy i zniechęciły się. Na dłużej zostały tylko te, którym rzeczywiście zależało na pogłębianiu swojej relacji z Panem Bogiem.
Zaczęłam otwierać się na ludzi i zawiązywać nowe znajomości, a część z nich trwa do dzisiaj. W końcu mogłam być sobą bez obawy o szykany. Bo ja byłam zawsze taką osobą, która nie zważała na to "co robią wszyscy" tylko kierowała się własnym rozumem. Wszystko co "zbiorowe" (np. wagary) mnie odrzucało. Gdy na polu urządzano bitwy na kije, szłam uprzednio do domu, by nie ponieść obrażeń. Wiele razy mogłam powiedzieć moim rówieśnikom po ich "wspaniałych" pomysłach, o których wiedziałam, że nie mają szansy się powieść tak jak im się wydaje - "A nie mówiłam?" Ale zazwyczaj powstrzymywałam się. Nie o tym jednak tutaj.


3. Nauczyła mnie zajmowania się dziećmi


Z dziećmi nie miałam raczej w życiu wiele do czynienia. To zmieniło się dopiero w oazie. Weź tu poprowadź spotkanie dla grupki dzieci z podstawówki... z początku mi nie wychodziło, ale po latach wprawy nauczyłam się nawiązywać dobre relacje z dziećmi i opowiadać im w sposób odpowiedni do ich wieku o wierze. Nauczyłam się także po prostu bawić z nimi, rozmawiać i spędzać czas. Teraz świat dzieci i młodszej młodzieży nie jest już dla mnie odległą planetą;). A już na pewno nie denerwują mnie tak jak kiedyś i o tym...

4. Nie denerwuję się już tak szybko


Wdech, wydech... to tylko dziecko, dzieci często mówią/robią głupoty i nie zdają sobie z tego sprawy i w większości przypadków też nie chcą źle. Ok wytłumaczę jeszcze raz. Dzieci zawsze będą robiły/ mówiły na przekór, okazywały swoje niezadowolenie, by chwilę później zapomnieć o wszystkim. Potrzebują jednak kogoś "nad nimi" kto powie im jasno, co mają zrobić, kogoś kto poskromi ich samowolę. Tego się nauczyłam.

5. Pokazała różne sposoby naprawdę dobrej zabawy

O tak, bawić się można na co najmniej sto sposobów i w żadnym z tych sposobów nie ma ani grama alkoholu, za to jest całe mnóstwo śmiechu. Czy to jako uczestnik, czy już jako animatorka - zawsze zadziwiało mnie, na jak wiele sposobów może bawić się taka typowa letnia 80 osobowa grupa. Większość osób po przekroczeniu pewnego wieku kończy z zabawami na zawsze, jakie to smutne! Ja mogę robić to nadal i bardzo mi to pasuje:)). Pomijając zwykłe zabawy z "pogodnego wieczorku" z oazą byłam też w parku trampolin, na kręgielni, na basenie (a propos wody mieliśmy też śmigus dyngus w wakacje ;) ), na przejażdżce wozem drabiniastnym (ha, kto z was wie dzisiaj co to?), w górach, na biwaku, na koncercie, w podziemiach, w ogrodzie botanicznym... Dyskoteki też mieliśmy. Tak, bawić się można na ponad sto sposobów!

6. Miałam okazję być... na wsi! I polubić ją

Taak, dla mnie jako typowego mieszczucha, pozostanie na wsi dłużej niż dzień to tragedia. Nie lubię tego zapachu, braku cywilizacji, typowej wiejskiej mentalności... Ale na oazie to mi prawie, że w ogóle nie przeszkadza:). Zaczynam dostrzegać plusy wiejskich klimatów. Cisza, spokój, łono przyrody, śpiew ptaków, świeże powietrze, dużo miejsca do gier, wędrówek, piękne gwieździste niebo w nocy. Sklep, czy dobry zasięg nie jest potrzebny - na co to komu, gdy przyjechało się po coś więcej. Im mniej rozpraszaczy, tym lepiej przeżyte rekolekcje. Wieś nie jest taka zła, jak może się wydawać na pierwszy rzut oka - tego się nauczyłam.

7. Mogłam poznać niesamowite historie ludzi

Przez świadectwa małżeństw, księży, zakonnic, duchownego grekokatolickiego, innych wspólnot, świadectw osób nawróconych, a skończywszy na obserwacji życia kolegi, czy koleżanki. Co człowiek to inna historia. Na ich przykładzie zobaczyłam, że naprawdę można żyć inaczej - nie pod dyktando świata, ale po Bożemu i być przy tym naprawdę szczęśliwym. Że to działa, że "pyknęło". Dało mi to dużo nadziei i motywacji co do mojego życia. Posłuchałam o czymś, o czym w mediach nie posłucham. Zobaczyłam Bożych pozytywnych wariatów, którzy nie boją się głosić Ewangelii swoim życiem. Którzy z przekonaniem mówią "żyliśmy w czystości przed ślubem i wyszło nam to na dobre", "NPR naprawdę działa", "chcieliśmy mieć siedmioro dzieci, mamy i niczego nam nie brakuje, żyjemy w dostatku i szczęściu", "nie piję, bo nie mam ochoty, nie jest mi to do niczego potrzebne", "modliłam się przez dwa miesiące o nawrócenie nieznajomego", "byłem osiedlowym,  łysym Sebixem nagle przyszło powołanie i teraz jestem księdzem" itp itd.

8.  Nawróciłam się! I z każdym dniem staram się pogłębiać moją relację z Bogiem, dążyć do świętości przez całe życie.

Ten punkt zostawiłam na koniec, gdyż jest on najważniejszy i najistotniejszy, a wiadomo, że to co czyta się pod koniec najbardziej zapada w pamięć. Nie od zawsze z moją wiarą było wszystko okay. Nie wychowywałam się w jakiejś mega katolickiej rodzinie, a już na pewno nic nie słyszałam wcześniej o oazie, zanim do niej nie trafiłam. Byłam pozamykana w sobie na wszystkie strony i bałam się dopuścić do tego wszystkiego nawet samego Boga. Jednakże z roku na rok, dostawałam bodźce, dostawałam konkretne treści, słowa, czyny; widziałam, słyszałam, czułam - w Oazie - Boga, który działa. Z roku na rok ten mur sypał się (jak w tej grze, w której uderza się piłeczką w cegły i po paru uderzeniach taka jedna cegła znika), aż w końcu zawalił się na dobre. Nawróciłam się. Pozbyłam się dualizmu w moim jestestwie. Stałam się autentyczna. Miałam Boga, nie tylko na zewnątrz, w pobożnych praktykach ale i wewnątrz siebie. Uwierzyłam Jego Miłości, uwierzyłam temu, że on mnie naprawdę może przemieniać wciąż i wciąż.  Zapewne nie stałoby się to tak szybko (chociaż i tak to było trochę), gdyby nie treści, które dała mi Oaza, czy to podczas formacji rocznej na parafii, czy zwłaszcza podczas oazy letniej. Nie było siły, dawałam Mu okazję by do mnie dotarł - i zrobił to, złamał we mnie to, co mnie blokowało i nawróciłam się. I również po tym nawróceniu np fakt, że pojechałam na kolejną oazę letnią, tak to wszystko we mnie "uklepał", utwierdził. Mogłam się rozwijać dalej, żeby to wszystko się nie rozpłynęło. Zrozumiałam też bardziej Mszę Świętą, dowiedziałam się co nieco o liturgii i teraz przeżywam to wszystko bardziej świadomie niż dawniej. I tak jest do dziś, już nie stoję w miejscu jak kiedyś, ale idę kroczek po kroczku. Droga życia do Życia jest długa; bo do zmiany na lepsze w człowieku jest wiele; ale jakże ekscytująca, just belive in Him ;)
_________________________________

To tyle na dzisiaj
piszcie, czy mieliście do czynienia z Oazą albo inną grupą i co w Was ona zmieniła:)
Trzymajcie się
Paaaa!:)




7 komentarzy:

  1. Ja sama kiedyś chodziłam na oazę i bardzo dużo wniosła do mojego życia :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Strasznie mnie podbudował Twój wpis. Oaza jest mi niezwykle bliska i dalej w niej działam, ale kiedy kończy się własna formacja to potrzeba właśnie takich świadectw, żeby móc wzrastać. Dziękuję. ��

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo mnie podbudował Twój wpis, oaza jest mi niezwykle bliska, ale kiedy kończy się własna formacja to potrzeba właśnie takich świadectw, aby móc dalej wzrastać. Dziękuję. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Mam wielu znajomych, którzy chodzili na Oazę , uwazam tez, ze wiele plusów to daje. Człowiek zbliża się do Boga, to tez otwiera jego serce do ludzi... Bardzo fajny post, pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja pierwsze słyszę o czyms takim ale widze ze bardzo dobrze wplynela na Ciebie i Twoje zycie co jest najwazniejsze :D pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. ja dzisiaj jestem dzieciatą mężatką, z doświadczeniem wieloletnim ruchu przed ślubem. oaza dała mi trzy mega ważne rzeczy: 1. zrozumienie, jak ważna jest wiara w moim życiu i jak bardzo warto na tym fundamencie budować 2. przyjaciół, którzy mimo tego, że w ruchu już od dawna nie działam, w moim życiu są stale obecni 3. wiarę w siebie, pewność siebie i odwagę, to co Ty piszesz na samym początku - kiedyś byłam niesamowicie nieśmiała, bałam się spytać kogoś obcego o godzinę na ulicy itp. dzisiaj mogę rozmawiać z każdym swobodnie i mówić dla tłumów bez tremy. czasem boję się pomyśleć kim bym była bez oazy

    OdpowiedzUsuń
  7. Mam wielu znajomych należących do oazy :) są świetnymi ludźmi!

    OdpowiedzUsuń